[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego mama jej to zrobiła?Jeremy był podobno tylko jej ojcem chrzestnym.Co, do cholery, mama sobie myślała?Nie chciała przeklinać, nawet w myślach, ale to przynosiło jejpewną ulgę.Czy mama kiedykolwiek traktowała ją inaczej, niż inne dzieci?Czy bardziej kochała Skye, albo Mickey'a? Czy może wolała ją?84 Julia nie wiedziała, którą z tych dwóch możliwości woli.Czy tata wie?Tak.Na pewno wiedział! Musiał wiedzieć! Ale on i tak byłbeznadziejnie zakochany w mamie.Trzymali się za ręce i skryciewymieniali pocałunki.Zmiali się razem, jakby dzielili wszystkietajemnice świata.Może i tak było!Jak on mógł udawać, że nic się nie stało? Jak on mógł kochaćją, Julię, tak samo jak Skye i Aidana, którzy byli jego własnymidziećmi? Julia nie wątpiła, że tak było.Adam kochał ją równiemocno co dzieci, których był prawdziwym ojcem.On był jej tatą.Ale jak tego dokonał?Jak kochać równie mocno dziecko, które pochodzi od innegorodzica?Jułia stała jak sparaliżowana i nic więcej już do niej niedocierało.Aidan z ciocią Fioną.%7łałowała, że nie przebrała się wcześniej.Gdyby dała sobie spokój z zaplataniem warkoczy, mogłabyzłapać ciocię Fionę na długo przed tym, zanim spotkał ją Aidan.A wtedy Aidan i ciocia nigdy nie przeprowadziliby tej strasznejrozmowy.Ona nigdy by się o tym wszystkim nie dowiedziała. A jeśli Julia coś przeczuwa? Może dlatego jest taka oschła".Czy przeczuwała?Dlaczego nie lubiła Jeremy'ego Jordana?Zawsze tak dziwnie się jej przypatrywał.Wszystko obracał wżart.Za często się śmiał.Nigdy nie miał w sobie odrobinypowagi.Czy to naganne?Wyglądał jak ona.85 Czy myślała o tym wcześniej?Czy zauważyła to, zanim o tym usłyszała?Mogła zwyczajnie się z tym pogodzić.Rozumiała, co mieli namyśli.Nie musiała się długo zastanawiać.Ponieważ sama skrycie o tym myślała?Może jednak wcześniej coś usłyszała? Coś, co wzbudziło jejpodejrzenie.I chciała uciec.Uciec przed tym, co nieuniknione.To, co ryzykowne, niebezpieczne, zawsze ją pociągało.Alecodzienne trudności, problemy, zbyt często wydawały się Juliinie do pokonania.Czy on nie jest taki sam?Jej biologiczny ojciec.Jeremy Jordan.Nie! Jej tatą jest Adam!Chciała mieć ojca, którego mogła podziwiać.Kogoś, kto byłsilny, miły i stanowczy.Kogoś, kto mógł objąć wszystkich,których kochał i sprawić, by każdy z nich poczuł się bezpiecznie.Chciała mieć tatę, który byłby twardy jak skała.Kogoś, ktoobetrze łzy i lekko pocałuje w czubek nosa na dobranoc.Chciała mieć tatę, który opowiada bajki i mówi, że jestspokrewniony z elfami, a przez to i ona również.Chciała mieć wżyłach tę dziką, irlandzką krew, z której był tak dumny.Chciałamieć pewność, że on nigdy jej nie zawiedzie.Chciała wiedzieć,że zawsze może na niego liczyć, że on zawsze będzie na niączekał.Ona chciała mieć ojca, który potrafi ujezdzićnajdzikszego ogiera.Chciała za ojca Adama.Nie Jeremy'ego Jordana.-Dlaczego tu stoisz? - dobiegł ją rozbawiony głos Skye.86 Jej uśmiechnięta twarz przypominała twarz mamy.Skye niemusiała wątpić w to, kim byli jej rodzice.Nie musiała wstydzićsię za swojego ojca.-Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.Córka Adama.Szczęściara z tej Skye!Na zewnątrz słychać było stukot końskich kopyt.Z kuchnidolatywały apetyczne zapachy.Pani Potter znowu coś piekła.-Ty też wiedziałaś? - krzyknęła Julia ze łzami w oczach.- Napewno wiedziałaś, ty cholerna smarkulo! - I wybiegła z pokoju,potrącając Skye.Na schodach natknęła się na Aidana, ale nawet nie raczyła naniego spojrzeć.- Co to, u licha, się dzieje? - zapytał.-Zwariowała! -podsumowała Skye, śpiesząc zasiostrą.- Po prostu na mnie nakrzyczała.Zupełnie nie wiem,dlaczego.To może przez ten pożar.Jak myślisz, Aidan? Czy togorąco coś jej uszkodziło? Może to ci bogowie ognia wyrządzilijej jakąś krzywdę?- Bzdura! - powiedział Aidan, widząc jak Julia przeskakujeprzez ogrodzenie wokół padoku.- Co ona właściwie powiedziała,Skye?- Nawrzeszczala na mnie - pożaliła się młodsza siostra.- Co takiego krzyczała, skarbie? - zapytał nieobecny.-Coś o tym, że ja na pewno wiedziałam - odparła Skye.- Aleco? A potem nazwała mnie smarkulą.Powiem to mamie, jakwróci do domu.- Dobry Boże! - jęknął Aidan i nerwowo przesunął dłonią powłosach.- Słyszała nas!- Kogo? - zapytała Skye.- Co słyszała, Aidan? Ale Aidan jużjej nie odpowiedział, tylko pędempuścił się za Julią.87 Rozdział 7Aidan dogonił Julię dopiero daleko na wrzosowiskach.Długojechali obok siebie, milcząc.Ona sprawiała wrażenie, jakby niezdawała sobie sprawy z jego obecności, ale Aidan wiedział, żejest inaczej.Po prostu przeciągała tę chwilę.Po części miałochotę zostawić ją samą, pośród wiatru i wrzosowisk, bo do nichnależała.Julia była jak ptak.Lub raczej dziki koń.Choć takróżne, oba te obrazy doskonale oddawały jej naturę.Miał ochotęzostawić ją samą, by przewietrzyła myśli, by zmądrzała i nabrałarozsądku przed powrotem na farmę.Ale Julia była tylkodzieckiem.Nie uciekała od niego.Uciekała przed prawdą.A on, jakonajstarszy, podjął się odpowiedzialności, to od niego zależałoszczęście pozostałych.Postępował tak, jak postąpiłby ojciec.Próbował ratować Julię przed nią samą.Nie oglądała się za siebie.To nie leżało w jej naturze, miała wsobie zbyt wiele dumy.Aidan nie zamierzał jej tego pozbawiać.Wstrzymał konia, dał jej fory.Po chwili odkryła, że został z tyłu.Mimo szumu wiatru i uderzeń końskich kopyt zorientowała się,że nie jedzie już obok niej.Znała go na tyle, by wiedzieć, że tylkoten jeden raz dał jej szan-88 sę.%7łe więcej prezentów nie może od niego oczekiwać.Zareagowała dokładnie tak, jak przewidział.Udało się jej zatrzymać konia dopiero po jakichś stu jardach.Był to jeden z tych młodych, nie do końca ułożonych ogierów.Chciał biec dalej, lecz Julia również miała silny charakter.Pokazała koniowi, kto tu rządzi.Aidan pochwalił ją w myślach.Nie tak łatwo było zapanować nad tym zwierzęciem.Udało sięjej, ale nie udowodniła w ten sposób niczego, czego już wcześniejby o niej nie wiedział.Julia doskonale radziła sobie z końmi.Chyba najlepiej z nich wszystkich, może za wyjątkiem Mikey'a.W tej dziedzinie oboje osiągnęli doskonałość, tylko to się dla nichliczyło.Widok otwierał się na wszystkie strony.Strumień wił się wśródzieleni, las, ocean, farma -wszystko znajdowało się gdzieś woddali.Tylko niebo było blisko, ale i jego nie mogliby dotknąć,choć przejrzyste powietrze zdawało się obiecywać, że ten szerokilazur jest na wyciągnięcie ręki, tuż nad ich głowami, dokoła nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki