[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedno kłamstwo pociąga za sobą następne.Sama so-bie zaprzeczasz.Najpierw mówisz, że Jonathan podsłuchał nasząrozmowę, z której dowiedział się, co mu grozi, stracił przytomność,od wstrząsu psychicznego wpadł w stan graniczący z katatonią lubczymś podobnym.Doktor Tracy uznał, że jest bezsilny, Jonathananależy zawiezć do kliniki.Czemu więc zwlekałaś? Ty, taka dobra,kochająca, wprost umierająca z niepokoju o syna matka! Nie odwio-złaś na wpół sparaliżowanego Jonathana natychmiast? Czekałaś dodziś? Odwlekając leczenie? Albo jesteś nieprawdopodobnie głupia,albo mnie uważasz za kompletnego idiotę.Jest i trzecia opcja.Ruth wie, że jej mąż jest mordercą.Od kiedy?Nieważne.Ważne, że wie i Jon wie, że ona wie.Szantażuje ją zabi-ciem Jonathana. Jego życie zależy od twego posłuszeństwa, skarbie.Wykonasz każde moje polecenie bez sprzeciwu.Potrafię go zabić tak,iż nikomu do głowy nie przyjdzie, że to ja.Przypomnij sobie Emily iAnnette, kochanie.Dziś Jon uznał, że zdrowy Jonathan mu przeszkadza. Ty, Ruth,również mi dziś przeszkadzasz.Wpakujesz Jonathana do samochodui wywieziesz nocą, potajemnie.Do innego stanu.Założysz perukę,okulary.Jonathanowi dolepimy wąsy i brodę.Nikt nie ma prawa wasrozpoznać.Zatrzymasz się w jakimś podrzędnym motelu pod fałszy-wym nazwiskiem.Wrócisz za dwa, trzy dni.Także nocą, niepostrze-żenie.Pamiętaj o Emily i Annette.Pamiętaj też, że wiedząc, kim je-stem i nie zgłaszając tego na policję, stałaś się wspólnikiem moichzbrodni.Jeżeli mnie dopadną, dopadną i ciebie.Czeka cię za współ-udział dożywocie, kochanie.Niby się trzyma kupy, a jednak mi nie pasuje.Cholera, Jennifer, nie pasuje!Ciągle odnoszę wrażenie, że coś istotnego przeoczyłem.Czuję siętak, jakbym był tuż, tuż.Jeden klocek mojej układanki jest prawie pewniakiem.Wszystkosię kręci wokół rodziny Miltonów.I doktora Tracy'ego.348 Postraszyć doktora! Który nie ma pojęcia, że Ruth wywozi Jona-thana pod osłoną nocy.Już uspokojona, bo wie, że wścibskiej ekipynie będzie.Połączył się z doktorem. Mark, jadę do ciebie. I tak nic ci nie powiem, szeryfie. Sądzę, że powiesz.Właśnie rozmawiałem z Ruth.Podobno Jo-nathan doznał silnego wstrząsu psychicznego.Podobno stwierdziłeśpotrzebę umieszczenia go w klinice psychiatrycznej.Podobno, zgod-nie z twoim zaleceniem, Ruth wywozi go dziś, jak się sama wyraziła,pod osłoną nocy, do kliniki.Sama.Osobiście.Bez Jona.Bo Jon spityna amen.Mark, słyszysz mnie? Chryste, słyszę. Wykiwał cię, prawda, doktorku? Nie spodziewałeś się takiegoobrotu sprawy? Chryste, nie.Jeszcze nie dziś.Nic nie wskazywało na to, żedzisiaj.Dobrze, szeryfie.Przyjeżdżaj.Czekam.Zresztą, przygotowa-łem się do tej rozmowy. Przygotowałeś? Za dobrze cię znam.Jesteś upierdliwy.Swojej porannej roz-mowy ze mną nie dokończyłeś.To się do jej dalszego ciągu przygoto-wałem. Tym razem ci nie odpuszczę, Mark.Ten, kogo tak kryjesz, po-rwał dziś Annę, towarzyszącego jej jako ochrona Chrisa, Louise Duvali Amelię.W domu pastora jatka.Zostawił dwa urżnięte palce Amelii. Chryste.Amelia.Anna.Chris.Louise.Przyjeżdżaj na-tychmiast szeryfie.Zdążysz.Zabije ich pod osłoną nocy.Dokładniejak powiedziała Ruth. 6.Zdążysz, powiedział.Zabije ich pod osłoną nocy.Pękł.Zdążę, Jennifer.Zdążę.Tracy pękł ostatecznie.Przeliczyłeśsię, morderco.Twój wspólnik zachował resztki sumienia.Sumienienie pozwoli mu nadal milczeć.Wyda cię.Wtedy i twoją rolę, kochanaRuth, dopasuję do swojej układanki.Zahamował przed nędznym domem doktora.Wypadł z mustanga.A jeśli to ty mnie wykiwałeś, Tracy? Bramka otwarta.Drzwi otwar-te.Nawiałeś? Zamydliłeś mi oczy, że czekasz, nawet przygotowanydo rozmowy? Cholera, Tracy! Daleko nie uciekniesz.Obstawię patro-lami wszystkie wylotówki z miasta!Biegł korytarzem. Tracy, ty draniu! Uciekłeś! Poczekalnia dla pacjentów pusta. Tracy, ty pieprzony draniu! Salonik pusty. Tracy, ty pieprzony draniu  powtórzył, wpadając do gabine-tu, chociaż Mark Tracy tam był.Był i stojąc na krześle w białym, le-karskim fartuchu, zdejmował ze ściany oprawioną w ramki przysięgęHipokratesa. Nie wrzeszcz  odezwał się.Stęknął, schodząc z krzesła. Nieuciekłem. Cholera, Tracy, gadaj! Spokojnie, szeryfie.Spójrz na mnie.Jestem spokojny.Zdążysz.I ja zdążę. Z czym zdążysz, draniu? Nie twoja sprawa, szeryfie.Ty masz swoje powody, a ja swoje.Dla ciebie ważne, aby ocalić Amelię.Jak go znam, założył jej tamują-cy krew opatrunek.Jak go znam, a znam go doskonale, trzyma ichwszystkich żywych w swojej kryjówce.Przerażonych, lecz żywych,szeryfie.Umierających z przerażenia, lecz żywych. Doktor Tracyściągnął fartuch.Wrzucił go do kubła na śmieci.Rzucił na podłogę350 oprawioną w ramki przysięgę Hipokratesa.Zachrzęściło rozdeptywa-ne nogami szkło. Co ty wyprawiasz, Tracy?!  krzyknął Haig. Przysięgałem dochowywać tajemnicy lekarskiej, szeryfie.Niedochowam jej.A to znaczy, że przestaję być lekarzem.Siadaj za biur-kiem.Przygotowałem karty zdrowia Jona Miltona.Są w tej kopercie.Zapoznaj się z nimi.Wiele ci one opowiedzą o Jonie.To, co ważne, coistotne, dla ułatwienia podkreśliłem czerwonym flamastrem. Bawisz się ze mną w kotka i myszkę? Gadaj sam, co jest w tychkartach zdrowia.Masz mnie za idiotę, Mark? Nie znam się na medy-cynie! Lektura twoich kart zdrowia zajmie mi mnóstwo czasu.Rozu-miem, chcesz na nim zyskać.Albo zwyczajnie mnie wykiwać, podsu-wając spreparowane fałszywki.Nadal chronisz swego wspólnika!Odegrałeś komedię z fartuchem, z deptaniem przysięgi Hipokratesa,bo honor niby nie pozwala ci nadal pozostać lekarzem.Skąd to nagłepoczucie honoru, draniu? Cwaniak! Ja zajmę się kartami zdrowia, aty tymczasem nawiejesz uprzedzić wspólnika.Mark Tracy przysunął krzesło do biurka.Usiadł.Spojrzał na Haigaz ironią.I ze współczuciem. Szeryfie, nawiać mogłem natychmiast po porannej rozmowie ztobą.Przepaść jak kamień w wodę. Czyżby? W obawie przed swoim wspólnikiem błagałeś mnie,żeby ci nie przydzielać anioła stróża! Bo zabije natychmiast tego,kogo tak straszliwie, bez opamiętania kochasz.A teraz nagle nibymnie oczekiwałeś! Przygotowany do rozmowy.Naprawdę sądzisz, żepozwolę się wykiwać? W co ty zagrywasz, draniu? Wyduszę to z cie-bie!Doktor patrzył na Haiga już bez ironii.Wyłącznie ze współczu-ciem. Opanuj się, szeryfie.Odrzuć wściekłość, bo nie pozwala ci lo-gicznie myśleć.W tych kartach zawarta jest suma wiedzy o JonieMiltonie.Jakby historia jego życia, o którym nie masz pojęcia.A po-winieneś mieć, jeśli chcesz dopaść mordercę.Siedzę naprzeciwkociebie.Gotowy do objaśnień medycznych terminów, nazw leków.Jeśli obawiasz się, że ci ucieknę, przykuj mnie kajdankami do poręczykrzesła.Ale ja, szeryfie, jak Will Barkins, nie mam dokąd uciekać.Anipo co. Will był najnieszczęśliwszym z ludzi! Jak śmiesz porównywaćsię do Willa?351  A co ty wiesz o moim nieszczęściu, szeryfie? Nic.I dobrze.Bo gówno mnie ono obchodzi! Tracisz cenny czas, Stan. Zaraz stracę panowanie nad sobą! Ta twoja Ruth się wygadała.Miałeś z nią romans.Jonathan jest twoim synem! Chronisz go przedJonem Miltonem.Jon to twój zbrodniczy wspólnik! Dopóki nie zapoznasz się z kartami zdrowia, nie powiem anisłowa.Możesz nie zdążyć.Amelia, Anna, Louise, Chris umrą. Ty staniesz się odpowiedzialny za ich śmierć, doktorze. Tak sądzisz? %7łe wyłącznie ja? A może winny będzie twój głupiupór, szeryfie? Powtarzam: wszystko, co ważne, podkreśliłem, nawetuzupełniłem dziś notatkami wyjaśniającymi na marginesach.Skupsię na tym.Czegoś nie zrozumiesz, zapytasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki