[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lena szybko zapięła bluzę, przyglądając się, jakSmith obszukuje Molly bez przejawiania jakichkolwiek uczuć.Odsunęła się od swojejfotografii na ścianie, usiadła na podłodze i zaczęła rozwiązywać pantofle.Kawałkami plastraprzykleiła scyzoryk w podbiciu stopy, miała nadzieję, że nie będzie go widać przezskarpetkę.Starała się ukryć zdenerwowanie, podając Smithowi buty, których cholewkidotąd maskowały ukryty scyzoryk.Powtarzała w myślach, że jeśli nie przeszuka jejponownie i nie każe zdjąć skarpetek, wszystko będzie dobrze.Obrócił pantofle podeszwamiku górze, popatrzył na nie, po czym zajrzał do środka.To samo zrobił z butami Molly irzucił obie pary na podłogę.Molly przysunęła swoje, żeby je włożyć, aleją powstrzymał.Zaczął grzebać w pudle z kanapkami, szukając kontrabandy, zaraz jednak rozkazał:Zabierzcie to i zanieście do sali.Lena klęknęła, żeby podnieść pudło, ale z dłoniąprzyciśniętą do piersi zaczekała, aż Molly dzwignie skrzynkę z wodą i otworzy wahadłowedrzwi prowadzące do sali ogólnej.Wcześniej zdążyła włożyć pantofle, tylko ich niezawiązała.Stopy także miała spocone, więc tym bardziej wyraznie czuła scyzorykprzyklejony plastrem pod skarpetką.Jak miała go przekazać zakładnikom? Zresztą, czymógł im w czymkolwiek pomóc?Szybko skupiła się na tym, co było w jej mocy, i rozejrzała ciekawie po sali.Panował tu nieopisany bałagan, stwierdziła jednak, że plan sytuacyjny sporządzony przez Franka iPata dość dobrze zgadza się z rzeczywistością.Z otworów systemu wentylacyjnegowystawały powtykane ubrania, część regałów i szafek na akta została przesunięta w celuzabarykadowania drzwi.Brad stał na środku sali w samych bokserkach i białympodkoszulku, jego chude, słabo owłosione nogi wystawały jak patyki z czarnych skarpetek isłużbowych pantofli.Za nim na podłodze siedziały trzy dziewczynki i tuliły się do Marliniczym stadko spłoszonych sikorek.Jeszcze dalej siedziała Sara, oparta plecami o ścianę.Trzymała na kolanach głowę rannego mężczyzny leżącego z nogami wyciągniętymi wkierunku środka sali.Lena aż się potknęła i z hukiem postawiła pudło na podłodze, gdyrozpoznała w nim Jeffreya.Zwietnie odezwał się Brad, który zaczął błyskawicznie oglądać przyniesionekanapki.Podniósł na nią oczy rozszerzone bardziej niż zwykle i dodał głębokim, gardłowymbarytonem: Matt jest ranny w ramię.Co?Matt powtórzył, ruchem głowy wskazując Jeffreya.Został postrzelony w ramię.Aha mruknęła, jakby wszystko rozumiała, choć nie potrafiła sobie wytłumaczyć, oco chodzi.To odzyskuje, to znów traci przytomność wyjaśniła cicho Sara zatroskanymgłosem.Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzyma.Możemy mu jakoś pomóc? wtrąciła Molly.Sara ledwie mogła dobyć z siebie głosu.Odchrząknęła i powiedziała:Należałoby go stąd zabrać.Nie ma mowy burknął Smith, przerzucając kanapki i odczytując nalepki naopakowaniach.Rety, co za gówno. Robił to wyraznie na pokaz i Lena doszła do wniosku, że specjalnie dla niej.Samazaczynała powoli odczuwać mdłości na widok policyjnego munduru, stawała się jedną ztych, które wzywają gliniarzy do awanturującego się chłopaka, a chwilę pózniej są gotowerzucić się do nóg stróżom prawa i błagać, żeby nie zabierali jej ukochanego do więzienia.Uważała, że istnieje wyodrębniona grupa kobiet, które zachowują się i patrzą na otaczającyje świat, jakby oczekiwały kolejnego ciosu.W dodatku roztaczały wokół siebie dziwną aurę,może wydzielały jakieś feromony, które przyciągały facetów uwielbiających pastwić się nadkobietami.On potrzebuje natychmiastowej pomocy lekarskiej wycedziła Sara.Molly zdjęła stetoskop z szyi i ruszyła w jej stronę.A ty dokąd?! warknął groznie Smith.Chciałam tylko.Ach, proszę uprzejmie.Skłonił się teatralnie i usunął się z drogi.Dostrzegł, że Lenabacznie mu się przygląda, i puścił do niej oko.Domyśliła się, czego od nich oczekuje, toteż bez namysłu powiedziała cicho:Bardzo dziękujemy.Zaczęła rozpakowywać kanapki i podawać je dzieciom, pytając kolejno, jak się czują.Wciąż jednak czuła się odizolowana od wszystkiego, jakby to ktoś inny się tym zajmował, aona, niewidzialna, unosiła się w powietrzu i obserwowała to z boku.Znowu zadzwonił telefon.Smith cofnął się szybko do biurka sekretarki, podniósłsłuchawkę i z hukiem cisnął ją z powrotem na widełki.Jedna z przestraszonych dziewczynek aż się wzdrygnęła.Ja chcę do taty.Tak, wiem.Cicho odezwała się do niej łagodnie.Już niedługo. Mała jednak zaczęła płakać i Lena pospiesznie wsunęła jej w rączkę otwartą butelkęwody mineralnej, próbując opanować narastającą wściekłość i poczucie bezradności.Nie płacz szepnęła błagalnym tonem, myśląc, że nigdy nie umiała sobie radzić zdziećmi.Wszystko będzie dobrze.Marla jęknęła gardłowo, utkwiwszy w niej spojrzenie szklistych oczu.Lena postanowiła wcielić się w rolę pielęgniarki.Dobrze się pani czuje? zapytała, kładąc dłoń na ramieniu sekretarki.Wszystko wporządku?Smith wrócił i stanął nad Molly i Sarą.Najwyrazniej niezadowolony z rozwojuwydarzeń, burknął:Wystarczy.Zabierajcie się stąd.I wyprowadzcie tę starą małpę.Jemu potrzebna jest pomoc zaoponowała słabo Molly.A mnie? zapytał bandyta, wskazując zaciśniętą wokół ramienia białą szmatkę zdużą krwawą plamą.Telefon zadzwonił po raz kolejny.Widocznie Wagner zaczynała robić w gacie,ujrzawszy, jak wynoszą zwłoki Matta na ulicę.W karetce są niezbędne środki powiedziała Molly.Pozwól Mattowi stąd odjechać,a ja zostanę zamiast niego.Oho, znalazły się bohaterki rzucił ironicznie Smith do swego kumpla.Lena wciąż klęczała przy Marli i o mało jej nie kopnął, ruszając w kierunku drzwi.Bezsłowa złapał jedną z dziewczynek za rączkę i pociągnął za sobą.Mała krzyknęła, ale ścisnąłją silnie za nadgarstek i natychmiast umilkła.Wyszedł z nią do lobby i zaczął się naradzaćze wspólnikiem.Nie wstając z klęczek, Lena odwróciła się powoli, udając, że ich obserwuje,a jednocześnie powoli wyciągnęła rękę do tyłu, żeby wydobyć ukryty scyzoryk.Nagle ktoś ją złapał za dłoń, nie miała jednak odwagi, żeby się obejrzeć.Brad stał z boku, więc to napewno nie on.Dziewczynki były zbyt przerażone, żeby się choćby poruszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki