[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tę samą, w którą możemy się teraz ugryzć.Wdepnęliśmy w gówno ijeśli zaraz czegoś nie zrobimy, będziemy w nim siedzieć po szyję.Rozmowa była zdecydowanie zbyt szczegółowa jak na gust Budy.Ale chciał usłyszećzgodę klienta i upewnić się, że Edmund ma świadomość, że cena poszła w górę.Sama robotanie powinna być trudna, dziewczyna nie była szczególnie ostrożna, ale wcześniej musiałwyjaśnić jeszcze pewną kłopotliwą kwestię.Kiedy usłyszał, że nazywa się Grazdani,znieruchomiał.Nazwisko brzmiało z albańska, w związku z czym wolał mieć absolutnąpewność, że jej śmierć nikogo nie rozjuszy.Nie chciał wywołać kolejnej krwawej waśni, jakta z lat dziewięćdziesiątych.Planował zgarnąć dziewczynę i przetrzymać, sprawdzającjednocześnie, czy w którejś z okolicznych grup nie ma Grazdanich.Ale jakie były na toszanse?- W porządku - powiedział w końcu Edmund, czując takie samo odrętwienie, jakienaszło go, gdy w ogóle zgodził się układać z tym człowiekiem.- Tak naprawdę trzeba się zająć obojgiem - ciągnął Buda.- Kolejne dziesięć procent.- Od całości czy od tego, co zostało?- O nieodrodny finansista - stwierdził Buda.- Od całości.Buda się rozłączył i wezwał Preka Vllasiego i Gentiego Hajdiniego do swojego biuramieszczącego się w przyczepie zaparkowanej w magazynie.Zrugał swoich starszychpomocników po albańsku.- Byliście beznadziejni.W ogóle się nie przestraszyła.Nic jej nie zrobiliście?- Widzisz - powiedział Genti do Preka - powinniśmy byli ją załatwić, gdy była okazja.Mówiłem wczoraj, że kilka klapsów nic nie da.- Odwrócił się do Budy.- To twarda suka.- Widzę - stwierdził Buda.Genti przez cały dzień robił sobie okłady na podbite oko.-Teraz przez nią cała sprawa wezmie w łeb.Wie, co się stało, Bóg jeden wie skąd.Musicieteraz tam wrócić i zgarnąć ją z ulicy, a chłopaczka zlikwidować.- Chłopaczka? - powiedział Prek.- Którego? Tego, z którym spędziła wczorajszepopołudnie? Nie rozpoznamy go, chyba że akurat z nią będzie.- Gość nie odstępuje jej na krok! - warknął Buda.Gotował się w środku, ale szybkouświadomił sobie, że Prek słusznie jest ostrożny.Zabicie niewłaściwego człowieka byłobyczymś fatalnym. - Załatwię jego zdjęcie z uczelnianej bazy danych i prześlę wam na komórki.Nazywasię.George Wilson - oznajmił, zaglądając do notatki.- I pamiętajcie, zgarnijcie tę Grazdani -dodał.- Tylko jej nie dotykajcie, zwierzaki, dopóki się nie okaże, że nie jest spokrewniona znikim ważnym.Wtedy będzie cała wasza.Rozumiesz, Genti? Ponoć kilka minut temuwęszyła w pracowni Rothmana.Zabierzcie ją do domku letniskowego i zadzwońcie do mnie,gdy już tam dotrzecie.I wezcie ze sobą Neriego Krasnigiego.Wygląda na to, że we dwójkęnie potraficie sobie z nią poradzić.Krasnigi, w grupie stosunkowo od niedawna, był młodszy, niedoświadczony i o wielebrutalniejszy niż Genti czy Prek.Obu dotknęło ostatnie polecenie, ale nie dali tego po sobiepoznać.Kiedy wyszli z przyczepy, Buda krzyknął za nimi:- Na akcję wezcie białą furgonetkę, potem ją porzućcie.Do domku pojedzcieniebieską.Prek podniósł kciuk na znak zgody i odszedł.Neri siedział w starym, zniszczonym fotelu na tyłach magazynu.Czytał niemieckiego Playboya.Wsiedli do białej furgonetki.Tablice rejestracyjne były zasłonięte specjalniepomalowanym gipsem, który wyglądał na zaschnięte błoto.Wyjechali na Lorillard Place, kierując się szybko w stronę East Fordham Road.Prekwprowadził Neriego w szczegóły akcji.Mieli przeprowadzić coś, co było jedną z albańskichspecjalności: oszałamiająco szybki atak i porwanie w biały dzień na oczach ludzi.Neri byłpodekscytowany, to miała być jego pierwsza oficjalna mokra robota.Sprawdzili pistoletyautomatyczne: były załadowane.Rzucili na tył furgonetki taśmę przemysłową, koce,kominiarki, dwa mundury ochrony Centrum Medycznego i pojemnik z Sewofluranem,lotnym, szybko działającym anestetykiem wziewnym.Zatrzymali się przed garażem, Genti wyskoczył, przesiadł się do niebieskiejfurgonetki, którą pojechał za Prekiem, i zaparkował w pobliżu mostu Waszyngtona.Przesiadłsię z powrotem do białego wozu i ruszyli w stronę Centrum Medycznego UniwersytetuColumbia. Rozdział 46Centrum Medyczne Uniwersytetu ColumbiaNowy Jork 25 marca 2011, 15.30Kiedy George Wilson rozważał zawiadomienie o sprawie policji, Pia robiła dokładnieto samo.Nie na poważnie, ale taka myśl przeszła jej przez głowę.Niewątpliwie policyjnidetektywi poprowadziliby dochodzenie znacznie sprawniej i skuteczniej, bez problemudocierając do informacji, do których ona nie miała szansy nawet się zbliżyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki