[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposóbnocne mary chwytały ofiarę.Na obrazkach czasem była to piękna panna,a czasem paskudna wiedzma.%7ładen jednak nie oddawał takiego smutku,jaki widniał na twarzy Thei.Cicho płakała, a jej dolna warga drżała.Odwróciła głowę.Nie chciała,żebym widział, jak bardzo się wstydzi.- Tak mi przykro - szepnęła.Nie mogłem się ani poruszyć, ani mówić.Wokół niej coś błyszczało,jakby łagodna poświata.- Nie chcę tego robić, Hadenie.Boże, spraw, żebym przestała.I nagle zniknęła, jak gdyby nigdy jej tam nie było. Zastanawiałem się, czy już za pózno dla niej na ratunek.Theia siedziała w kącie pokoju Hadena.Tak się skuliła, jak tylko mogła.Wstyd z powodu tego, czym się stała, przyprawiał ją o mdłości.Po prostu musiała spróbować.Tak bardzo tego potrzebowała.Straciłarozum i wszystkie zmysły.Zacisnęła oczy, żeby wymazać tamto wspomnienie, ale ono mocno tkwiłow jej głowie.Aatwo znalezć wymówkę, kiedy chodzi o własne potrzeby.Dlaczego nie miałaby dostać tego, czego chce? Czy nie poświęciławszystkiego? Przecież go nie zabiła.Gdyby zechciała, mogłaby sprawić,że podobałaby się mu ta niesamowita rozkosz, ta paląca tortura.Theia zakryła uszy.Nie, to słowa Mary.To ona szepcze jej te rzeczy.To,co zrobiła, było złe.Uległa demonowi w sobie.Wygrał to starcie.Hadenmiał szczęście, że zdołała się powstrzymać.Oboje mieli szczęście.Maraniezle to rozegrała.Pozwoliła Thei wyjść i zobaczyć Hadena, ale tałaskawość wiązała się z pokutą.Nigdy więcej.Zdradzieckie układy z królową Podziemi oznaczały przegraną Thei.Zawsze.Mara czekała, aż dziewczyna popełni błąd, żeby sprowadzićHadena z powrotem na dobre.Następnym razem Theia będzie silniejsza.Musiała być silniejsza. Rozdział 25Siedziałem już przy stole, kiedy Varnie wszedł do kuchni.- Wcześnie wstałeś - powiedział.Wyciągnął z szafki swój ulubionykubek.W weekendy lubił chodzić rano na plażę.Gapiłem się na swoją kawę, która już dawno temu wystygła.Usiłowałemogarnąć wydarzenia z seansu, niby-sen i fakt, że ukochana mojadziewczyna próbowała w nocy pożreć moją duszę.- Co się stało? - spytał Varnie, widząc, w jakim jestem nastroju.- Theia tu była.- Tu? To znaczy, tym razem ona przyszła do ciebie? -Usiadł naprzeciwko.- Naprawdę?Napotkałem jego wzrok.- Chyba zamierzała się mną nakarmić.Własne słowa zmroziły mi krew w żyłach.Chciałem spanikować albowściec się, coś zrobić.Cokolwiek.Varnie spuścił oczy na kubek, żeby uniknąć mojego spojrzenia.- Przykro mi, stary.To niefajnie.- Niefajnie? - powtórzyłem.- Varnie, musimy ją stamtąd wydostać.Potrzebuję swoich wspomnień natychmiast. Teraz się powstrzymała, ale co, jeśli następnym razem nie da rady?Znienawidzi się za to.A co, jeśli następnym razem to nie po mnie przyjdzie? Ale tego niepowiedziałem.- Co proponujesz?Przeczesałem włosy palcami.Frustracja stawała się dokuczliwie bolesna.- Nie wiem.Zahipnotyzuj mnie, czy coś w tym stylu.- Nie potrafię hipnotyzować.Odszedł od stołu, po czym wrócił z zimnym, przynajmniejczterodniowym kawałkiem pizzy.- A umiałbyś cofnąć mnie do poprzedniego wcielenia?- Słuchaj, mogę ci co najwyżej pomoc wejść w stan głębokiej medytacji,ale nie wiem, czy to dobry pomysł.-Zamilkł.- Oczywiście zwykłe niktnie słucha, kiedy mówię, że coś jest złym pomysłem, więc ty pewnie niebędziesz wyjątkiem.- W tym stanie nic dla niej nie zrobię, Varn.Gdybym odzyskał wiedzę zokresu, kiedy byłem demonem, może zdołałbym ocalić Theię.- Haden.- Proszę.Kiwnął głową.- Dobrze.Ale kiedy świat znów zacznie walić się nam na głowę,chciałbym, żeby ktoś choć jeden raz powiedział:  Trzeba było posłuchaćVarniego".Wypuściłem zbyt długo wstrzymywane powietrze.- No to co teraz?- Oprzyj się i zrelaksuj.Dobra.Zrobiłem, o co prosił, ale nie wydawało mi się, że tak szybko sięodprężę.Byłem zbyt spięty, a moje nerwy podskakiwały jak sprężyny. - Oddychaj głęboko.Myśl o powietrzu, które przepływa przez twój nos, iśledz jego drogę przez ciało.Wyobraz sobie, że dociera aż do stóp, dopalców, a potem wraca.Po chwili powtórzył polecenie.Usilnie wyobrażałem sobie, że w moim ciele nie ma nic poza powietrzem.Tak się czułem - pusta skorupa bez życia.A właściwie to czułem się terazjak balon.Varnie mówił, żebym obserwował otoczenie.znów gwiazdy i niebo,zdzbła trawy na łące, ziarenka piasku na plaży.Już chciałem mupowiedzieć, że to nie działa, że się nie odprężam, gdy nagle zauważyłem,że jestem na starym cmentarzysku.To nie było straszne czy jakoś szczególnie ponure miejsce.I chyba niePodziemia, ale z pewnością pozostawałem przytomny.Zatrzymałem sięprzy jednym z nagrobków, otoczonym krzakami czarnych róż, ipoczułem, że jeżą mi się włoski na karku.Jennifer Anne Alderson.Matka Thei.Talizman na mojej szyi lekko drgnął.Co pani Alderson mawspólnego z odzyskaniem przeze mnie pamięci? Jedyne wyjaśnienie,jakie przychodziło mi do głowy to to, że Theia wybrała wisior swojejmatki na amulet, który teraz ja nosiłem.I który nie pomógł jej obronić się przede mną.- Witaj, Hadenie.Obróciłem się na dzwięk głosu.Z mgły wyłoniła się kobieta w białejsukni.Jej długie, czarne włosy kontrastowały z bladością skóry, a ustabyły czerwieńsze, niż powinny.- Witaj - odpowiedziałem.Nie rozpoznałem jej, ale wtedy nie rozpoznawałem mnóstwa osób.Poruszała się z nienaturalną gracją, a mgła podążała za nią, kiedy zbliżałasię do mnie.Nie potrafiłem oderwać oczu od tej eterycznej postaci. - Bardzo się martwię o swoją córkę - mówiła wolno i melodyjnie.- Grozijest straszliwe niebezpieczeństwo.- Swoją córkę? - Znów spojrzałem na nagrobek.- Jesteś matką Thei?- Mów mi Jenny - przemawiała kojącym głosem.Po seansach u Varniego powinienem się przyzwyczaić do bliskiegokontaktu z istotami z zaświatów, ale rozmawianie z duchem matki Thei.to zupełnie nowy poziom dziwności.Duchy, które przywoływaliśmy,nigdy nie wydawały się tak rzeczywiste.W najlepszym wypadku byłyprzezroczyste.Jenny trochę lśniła, ale była cielesna.- Czemu tu jesteś? - spytałem niegrzecznie.Miałem dotrzeć do swojejpodświadomości, więc copani Alderson tu robi?- Moja córka ma kłopoty.Nie należy do miejsca, w którym przebywa.Ogarnęło mnie miażdżące poczucie winy.- Proszę mi wierzyć, pani Alderson, że nie chciałem, żeby to się jejprzydarzyło.Gdybym mógł, chętnie bym się z nią zamienił.- Nawet nie wiesz, jak dobrze to słyszeć.Cóż za wspaniały młodzieniec.-Uśmiechnęła się.- Ach, i mówię poważnie: nazywaj mnie Jenny.Jenny nie przypominała Thei ani trochę.Kości policzkowe miała zbytwystające, włosy za ciemne, a usta w ogóle dziwne.Może właśnie jej ustatak raziły.Usta Thei były pełne i wygięte w łuk, a Jenny - wąskie i jakbyrozciągnięte.Mimo to działała na mnie uspokajająco.Po raz pierwszy od dłuższegoczasu się odprężyłem.Może była czymś więcej niż tylko duchem - możejakimś aniołem stróżem.Moje ciało i mięśnie zrobiły się ociężałe.Terazjuż wszystko się ułoży.Jenny o to zadba.Obeszła mnie naokoło i westchnęła, kiedy przeciągnęła ręką pokamiennym nagrobku, który znakował miejsce jej wiecznego spoczynku. - Biedna Theia, uwięziona w królestwie koszmarów.-Pokręciła głową;troska zasnuła jej twarz.- Możemy ją wydostać?- Nie, my nie możemy.- Spojrzała na mnie, jakby patrzyła na wylot [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki