[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast patrzeć na zewnątrz, patrzył na mnie.Jego oczy odzwier-ciedlały czystą radość.Jego twarz promieniała.A uczucia były nie-skrywane, absolutnie czyste i uczciwe.Tylko nie potrafiłam ichuporządkować. Mimo tego wzruszającego przeżycia i moich spontanicznie wy-rażonych życzeń nie odważyłam się wyjść na pokład.Nie chciałamniczego uprzedzać, pozwolić, by moje dobre chęci umarły w zarodku.Chciałam podejść do wszystkiego ze spokojem.A więc zostałam obokCyrila, zmuszałam się, żeby nie zerkać zbyt często w jego promienneoczy, i rozkoszowałam się ostatnią półgodziną podróżą promem.Minęliśmy Brecąhou, małą wyspę wysuniętą do przodu, któraznajdowała się w posiadaniu braci Barclay, a krótko potem rozpostarłosię przed nami wysokie pełne rozpadlin klifowe wybrzeże Sark.Ze zdziwieniem przyglądałam się wspaniałej grze kolorów skał iroślinności, a szczególnie zafascynowały mnie łuki skalne i ciemnewejścia do jaskiń, które wydawały się prowadzić do wnętrza skał.- To złudzenie - zapewnił mnie Cyril.- Większość z nich mierzy tylkojedną, albo dwie długości łodzi, za niektórymi kryją się zresztąnaprawdę piękne groty.- Hm, a to jest twoja robota - powiedziałam.- Wożenie łódką turystówpo jaskiniach.- Sceptycznie wysunęłam dolną wargę.Cyril lekko ścisnął moje ramię.- Dla ciebie zorganizowałbym specjalną przejażdżkę.- Niczego nie uprzedzaj - mruknęłam.- Myślę, że zacznę od spacerupo plaży na płytkiej wodzie w Cobo Bay.- No to fajnie - ucieszył się.- W najbliższy weekend ma być naprawdęprzyjemnie.Słonecznie, do osiemnastu stopni.- Mrugnął do mnie.-Myślę, że na wszelki wypadek wezmę deskę.- Spacery to raczej nie twoja specjalność? - zadrwiłam z niego.Cyrilwzruszył ramionami.- To zależy.- Ach, tak - powiedziałam.- A od czego? - Od miejsca, okazji i.- Spojrzał na mnie szeroko się uśmiechając -.od towarzystwa naturalnie.- No tak, a więc ja ci nie wystarczę, no nie? - odparłam.Mina Cyrilaod razu spoważniała.- Niby dlaczego tak sądzisz?- No tak, z powodu deski.- odpowiedziałam z wahaniem i wydawałomi się, że jestem niesamowicie głupia, skoro muszę wyjaśniać własneżarciki.Cyril miał raczej inne poczucie humoru niż ja, a jak się niepołapię, to narobię sobie z nim więcej szkody, niż bym chciała.- Tylko dla ciebie zabiorę ją ze sobą, Elodie - powiedział.- Rozu-miesz, tylko dla ciebie.Bo to ty właśnie powiedziałaś, że chciałabyś siętego nauczyć.Przełknęłam ślinę, spojrzałam na bok, namacałam zamek mojegoplecaka i udawałam, że czegoś szukam.Co tak naprawdę myślisz? Co sobie po tej wycieczce obiecujesz? Czegowłaściwie ode mnie chcesz? - To pytania, jakie powinnam mu była zadać.Albo po prostu całkiem bezpośrednio: Jesteś we mnie zakochany?Nie mam pojęcia, dlaczego tego nie zrobiłam.Może dlatego, że niechciałam się skompromitować.Poza tym nawet w najmniejszymstopniu nie miałam jasności co do własnych uczuć.Nie mogłabympowiedzieć, czy byłam w nim zakochana, pomijając fakt, czy chciałamgo pocałować, czy pragnęłam czegoś więcej.OK, naprawdę wyglądałnieziemsko atrakcyjnie, wprawiał mnie w zakłopotanie i fascynował.Przede wszystkim lubiłam być blisko niego.W jakiś niewyjaśnionysposób jego obecność mnie uspokajała.Czułam się bezpieczna.I niechciałam tego zepsuć jakimiś nieprzemyślanymi lub pochopnymipytaniami.- Jeśli chcesz tu żyć, musisz się znać na osobliwościach morza-usłyszałam jego słowa.- Moim zdaniem to ważne, żebyś się nauczyłapływać i surfować.Może nawet nurkować.Mam dość czasu, żeby cię tego nauczyć.I nie tylko tego, Elodie.nie pytaj mnie, dlaczego,ale zrobię to z przyjemnością.Po prostu lubię, jak jesteś blisko, czujęnawet, że muszę być w pobliżu ciebie.Nie potrafię tego wyjaśnić, poprostu tak już jest.Przytaknęłam.Potem podniosłam głowę i spojrzałam na niego.Jegospojrzenie było tak otwarte i miękkie, że mogłam z miejsca się w nimzatopić.- Lubię być z tobą, Cyrilu - przyznałam.- I też tak do końca nie wiem,dlaczego tak jest.- OK - powiedział cicho.Jego palce przelotnie pogłaskały mnie popoliczku i przez ułamek sekundy już myślałam, że zaraz mnie pocałuje,a wtedy pozwoliłabym mu na to.Ale tego nie zrobił, lecz uśmiechnąłsię znowu swoim cyrilowym uśmiechem, który wywoływał we mnie tobłogie poczucie bezpieczeństwa, aż w końcu zaczął mówić dalejnaprawdę pełnym żalu tonem: - Dzisiaj nie będę mógł ci towarzyszyć.W następnych dniach też nie.Obawiam się, że się zobaczymy dopierow sobotę w Cobo Bay.Jeśli chcesz.Z serca wystąpiło mi gorzkie rozczarowanie i otoczyło moje gardłoniczym wąski pierścień.- Jasne.oczywiście, chciałabym - odparłam i z trudem przełknęłamślinę.Właściwie Cyril chciał nam pokazać łąkę, na której znalezionoLauren, i właściwie powinnam była mu to teraz wypomnieć.Ale dałamspokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki