[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jak wyglądałby Bożydar po naturalizacji? Na pewno nie tak jak Wituś Sprytuś, o nie!Wyobraziła sobie pana doktora w fioletowym płaszczu… Jasne! Buka, wypisz wymaluj! Alboraczej jej młodsza siostra, bo wzrost nie ten.– Co chcesz przez to powiedzieć?– Jestem romantyczny, troskliwy, czuły, rodzinny, opiekuńczy, wrażliwy, kocham dzieci,uwielbiam porządek… – wymieniał swoje kobiece cechy.– Dostaję szału na widokporozrzucanych ciuchów, brudnego sedesu…„Ciekawe, czy ogląda Modę na sukces i Obnażmy ludzkie życie” – zastanawiała się,słuchając dalszego ciągu wyliczanki.„Bo jeśli ogląda, to jeszcze tylko musi dostać okresui wtedy stanie się stuprocentową babą.Nawet piersi już ma.Nie za duże, ale gdyby założyłbiustonosz z push-upem, byłoby co wypinać”.– Problem w tym, że nie jestem zwyczajną kobietą, tylko damą.– To znaczy? – zapytała, z trudem powstrzymując się od uwagi, że damy nie chodząw prześwitujących koszulach bez biustonosza.Nie mówiąc już o rozpiętym guziku… Ładna midama!– Nie znoszę wulgaryzmów, tatuaży, kolczyków w innych miejscach niż uszy… – Z jegoust wypływała lista dłuższa niż paragon z supermarketu.– Wyzywającego makijażu, kusychspódnic, głębokich dekoltów, obszarpanych dżinsów, hałaśliwego zachowania…„Czyli dobrze podejrzewałam, że Jerzyk odpada” – skonstatowała Wiktoria.Wykazpreferencji Bożydara podziałał na nią rozweselająco.Przypomniało jej się, jak razem z Meląi Anką przeglądały profile mężczyzn na portalu randkowym.Wyglądało na to, że pan doktordoskonale do nich pasuje.Ba! W kwestii wymagań zdecydowanie ich prześciga.A może tamtychfacetów ograniczał limit znaków, więc zawężali swoje życzenia do podstawowego minimum?Może gdyby administrator dał im rozwinąć skrzydła, poszybowaliby w swoich fantazjach jeszczewyżej niż pan doktor?– I według ciebie takie właśnie są zwykłe kobiety? – zapytała zaczepnie.– Bluzgające,wytatuowane, z kolczykami w nosie i w obszarpanych dżinsach? Dziś prawdziwych dam już niema?– Nie chciałbym generalizować, ale niestety takie właśnie w większości są.A poza tym,bez obrazy, bo od wszystkiego są wyjątki, zauważyłem, że z roku na rok coraz bardziejgłupiejecie: albo nie myślicie o niczym, albo myślicie nie o tym, co trzeba – rzucił brutalnądiagnozę.„Ty pokurczony troglodyto!” – oburzyła się w myśli Wiktoria i zachichotała w duchu.„Z takim poziomem samozadowolenia nigdy nie zostaniesz kobietą.Nawet jeśli obejrzyszdziesięć tysięcy odcinków Mody na sukces! Gdyby kobieta wyglądała tak jak ty, to po cichutku marzyłaby, żeby ktokolwiek zechciał na nią spojrzeć, a nie rościła sobie pretensje do byciadamą!”– Chyba jednak generalizujesz…– Jeżeli uważałbym, że wszystkie jesteście takie same, to nie siedziałbym tu teraz z tobą.– Popatrzył na Wikę zagrzewającym do boju wzrokiem trenera: „Mała, daj z siebie wszystko, niezawiedź mnie, udowodnij, że słusznie w ciebie wierzę!”.– Wspomniałem przecież, że mi siępodobasz.Właśnie dlatego, że jesteś inna.Rozmawiając z tobą, nie czuję żadnego zagrożenia…– Zagrożenia?! – Gdyby wiedział, co chętnie by zrobiła z jego spoconym łbem, nierzucałby słów na wiatr.– Zagrożenia czym?– Że jeśli ja zaproszę cię raz na kolację, to uznasz, iż zaraz potem ty możesz mniezaprosić do ołtarza.– Ciebie?! – wyrwało jej się niezbyt grzecznie.Trochę się zmieszała, ale nic niewskazywało na to, żeby poczuł się szczególnie urażony.Niby czemu? Jego przekonanieo własnej wartości było niczym betonowy schron, którego nie da się nawet nadkruszyć.Ciekawe,co miało na to większy wpływ: biały kitel czy metody wychowawcze pani Basi?– A czego mi brakuje? – Wzruszył ramionami.„Właśnie! Wszystko mam takie piękne: i oczka, i paluszki, i brzuszek…” – kpiław myślach.„Na dodatek jestem strzelisty jak wieża Eiffla, mądry jak Biblioteka Aleksandryjska,bogaty jak dom Aarona Spellinga, odporny na wstrząsy jak wieżowiec w Tokio… No, czego mibrakuje?!”– Niczego – odpowiedziała, bo była damą.– Oczywiście, że niczego.– Uważasz, że jestem za stary na żeniaczkę? Jak to mówią: stary kawaler musi być stary,natomiast pan młody wcale nie musi być młody.– Może i tak.Ale faktycznie, nie grozi ci trafienie ze mną do ołtarza.Ani nigdzie indziej.– Wolała rozwiać wszystkie obawy.– Oj, nie zarzekaj się, nie zarzekaj…– To mnie denerwuje.Nie rób tego, bardzo cię proszę.– Czego?– Przestań ciągle grozić mi palcem.– Powtórzyła gest, który naprawdę wyprowadzał jąz równowagi.– Nie jestem małym pacjentem, który odmawia połknięcia gorzkiego lekarstwa.– Przepraszam.To odruchowe.Postaram się bardziej kontrolować.– Skrucha zniknęłaz jego twarzy już po sekundzie.– No widzisz?! O tym właśnie mówiłem.Inna na twoim miejscuwdzięczyłaby się, przewracała oczyma i zanudzała mnie opowieściami o tym, jaka to z niejcudowna kobieta! Powiem ci szczerze, bo jak już wspominałem, zawsze mówię, co myślę…Przez chwilę obawiałem się, czy ty też taka nie jesteś.Pamiętasz, jak wyskoczyłem za tobąna dwór, po tej kolacji? Zaproponowałem ci kawę, a ty od razu nazwałaś to randką.Przyznam, żeprzyszło mi wtedy do głowy: „Oho! Następna sobie za szybko i za dużo obiecuje!”.Alew niczym nie przypominałaś wdzięczących się słodkich idiotek, więc postanowiłemzaryzykować…Postanowił zaryzykować?! Podejrzewał, że Wiktoria zechce zawlec do ołtarza spoconąparówkę?! Mózg Wiki zaczął pracować na takich obrotach, że aż jej w uszach piszczało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki