[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oszołomiony, podniósł głowę.Spojrzał na leniwegopogromcę tygrysów, który go wytresował, nauczył, jak ma, dwa razydziennie, odbywać swoją eskapadę i sam był zaskoczony wyłamaniem siętego tygrysa z dyscypliny, a teraz podnosił bicz i krzyknął na kota, ale byłojuż za pózno.Znowu mignęła łapa i bezgłowyjuż pingwin zachwiał się, alenie przewrócił, ponieważ druga łapa tygrysa przyszpiliła jego płe-twiastestopy do piasku.Tygrys miał już spróbować trunku, który przed chwiląodkorkował, kiedy poczuł smagnięcie bicza na grzbiecie i odwrócił się zrykiem ku człowiekowi, który zarówno chłostał go, jak i żywił odkocięcych lat.- Nie będziesz na mnie warczał, chłopcze, ooo nie! - krzyknął mójbileciarz, okładając wściekle zwierzę.Dopiero teraz, kiedy malutka głowa ze zdumionymi oczami w kształciepaciorków legła na czerwonej, drewnianej balustradzie, dwoje dzieci nawidowni, siedzących parę rzędów wyżej, zdało sobie sprawę, że nie było dobrze z pingwinem, którego wygłupy podziwiały.Z powodów, które -jakwyjaśniła mi pózniej pani Hoyt- miały istotneznaczenie dla utrzymania tych bestii w dyscyplinie i zapewnienia bezpie-czeństwa ich panu, musiały one wykonać bezbłędnie cały numer od nowa,zanim pozwolono im wyjść z klatki i dostać mięso w nagrodę.Podczaskiedy tych dwoje dzieci szlochało, a ich rodzice mówili:  Spokojnie, spo-kojnie, to tylko taka sztuczka", zdenerwowane tygrysy, warcząc grozne naswojego pana, wykonały ponownie swoje zadanie.Znowu dają susa, prze-kręcają się przez grzbiet, skaczą przez obręcze.Znowu kładą się wszystkie,patrząc przed siebie.Znowu podnosi się haczyk z tyłu klatki.Znowupojawia się dramatyczna sylwetka pulchnego niskiego kolesia o nosie jakbanan.I znowu wchodzi pingwin, spodziewając się oklasków i świeżejryby.Nie mam pojęcia, o czym myślał ten pingwin, kiedy przechodził kołoswojego bezgłowego kolegi, który wyglądał jak brudna piłka.- Nie! Nie! Uciekaj! - krzyknął chłopiec z mojej lewej strony.Wspominam tę scenę, panie Macy, tylko po to, żeby przedstawićstan, w jakim znajdował się ten cyrk w 1922 roku, bo potem oglądałemparę chińskich akrobatów w średnim wieku, ku zaniepokojeniu widowniwyginających się w najbardziej niezwykłe kształty.Oglądałem mężczyznę wwysadzanym cekinami kostiumie, który huśtał się ospale na trapezie, zanimspadł na siatkę, a z niej na ziemię i zaczął zdejmować kostium, zanimzniknął za zasłoną.Przez cały czas grał na rozstrojonym pianinie jakiśwyraznie zniechęcony do wszystkiego sześćdziesięciolatek.Od czasu doczasu mamrotał z bolesną powagą do wystraszonych dzieci:- Ach, cyrk! To magia, czysta magia!- Wie pan, to człowiek po konserwatorium - powiedziała mi pózniej, pochylając głowę, wybrana przez Paula Caldwella na najbliższego członkarodziny Emma Hoyt.Oczywiście jej interes był na krawędzi upadku.Myślę, że podtrzymała go jeszcze z tydzień, ale byłem świadkiem przedśmiertnych skurczów Cyrku Latających Braci Hoytów.Większość zdańzaczynała od słów:  W lepszych czasach", albo:  Kiedy żył mój mąż, Boyd",albo, co najbardziej interesujące:  Paul bardzo by się zdenerwował, gdybyzobaczył, że wszystko tak się kończy".Kobieta w wieku czterdziestu pięciu lat albo coś koło tego, i nic po-zbawiona uroku, nadal ubrana była jak major w jakiejś noszącej jaskrawemundury armii, włosy blond wcisnęła pod czerwony cylinder.Paliłajednego papierosa za drugim, ale się nimi nie zaciągała.Jej wóz pachniałperfumami, psami, z którymi występowała, i odchodami dzikich zwierząt.Miała ochotę porozmawiać o Paulu Caldwellu.Powiedziałem jej, że byćmoże odziedziczyła po nim pewną sumkę, ale zbeształa mnie:- To niemożliwe.On jest tylko zaginiony.Opracowałem moje notatki tak, żeby się panu łatwiej czytało, oddającmniej więcej to, co na pewno powiedziano.(Uważa pan, że powinniśmyprzedstawiać wygładzone opowieści z długimi dialogami, czy tylkofragmenty moich notatek? Mniemam, że ta druga wersja jest bardziej rzeczywista", ale czytelnik woli czuć, że to jemu się to przydarza, jeślirozumie pan, o co mi chodzi.)- Pańska wizyta, panie Ferrell, przywołuje tak wiele wspomnień.Paulbył najcudowniejszą rzeczą, jaka przydarzyła się temu cyrkowi, jego miłośćdo tego, co robiliśmy.Myślałam o nim codziennie, kiedy walczył na wojniewłaśnie o to, o magię naszego cyrku.Och, proszę mnie zle nie zrozumieć,wiem, że Niemcy też mają dobre cyrki, ale jestem pewna, że kajzer nie był ich wielbicielem.My, wolni ludzie, cenimy rzeczy, których tacy jak onnigdy by nie tolerowali.Napisałam do Paula, kiedy Boyd został wezwany, by odebrać swojąwieczną nagrodę, oznajmiłam mu, że zrobię wszystko, żeby zatrzymać dlaniego ten cyrk.Mógł go wziąć, gdyby zechciał, po wojnie.Mógłbyprzywrócić mu świetność.Takie oddanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki