[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czterowiersz 44, Centuria III, NostradamusNietoperze były wszędzie.Piszcząca, nieustannie porusza-jąca się chmara wypełniała przestrzeń pomiędzy czubkamidrzew, zasłaniając popołudniowe słońce i zaciągając niebonieznośną ciemnością.Mimo to dusza kamiennego serca nuciłapean na cześć powrotu do domu tak głośny, że przewyższałhałas i rzucał błękitne światło, które przenikało fałszywymrok jasnością poranka.Ogłuszony tym dzwiękiem Cedric Owen zachwiał sięi postawił Fernandeza de Aguilara na ziemi.Taszczył goprzez pół dnia biegnącą w górę ścieżką wytyczoną przezDiega, który kroczył przez zarośla dziesięć metrów przed nim.De Aguilar nie obudził się, gdy Cedric ułożył go wśród250wysokiej trawy na polanie, podobnie jak nie obudziły gonawoływania ptaków, pomruk jaguara lub głos przerażonegomuła, którego ryk spłoszył nietoperze do lotu.Nie zbudziłago też trwająca trzy dni podróż do tej polany, w połowie drogina górę wyrastającą w samym sercu dżungli.Z wyjątkiemnietoperzy i śpiewu kamiennego serca nic nie tłumaczyło,dlaczego nie rosły tu drzewa. Dotarliśmy na miejsce powiedział Owen, rozprostowując kości. Czuję to. W takim razie możemy założyć obóz.Diego przyklęknął na piętach, wycinając krąg darni naognisko.Carlos i Sanchez, bracia, którzy im towarzyszyli,przywiązali muły i poszli szukać drewna na opał.MinęliOwena bez słowa, chociaż miał wrażenie, że wszyscy trzejspoglądali na niego przychylnym wzrokiem od czasu, gdyuniósł de Aguilara i taszczył go przez ostatnie kilometry.Poczuł się zaskoczony i zabolało go to, że nie było mu toobojętne.Pochylił się i zbadał puls de Aguilara na szyi i nadgarstku,żeby wypełnić czas.Puls wątrobowy był wątły jak nić, a pulsserca niespokojny.Nie dowiedział się niczego nowego.Odrana dzwigał Hiszpana na ramionach, słuchając coraz cięż-szego oddechu w miarę gromadzenia się płynu w płucach.Lekkie zapalenie płuc po kilku godzinach przerodziło sięw poważny stan.Owen mógł mu jedynie wlewać wodę dogardła, masując szyję, oraz podawać walerianę i korę wierzbyze świadomością, że czyni to raczej dla siebie, aby czuć sięużytecznym, zamiast z przekonania, iż pomoże tym przyja-cielowi.Sprawdził, czy w pobliżu nie ma węży, odłożył kamienne251serce do torby i wyjął z głębi mały mieszek z lekarstwami.Chmara nietoperzy udała się tam, skąd przyleciała, i dodżungli powróciło hałaśliwe i barwne życie, jakie widzieliprzez trzy ostatnie dni.Na gałęziach siedziały małe, koloroweptaki, wypełniając przestrzeń krzykami.W głębi dżungliwiększe stworzenia latały, tropiły zdobycz, nawoływały i za-bijały.Gdzieś w oddali rozległ się pomruk jaguara.Owen po-stanowił go zignorować.Kamienne serce leżało bezpieczniew torbie, którą postawił pod nogami, i nie zapowiadałoniebezpieczeństwa.Obok niego przeszedł Diego, niosąc drew-no na opał.Owen złapał go za ramię. Dotarliśmy na miejsce powtórzył. Musimy działać, póki możemy.Jeśli będziemy zwlekali, Fernandez umrze.Diego potrząsnął głową. Pora nie jest właściwa.Najpierw rozpalimy ognisko.Zjemy trochę kukurydzy i wypijemy resztkę wody.Pózniejbędziemy czekali. Dlaczego? Przecież dotarliśmy na miejsce? Czyżbyśnie pojmował, czym jest śmierć, skoro odnosisz się do niej takniefrasobliwie?Diego obracał w dłoniach topór z czarnego kamienia,zastanawiając się nad jego słowami.Po chwili uśmiechnął sięnieznacznie, czego nie czynił nigdy wcześniej. Cedricu Owenie, czy wiesz, dokąd pójść i co zrobićz błękitnym kamiennym sercem? Nie? Ja również tego niewiem.Dopóki nie nadejdzie ten, który wie, co należy czynić,nie możemy niczego zrobić.Pozostaje nam jedynie czekać.252Jaguar pojawił się wczesnym wieczorem, kiedy cienie drzewkładły się na polanie ostro zarysowanymi pasami, przypomi-nającymi kraty klatki.Cedric Owen siedział przy ognisku, otumaniony przez dym.W słabnącym świetle zaczęły powracać nietoperze, najpierwpojedynczo, pózniej parami.Po sklepieniu nieba co jakiś czasprzesuwały się niewielkie sylwetki.Zmrok wydobył to, co wcześniej było niewidoczne.Pomrukiwielkich bestii udających się na łowy i przerazliwe okrzykiśmierci otaczały ich zewsząd, powodując, że muły kręciły sięniespokojnie i szarpały na postronku.Nawet Diego sprawiałwrażenie zaniepokojonego.Przestraszony Indianin siedział wraz z dwoma braćmi przymałym ognisku, które rozniecili.Owen spoczął po drugiejstronie, trzymając w dłoniach torbę z kamienną czaszką.Obok niego leżał bez czucia de Aguilar.Czekali.Ognisko przygasało, żarząc się i zamieniającw popiół.Owen wypił łyk wody i napoił de Aguilara, a gdyoczekiwanie przedłużało się ponad miarę, wstał i ruszyłw stronę środka polany, gdzie dostrzegł nieregularne żółtemigotanie.Jakiś przedmiot lśnił wśród zarośli.Owen rozgarnął stopązwiędłe liście i świeżą trawę, i ujrzał blask twardego i jasnegoprzedmiotu barwy jaskółczego ziela.Upadł na kolana, abyodgarnąć piasek.Po chwili zamrugał do niego mały prosto-kątny kamień maślanej barwy, chwytając ostatnie promieniezachodzącego słońca.Obok spoczywały inne kamienie w różnych odcieniachżółci, jedne jaśniejsze od drugich, o czerwonych krawędziachbarwy krwi, świecące pomarańczowym płomieniem, niekiedyrzucające zielonkawą poświatę.Zaczął pracować z jeszczewiększym zapałem, aby je oczyścić.Po chwili rozbłysływszystkimi kolorami słońca i ognia, łapiąc promienie zamie-rającego światła.Owen przysiadł na piętach.Przed nimukazała się okrągła mozaika pełna ognia, otoczona czer-wonymi i niebieskimi wężami. Mój Boże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Card, Scott Orson Ender I, El juego de Ender
- Scott Shane Fool's Gold, The Truth Behind Angel Investing in America (2008)
- Rohan Michael Scott Zima wiata t. 1 Lodowe kowadło
- Browne, Scott Anonyme Untote Eine Zombie Liebesgeschichte
- Scott Walter Guy Mannering czyli astrolog
- 56 Orson Scott Card Enderova hra
- Oleg Diwow Nocny Obserwator
- Coctail nad zalewem Zofia Kaczorowska
- Nowakowski Orfeusz Czas prawdziwej miłoÂści
- Frederick Kirchhoff The Emperor's Library 1 The Flight
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ko7ko7ko7.htw.pl