[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobało ci się?Twarz Nutta rozjaśniła się nagle. Tak.To było cudowne.Ten gwar, ten tłum, te krzyki, och, krzyki! Stają się niczym krew.Równy rytm,chór! Nie być samotnym! Nie być jednym, ale zjednoczonym ze wszystkimi, wspólnym umysłem i wspólnymcelem! Przepraszam bardzo. Zauważył jej minę.Gwałtowność wybuchu Nutta była jak podmuch z otwartego piekarnika.Prawdziwe szczęście, że nieprzypaliło jej włosów. Czyli jesteś raczej zadowolony? O tak! Klimat był wspaniały! Tego nie próbowałam  zaryzykowała Glenda. Ale pudding groszkowy jest zwykle całkiem smaczny.Zgrzyt szkła i brzęk łyżeczki zwiastował przybycie Juliet, a raczej kubka herbaty, który trzymała przed sobą jak puchar, a sama sunęła za nim niby ogon komety.Glenda była pod wrażeniem.Herbata znajdowała sięw kubku, zamiast na spodeczku, i miała akceptowalny brązowy kolor, który zwykle charakteryzuje herbatę izwykle bywa jedyną herbacianą cechą charakteryzującą herbatę przygotowaną przez Juliet.Trev usiadł, a Glenda zastanowiła się, od jak dawna słucha rozmowy.Owszem, w sytuacjach trudnychmoże się sprawdzał, i przynajmniej mył się od czasu do czasu i miał szczoteczkę do zębów, ale Juliet to ktośwyjątkowy, prawda? Dla niej nadawałby się jedynie książę.Technicznie oznaczało to lorda Vetinariego, alebył o wiele za stary.Poza tym nikt nie wiedział, z której strony łóżka wstaje  ani czy w ogóle kładzie się dołóżka.Jednak pewnego dnia pojawi się odpowiedni książę, choćby Glenda miała go przywlec na łańcuchu.Odwróciła głowę.Nutt znowu przyglądał się jej z uwagą.Cóż, jej książka była mocno zatrzaśnięta.Niktnie będzie przeglądał jej stron.A jutro przekona się, co kombinują magowie.To łatwe.Będzie niewidzialna.* * *W ciszy nocy Nutt siedział w swoim ulubionym miejscu, to znaczy w jeszcze innym pomieszczeniu,całkiem blisko od kadzi.Płonęły świece, a on pochylał się nad znalezionym stołem, wpatrywał się w kartkępapieru i z roztargnieniem dłubał w uchu ołówkiem.Technicznie biorąc, był ekspertem poezji miłosnej przez wieki i wielokrotnie omawiał ją z panną Heal-stether, zamkową bibliotekarką.Próbował też podyskutować o niej z Lady, ale roześmiała się i oświadczyła,że to frywolność, choć przydatna w nauce słownictwa, recytacji, rytmu i ekspresji jako środków prowadzą-cych do celu, a konkretnie do skłonienia młodej dziewczyny, by zdjęła z siebie całą odzież.Wtedy Nutt nie dokońca zrozumiał, o co jej chodzi.Brzmiało to jak opis sztuczki magicznej.Postukał ołówkiem o papier.Zamkowa biblioteka była pełna poezji, którą czytał chciwie, jak czytałwszystkie książki, nie wiedząc, po co została napisana ani co właściwie miała osiągnąć.Jednak typowo,wiersze pisane przez mężczyzn dla kobiet realizowały podobny wzorzec.I teraz Nutt, mając do dyspozycjicały świat najpiękniejszych strof, nie mógł znalezć odpowiednich słów.Ale po chwili kiwnął głową.Tak, sławny poemat Roberta Scandala  Oi! Do jego głuchej kochanki!.Zcałą pewnością miał odpowiedni układ i tempo.Oczywiście, musiała być jakaś muza, przecież poezja zawszepotrzebuje muzy.Tak, to może być pewien kłopot.Juliet, choć całkiem atrakcyjna, była w jego wyobrażeniuczymś w rodzaju przyjaznego ducha.Hmm.Aha, naturalnie.Nutt wyciągnął z ucha ołówek, zawahał się i napisał:Zpiewam, lecz nie o miłości, co oślepia ludzi;Zpiewam, by cześć należną oddać dobroci muzie.Ognie pod kadziami przygasały, ale umysł Nutta gorzał jasno.* * *Koło północy Glenda uznała, że może bezpiecznie zostawić chłopców, by robili to, co zwykle robiąchłopcy, kiedy nie ma w pobliżu opiekujących się nimi kobiet.Musiała dopilnować, żeby wraz z Juliet zdążyćna nocny omnibus.A to oznaczało, że w końcu mogła się położyć we własnym łóżku.Rozejrzała się po maleńkiej, oświetlonej świecą sypialni, i spojrzała prosto w oczy  co nie było łatwe Pana Kiwaczka, transcendentnego trójokiego misia.Przyjemnie byłoby w tym miejscu uzyskać jakieś ko-smiczne wytłumaczenie, ale wszechświat nigdy niczego nie tłumaczy, daje tylko więcej pytań.Sięgnęła w dół ukradkowo, choć przyglądał się jej tylko trójoki miś, i z nieskutecznie ukrytego pod łóż-kiem złoża wyjęła najnowszą Iradnę Comb-Buttworthy.Po dziesięciu minutach lektury, która doprowadziłają całkiem daleko w głąb książki (pani Comb-Buttworthy wydawała tomiki chudsze nawet od jej bohaterek),doznała uczucia deja vu.Co więcej, było to deja vu do kwadratu, ponieważ miała uczucie, że kiedyś już miałatakie deja vu. Tak naprawdę one wszystkie są takie same, prawda?  zwróciła się do trójokiego misia. Wiesz, że tobędzie pokojówka Mary albo ktoś podobny, że będzie dwóch mężczyzn i ona w końcu zdobędzie tego miłego,musi nastąpić jakieś nieporozumienie, nigdy nie posuną się dalej niż do pocałunku, no i masz absolutną gwarancję, że na przykład ekscytująca wojna domowa, inwazja trolli ani nawet dowolna scena kuchenna napewno się nie zdarzą.Najlepsze, czego można oczekiwać, to burza z piorunami.Wszystko to nie miało właściwie nic wspólnego z prawdziwym życiem, które  choć istotnie zdradzałopewien niedostatek wojen domowych i inwazji trolli  miało przynajmniej dość przyzwoitości, by spora jegoczęść działa się w kuchni.Książka wysunęła się z jej dłoni i trzydzieści sekund pózniej Glenda spała już mocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki