[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadumał się.— Doskonale.Zatem przyśpieszmy kroku tyle, ile chirra mogą wytrzymać.Jeśli tam dzieje się coś złego, to im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej.Śnieg zaskrzypiał pod kopytami, dzwoneczki zaczęły brzęczeć jak oszalałe,gdy przeszli w kłusa.Powietrze było zupełnie nieruchome, błękit bezchmurnegonieba niemal raził oczy.Poprzez nagie gałęzie drzew sączyło się słoneczne świa-tło, zostawiając po sobie niebieskawe koronki cienia na zaspach.Dzień był piękny i dziwny, dręczący Talię dziwny niepokój stanowił rażącą sprzeczność.104W wiosce, kiedy ją ujrzeli, panowała cisza, zbyt wielka cisza.Na osłanianej dwoma wzgórzami wolnej połaci ziemi, którą wieś zajęła, nie było żadnych śla-dów na śniegu, ani biegnących do wioski, ani wychodzących z niej.Bramy stałyotworem i nikt ich nie pilnował.Twarz Krisa wyrażała tak wielkie zaniepokojenie, że mózg Talii, nie musiał nawet odbierać jego uczuć, by wiedziała, iż jest tak sa-mo przestraszony jak ona.Rozkazał jej zatrzymać się, a sam zjechał ze wzgórza, na którym stali, do bramy, zabierając ze sobą swoją chirra.Nie zabawił w środku zbyt długo i ujrzała, jak zatrzaskuje się brama, a dojej uszu dobiegł odgłos zasuwanego rygla.Natychmiast po tym strzała zatoczyłałuk nad ostrokołem i wylądowała po jej stronie obwałowania z bali.Biegiem ru-szyła do miejsca, gdzie upadła.Strzała była oznaczona czterema pierścieniami —trzema zielonymi i jednym czerwonym.Sprawdziła wzór zaszyfrowany w upie-rzeniu.Nie ulegało wątpliwości, że strzała należała do Krisa.Oznaczenie przez niego strzały, choć ona nie spuszczała z niego oka przy wjeździe do wioski, mo-gło się wydać niemądre, jednak tylko w ten sposób mógł ją powiadomić, że to onosobiście zatrzasnął za sobą bramę, a nie banici zastawili na niego pułapkę.Mogło to oznaczać tylko jedno.Cała wioska padła ofiarą jakiejś plagi.„O, Panie! O, Pani! Co ja teraz pocznę!.” — pomyślała rozgorączkowana.Nagle zatoczyła się pchnięta nosem zniecierpliwionego Rolana.Poczuła jegoirytację tak wyraźnie, jakby się do niej odezwał.Miał już dość jej rozczulania się nad sobą.Teraz trzeba było działać, po prostu działać.Wiedziała doskonale, co powinna zrobić i, do licha, im szybciej się do tego zabierze, tym lepiej!Poczuła się jakby coś, co się w niej złamało, ponownie zostało złożone.Zmu-siła się do spokoju, do ułożenia planu.Napisała notatkę do Krisa, powiadamiającą go, że zostawia swoją chirra spętaną u bram wioski, by mógł wprowadzić ją dośrodka, kiedy zobaczy, iż się oddaliła.Wyjęła niczym nie oznaczoną strzałę z koł-czanu, przywiązała do niej notkę i wystrzeliła ponad ostrokołem.Przeszukała juki, wyjęła z nich mapę, bukłak na wodę i torbę z jedzeniem dla siebie i Rolana.Rzuciwszy okiem na mapę, stwierdziła, że najbliższa Świątynia Uzdrowicielileży odległa o pięć dni jazdy wierzchem na wschód.To znaczyło, że mogą tamdotrzeć z Rolanem w dwa.Spętała chirra, wskoczyła na grzbiet Rolana i ruszyliz kopyta.To w takiej właśnie chwili Towarzysz, pokonujący piorunującym krokiem od-ległość, wart był więcej niż złoto czy klejnoty.Godzinami mógł on, bez zmęcze-nia, podróżować z szybkością galopującego konia.W razie potrzeby mógł utrzy-mywać tak wyczerpujący krok przez kilka dni, obywając się tylko wodą i garściąziarna.Po przebyciu tak ciężkiej próby musiał odpocząć przez jakiś czas, jedząc do syta, jednak nigdy nie padał ze zmęczenia, rzadko zdarzało mu się naciągnąćmięśnie lub ścięgna w sytuacji, która zabiłaby konia.Towarzysz docierał wszę-dzie, gdzie mogły dotrzeć zwierzęta na kopytach, nie wykluczając wspinaczki naoblodzonych, skalistych zboczach, na co porywały się tylko kozły.Herold musiał105się tylko martwić o to, by nie spaść z siodła!Talii i Rolana nie zatrzymała nawet noc; Talia jadła i piła, nie schodząc z sio-dła, a nawet zapadała w drzemkę.Na dość suchej, dającej dobre oparcie dla nógdrodze posuwali się bez przeszkód.Rolan mógł dać z siebie wszystko.Świeciłnawet księżyc w pełni, mieli więc dość dobre rozeznanie.Hałas wywołany ichprzejazdem płoszył zwierzęta, jechali zatem w ciszy zakłócanej jedynie odgłosem dudniących po zamarzniętej ziemi kopyt.To była niesamowita podróż, jakby zesnu, szalona jazda — wydawać by się mogło donikąd.Rolan był właściwie wypo-częty, podróżowali więc nawet po zachodzie księżyca.Jednak w końcu i on musiałodpocząć.Na krótko przed świtem stanęli na malutkiej polanie obok drogi, nadstrumieniem, poniżej ściętego lodem wodospadu.Rolan zatrzymał się tuż obok stawu u stóp wodospadu, ciężko pracując boka-mi, w kłębach powstającej na mrozie pary.Wydychane powietrze zamieniało sięw szron, który osadzał się dookoła jego chrap.Talia rozbiła pokrywę lodową, ale woda była zbyt zimna, by mógł się bezpiecznie napić.Podała mu wodę z bukłaka.Po opróżnieniu napełniała go ponownie, ogrzewała wodę własnym ciałem i poiła,póki nie napił się do syta.Po raz ostatni napełniła skórzany bukłak wodą i pocią-gnęła długi łyk, oddawszy mu jedną trzecią posiadanych zapasów żywności.Wrazze wschodem słońca, którego promienie krzesały ogniste iskry, odbijając się odlodowego wodospadu, byli gotowi ponownie rozpocząć wyczerpujący bieg.Drugi postój urządzili około południa.Talia wykorzystała stosunkowo ciepłesłońce, by rozkulbaczyć Rolana, rozłożyć jego rząd do wyschnięcia, a jego same-go wytrzeć do sucha płótnem, które zawsze woziła w jukach.Oparła się głową o jego bok czując, że drżą jej kolana osłabione nie tylko oddługiej jazdy w siodle.„O, Pani pomóż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Larry Niven Cykl wiat Piercienia (1) Piercień
- Erikson Steven Malazańska Księga Poległych Tom 10 Okaleczony Bóg Tom 1 Szklana Pustynia
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (08) Córka hycla
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (28) Lód i ogień
- Anne McCaffrey Cykl Jedcy smoków z Pern (13) Smocze oko
- Pedersen Bente Cykl Raija 17 Przerwany lot
- Margit Sandemo Cykl Opowieci (01) Irlandzki romans
- McNaught Judith Cykl Kolejna Szansa 02 Doskonałoć
- Kaim Karolina Cykl Sfora 02 Wilczyca
- Bog, honor, trucizna 01 Robert Forys
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl