[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Przestań!Gapił się na nią z uniesioną stopą i otwartym dziobem.— Przestań, Skan — rzekła normalnie.— To nie ich wina.To niczyja wina.I gdybyś przestał szukać kozła ofiarnego, moglibyśmy działać.— Spojrzała naniego oczami pełnymi strachu i zdenerwowania.— Jesteś magiem; ja nie.Idź po-móc Śnieżnej Gwieździe i innym, a ja pójdę do posłańca i w twoim imieniu każęmu przesłać wiadomość do Shalamana, prosząc o pomoc.Mogę zrobić przynaj-mniej tyle.Skandranonie: to także mój syn, a ja potrafię działać bez pogróżek i gniewu.Odwróciła się i wyszła, zostawiając go z uniesioną nogą, otwartym dziobemi w głębokim szoku.Samego, bo Żurawia i Zimowej Łani już nie było.144Głupi, głupi gryfie.Wiesz, że ma rację.Obwinianie Aubriego i Judeth do niczego nie prowadzi, a jeśli ich oskarżysz, będ ˛a na ciebie wściekli.Czarny Gryfzostanie w ludzkiej pamięci jako histeryczny, nadopiekuńczy, mściwy rodzic.Co dobrego z tego przyjdzie? Nic, oczywiście.Co dobrego z tego przyjdzie?W jednej chwili opuściła go cała energia.Usiadł na podłodze, czując, że jeststary.Stary, zmęczony, pokonany i całkowicie bezradny, drżący ze strachu i dławio-ny przez własną słabość.Zamknął mocno oczy, zwiesił dziób i trząsł się.Gdzieś daleko jego syn zaginął, prawdopodobnie ranny, na pewno w tarapa-tach.I nie mógł nic, zupełnie nic na to poradzić.Tym razem Czarny Gryf nie mógłpojawić się znikąd i przyjść z pomocą.Nawet gdybym mógł kogoś uratować, to na pewno nie pojawiaj ˛ac się zni-k ˛ad.Stałem się legend ˛a za życia; moja przydatność się skończyła.Znów ta samaśpiewka, tyle tylko, że tym razem Czarny Gryf nie odrodzi się z Białego.Ciało się zużywa, biodra sztywniej ˛a, a mięśnie rw ˛a.To ja jestem stary i bezużyteczny, nieAubri i Judeth.Robi ˛a, co w ich mocy; to ja kłapałem dziobem i rzucałem głupiepogróżki.Tylko tyle zostało przegranemu wojownikowi.Przez chwilę zmagał się z potrzebą zadarcia głowy i wykrzyczenia ku niebio-som swej rozpaczy i bezradności w płonnej nadziei, że jakiś bóg go wysłucha.Jego gardło zacisnęło się.Przygnieciony nieznośną rozpaczą i bólem powoli pod-niósł głowę.Jego wzrok spoczął na drzwiach, którymi wyszła Zhaneel, a umysł odtajał,pozwalając mu znów normalnie myśleć.Kim jestem ? O czym ja myślę ? Może jestem stary, ale też jestem legend ˛a.Bohaterowie nigdy nie żyj ˛a tak długo, jak tego pragn ˛a, a większość umiera mło-do.Przetrwałem.Dzięki doświadczeniu.Jestem magiem bardziej doświadczonym niż w młodości i nawet jeśli już nie walczę, jestem m ˛adrzejszy! A moje uczucia— znam je.Znam.To samo czuł Urtho za każdym razem, gdy wylatywałem, zakażdym razem, gdy gin ˛ał jeden z jego gryfów.Kochałem go szczerze i każdym od-dechem składam mu hołd, ale był wielkim człowiekiem, bo akceptował swe życie i los.Nie jestem Urtho, ale jestem jego duchowym synem i mogę starać się dorów-nać temu, co poważam.Mogę wiele rzeczy, a zacznę od sprawdzenia, czy ´SnieżnaGwiazda czegoś nie przeoczył!Otrząsnął się, jakby zrzucał ciemny zimny cień z karku i wyszedł z sali obradtak szybko, jak mógł.Co ja szanuję w czynach Urtho, inni poważaj ˛a we mnie.Urtho potrafił stawićczoło każdej sytuacji sił ˛a swego intelektu, nawet, jeśli ta sytuacja go rozwściecza-ła.Dlatego był przywódc ˛a, a nie spanikowanym celem.Działał, kiedy inni podda-wali się emocjom.Jeśli będę myślał o tym zniknięciu tylko przez pryzmat moich uczuć, mogę pomin ˛ać coś, co zauważyłbym, gdybym nie był skupiony na sobie,145a taka pomyłka może kosztować życie.Niech historycy się spieraj ˛a, czy byłem roz-wścieczony, zdeterminowany czy spanikowany tego dnia! Do ostatniego tchu będę działał!Nie wiedział, dokąd pobiegł adept i zanim go wyśledził, Śnieżna Gwiazda zdą-żył już zgromadzić najpotężniejszych magów w swej jaskini i warsztacie.Skan,wbrew sobie, był pod wrażeniem szybkości, z jaką zadziałał mag Kaled’a’in.Trudności w namawianiu magów do współpracy były już powszechnie znane, aleŚnieżna Gwiazda w krótkim czasie dopiął swego.W warsztacie znajdowało się siedmiu magów, wliczając gospodarza.Usadzo-no ich parami przy oddzielnych stolikach, aby sobie nie przeszkadzali, a każda para szukała czegoś szczególnego: jedna telesonu, druga namiotu, trzecia kosza.Śnieżna Gwiazda pracował sam, ale gdy Skan do niego podszedł, podniósł wzroki skinął głową.— Sam szukam Tadritha — rzekł bez wstępu.— Czekałem, żebyś mi pomógł;więzy krwi, które was łączą, umożliwią znalezienie go, jeśli w ogóle da się to zrobić.Wiesz, że obaj czujecie magię tak samo.— Jeśli? — Skanowi zrobiło się zimno.Czy on chce mi powiedzieć, że Tadjest martwy? — Czy ty czujesz, że on już nie żyje?.Śnieżna Gwiazda uspokoił go.— Nie, nie czuję.Nawet, gdyby Tadrith był nieprzytomny, w normalnych oko-licznościach nadal bylibyśmy w stanie go znaleźć.Problem polega na tym, że jestem prawie pewien, iż znajdują się poza naszym zasięgiem — Białowłosy adeptKaled’a’in potrząsnął głową.— Ale „prawie” nie znaczy „całkowicie”, a wiado-mo, że ludzie dokonywali niezwykłych rzeczy pod wpływem silnych emocji.Samwiesz o tym najlepiej! Jeśli ty chcesz spróbować, ja tym bardziej.Skan zawarczał z wściekłości, ale powstrzymał się.— Głupie pytanie.Będę próbował, dopóki nie padnę.Śnieżna Gwiazda wykrzywił się.— Wiem, że to głupie pytanie; wybacz.Na szczęście kamień ani zaklęcie niesą wrażliwe na głupotę.— Wskazał stoliczek, na którym stała półkula z wulka-nicznego szkła.— Pozwolisz?Skan usiadł na krześle po przeciwnej stronie; raz czy dwa szukał już na odle-głość, ale nigdy jeszcze w parze ze Śnieżną Gwiazdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki