[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc posłuchał: przekręcił klucz i poszedłza mną ku ciemnemu wewnętrznemu przejściu, gdzie znajdowałysię kwatery wojskowe, ale gdzie o tej porannej godzinie nie byłonikogo.Cisza panowała absolutna.Za kamiennymi oknami widaćbyło tylko strzępy mgły.Nagle odwrócił się do mnie.- Co my tu robimy? - wybełkotał.Napotkał mój spokojny wzrok.I mój uśmiech.Uśmiech wiecznego życia.- Ależ.Nie zdążył powiedzieć nic więcej.Może miał czas pomyśleć; pomyśleć przez kilka sekund o tymzłowieszczym świecie, którego nigdy nie poznał.Jego szyja.Jego konwulsje.Moje umiejętne ukąszenie.Nawet wampir może czuć obrzydzenie.Nawet wysłannik Złamoże poczuć odrazę.Poczułem wstręt, pijąc jego krew.Ale potrzebowałem jej.Od zbyt dawna nie zaspokajałem mo-jego tajemnego impulsu, tej studni bez dna, jakim było moje pra-gnienie.Pozostawiłem jego ciało tak opróżnione, że musiałemotrzeć krew z kącików ust.I plunąłem krwią na trupa.221 Potem zabrałem klucze i wróciłem tą samą drogą.Miałem planuratowania dziewczynki.Jeszcze było to możliwe.Kiedy wróciłem do celi Elisendy, czułem się pogodzony z sa-mym sobą i ze swoim prawdziwym losem.Był to może pierwszyraz, kiedy czułem się naprawdę wolny.Była nadal zamknięta w celi, tak jak się spodziewałem.Jeszczepo nią nie przyszli.Zobaczyła mnie z kluczami i coś kazało jej siędomyślić, co się wydarzyło, coś kazało jej sercu dziecka wykonaćdziesięcioletni skok.Ale była dość inteligentna, żeby wiedzieć, iż są rzeczy niemoż-liwe.- Nikomu nie udało się tego dokonać - szepnęła.- Inni pró-bowali uciec i nie zdołali dotrzeć nawet do drugiego odwachu.A ja odpowiedziałem:- Możemy spróbować.I włożyłem klucz do zamka.Ale nie zdołałem go nawet prze-kręcić, bo w tym momencie nadszedł kat z pikietą.Było ich pięciuprzeciwko mnie, a ja za jedyną broń miałem moje zęby.I mojespojrzenie.Na nic się zdało.Kat powiedział spokojnym głosem:- Nadeszła godzina.%7łołnierze z pikiety utworzyli barierę między skazaną a mną,uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch w celu jej uwolnienia.Katzwiązał jej dokładnie ręce na plecach.Poczułem, że ziemia chwie-je mi się pod nogami, kiedy dostrzegłem wbity we mnie zrezy-gnowany wzrok dziewczynki.Elisenda została wyprowadzona na główny dziedziniec Cytade-li, gdzie zginęło ylu uczciwych ludzi i gdzie szafot postawiono na222 stałe; rzadkie były dni, kiedy korzystano z niego tylko jeden raz.Oczami, które wydawały się nie należeć do mnie, ujrzałem, jakkat odwrócony plecami wchodzi po drabinie, wciągając Elisendęza pomocą postronka, którym była związana.Zręczność i siła tegoczłowieka wydały mi się niewiarygodne.Kiedy miał swoją ofiaręwystarczająco wysoko, schwycił ją w pasie i umieścił pod sznu-rem, zawiązując go po lewej stronie szyi, dokładnie pod uchem,gdyż zapewniało to złamanie kręgów.Przeszedł mnie dreszcz,kiedy sznur pokrył się natychmiast włosami dziewczynki.Zawarczał werbel, tylko jeden.Była to tania śmierć.Wszystko to było przerażające, nawet dla kogoś takiego jak ja,ale poza tym wydarzyło się coś, czego nie przewidziałem.OtóżElisenda niewiele ważyła i zwykły spadek ciała po otworzeniu sięzapadni nie spowodowałby jej śmierci.Trzeba było czegoś więcej.Dlatego kat rzucił się na jej ciało w chwili, kiedy otwierała sięzapadnia, spadając wraz z Elisenda i huśtając się z nią.Były todwa ciała w jednym, były to dwie potworności i dla mnie dwieśmierci.Jednak należy sprawiedliwie przyznać, że ten odrażający czynbył dowodem profesjonalizmu, jeśli można to tak określić.W tensposób zapewniało się, że na skutek dodatkowego obciążenia szy-ja ofiary natychmiast pęknie.Ale nie chciałem tego przyznać.Niemogłem.Pozostałem pochylony, czując w ustach gorzką ślinę.Ipochyliłem się jeszcze bardziej, pod ciężarem całego bólu, jakizgromadziłem w moim życiu, kiedy ujrzałem, jak hrabia Hiszpa-nii, ubrany w swój najlepszy galowy strój, inicjuje przy szubienicyswoje taneczne kroki.Opowiadano mi o tej potwornej ceremonii,223 o tym paroksyzmie okrucieństwa, ale do tej chwili nigdy tego niewidziałem.Po raz pierwszy omal nie opuściły mnie siły.I tej nocy pożegnałem się z Cytadelą, pożegnałem się ze sta-nowiskiem, które wielu chciałoby piastować i które dawało miwładzę i bogactwo.Jako sekretarzowi hrabiego Hiszpanii za-zdroszczono mi, ale nie mogłem dłużej być lokajem władzy, któraunicestwiała nie tylko jakikolwiek przejaw wolności, lecz nawetjakąkolwiek myśl.Musiałem zaczynać od nowa, musiałem znowupogrążyć się jak cień w mieście, które było dla mnie wieczne.W długiej drodze, owej drodze, której nikomu nie mogłemzdradzić, byłem świadkiem poszukiwania wolności, nawet za ce-nę życia.Ale wolność była snem, który nigdy nie miał się spełnić.Przypomniałem sobie kobietę, którą widziałem rodzącą w 1714roku pod splamionym krwią dzwonem, i przypomniałem sobie toszczególne światło, pomimo bólu pałające w jej oczach.Chciała,żeby córka urodziła się wolna w wolnym mieście, ale nie udało sięto ani jej córce, ani jej wnuczce; jedyną rzeczą, jaką zdołały osią-gnąć, była nadzieja złączona z historią miasta.A teraz ta nadziejarozwiewała się na zawsze.Poza tym znowu pozostawiałem za sobą trupa.Musiałemuciekać.I tej nocy przeistoczyłem się raz jeszcze w wielkiego nieznajo-mego, pogrążyłem się znowu we mgle wieków. 27.Dom cieniNa ulicy Baja de San Pedro gromadzi się historia miasta, jegodrobnych kupców, jego podwórek pozbawionych światła i mał-żeństw, które pozostawiły całą swoją czułość w księdze rachun-kowej, między jakimś  winien i jakimś  ma.Panny młode sta-rzeją się przed oknem, w którym znają wszystkie promienie słoń-ca, a dzieci uczy się, że szarość też może być kolorem nadziei.Marta Vives spojrzała na dom.Był wąski i kamienny, ale został pokryty, z pewnością w po-czątkach XX wieku, warstwą tynku, która zrobiła się już niemalczarna.Oryginalny kamień można było dostrzec w miejscach,gdzie tynk odprysnął, a gdzieniegdzie w szparach zrodził się cudtrawy.Po obu jego stronach stały inne budynki, nowocześniejsze i wjakiś sposób bardziej uroczyste, a w nich można było dostrzecoznaki życia: doniczki na balkonach, kołysane wiatrem firanki,suszącą się bieliznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki