[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie powiedziała coś Dzidziusiowi,stojąc przy jego łóżeczku, układając zmęczone dziecko, a następnieodgarniając mu włosy z czoła, gdy przytulił się do ulubionego kocyka i włożyłkciuk do buzi.174emalutkausoladnacs Opierając się łokciem o blat kredensu, Will uśmiechnął się łagodnie.Znowu odczuł tęsknotę za rzeczami, których mu zawsze brakowało,obserwowanie ich było niemal tak dobre jak branie w nich udziału.W takichchwilach jego miłość do Eleonory wzrastała, stawała się czymś więcej niżzwykłą miłością męża do żony.Elly była mu matką, której nigdy nie znał.Utożsamiał się z chłopcami, którzy mieli poczucie bezpieczeństwa, nieobawiali się przyszłości, byli zadbani.Ogarnęło go nagłe zadziwienie, gdy zrozumiał, że oto co wieczór będzieczęścią tego żywego obrazu.Odtąd mógł myć piegowate buzie, wkładać rączkiw rękawy piżamek, zbierać brudne ubranka i gdzieś z ukrycia obserwowaćczułe pożegnania na dobranoc.Otrzyma za to cząstkę tego, co stracił.Rytuał dobiegł końca.Eleonora wstała i pomachała dwoma palcamiDonaldowi Wade.Nagle chłopiec usiadł i zażądał: Chcę pocałować Willa na dobranoc.Will uniósł łokieć z kredensu.Na jego twarzy widniało zaskoczenie.Eleonora odwróciła się i odnalazła męża wzrokiem w oświetlonym lampąpokoju.Zauważyła, że się waha, ale przejrzała go i wiedziała, co się za tym kryje wyczuła w nim coraz silniejszy niepokój oczekiwania. Donald Wade chce cię pocałować  powtórzyła. Mnie?  Czuł się nadal jak intruz, chociaż wyprostował sięwyczekująco.Donald Wade wyciągnął rączki.Will spojrzał ponownie na Eleonorę,roześmiał się, podrapał w brodę i przeszedł przez pokój, czując się niezręczniei nie na miejscu.Usiadł na brzegu łóżka, a rączki chłopca zacisnęły się najego szyi.Małe usteczka  wilgotne i pachnące lekko mlekiem  na chwilęprzycisnęły się do ust Willa.Było to takie nieoczekiwane i takie.takieszczere.Nigdy wcześniej nie całował dziecka na dobranoc i nie odgadłby, jakdziała taki pocałunek.Ma magiczną moc i sprawia, że komuś robi się ciepłona sercu. Dobranoc, Will. Dobranoc, kemo sabe. Mam na imię Hopalong.175emalutkausoladnacs  Och, popełniłem błąd. Will roześmiał się. Powinienem byłsprawdzić, jak nazywa się koń, który czeka na ciebie na zewnątrz.A więc toTopper, biały rumak?Kiedy Will wstawał od łóżeczka Donalda, Dzidziuś już nie leżał.Stał przyporęczy, patrząc na niego.Tomcio.który potrzebował czasu, aby polubićWilla.Tomcio.który czasami nadal onieśmielał dorosłego mężczyznę.Tomcio.który naśladował swojego brata we wszystkim.Pocałował go, choćnie objął.Maleńkie usteczka były ciepłe i wilgotne, gdy Will nachylił się, abyich dotknąć.Boże miłościwy, nigdy nie odgadłby, jak czuje się człowiek dwa razypocałowany na dobranoc.Potrzebny.Kochany. Dobranoc, Tomciu.Dziecko patrzyło na niego dużymi piwnymi oczami. Pożegnaj się z Willem  matka podpowiedziała mu cicho. Dobranoc, Wiw.Tomcio do tej pory nie wypowiedział ani razu imienia Willa.Tozniekształcone słowo trafiło prosto do jego serca.Wzruszony patrzył, jakEleonora po raz drugi układa synka do snu, zanim przyłączy się do niego.Stali przez chwilę obok siebie, przyglądając się badawczo dzieciom.Ogarnęło ich poczucie bliskości i harmonii.Zapomnieli o niedociągnięciach,brakach, zgrzytach.Mieli nadzieję, że będzie lepiej.Zostawiając uchylone drzwi, weszli do sypialni.Było zupełnie ciemno,nie licząc smugi światła dochodzącej z pokoju chłopców i z kuchni.Will przeciągnął ręką po włosach i uśmiechnął się.Po chwili wyprostowałsię, wybuchając radosnym śmiechem. Nigdy nie żegnałem się tak na dobranoc. Wiem.Szukał sposobu, aby wyrazić poczucie pełni, jakiego w głębi duszydoświadczył.Nie znalazł go.Z sieroty wyrósł włóczęga.Włóczęga zamienił sięw więznia, więzień w najemnego robotnika, a robotnik w zastępczego tatusia!Nie potrafił wyrazić, co znaczy dla niego pięć ostatnich minut.Will mógł tylkokiwać głową zdziwiony. To było coś bardzo, bardzo ważnego, nieprawdaż?176emalutkausoladnacs Zrozumiała.To zdziwienie mówiło samo za siebie.Nigdy nie oczekiwał, żerazem z prawem do jej domu otrzyma prawo do dzieci.Jednak rozpoznała, żejego uczucie do nich wzrasta, widziała jasno, jakim będzie ojcem delikatnym, cierpliwym, takim, który nigdy nie potraktuje lekceważącomałych radości towarzyszących wychowaniu dzieci. Tak, to było bardzo ważne.Opuścił rękę i podniósł głowę. Naprawdę lubię tę dwójkę, wiesz o tym? Chociaż zachowywali się tak niegrzecznie w czasie kolacji? Och, to.to nic nie znaczy.Mieli wspaniały dzień.Sądzę, że nadalpodskakują z radości.Uśmiechnęła się.Odwzajemnił uśmiech, a pózniej spoważniał. Chcę, żebyś wiedziała, że dobrze się nimi zajmę. Ja też tak myślę.Ich spojrzenia spotkały się na chwilę.Szukali w myślach, co by tumożna powiedzieć, zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki