[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zwróciła ku niemu uśmiechniętą twarz.Kapelusz iwstążki zdobiące jej lekką, muślinową suknię były dziś fiołkowe, podkolor oczu.Wyglądała prześlicznie.-Ale ja chciałbym ci coś pokazać. Poprzedniego dnia zasiedział się z ojcem do póznej nocy.Syd tym ra-zem również usadowił się w oknie wykuszowym i milczał przez większączęść rozmowy.Kit przepraszał za swoje zachowanie sprzed trzech lat.- Lepiej o tym zapomnieć - orzekł ojciec.- Było, minęło.Kit jednak nie zgodził się i zaczęli rozmawiać, z początku niepewnie,potem coraz swobodniej.-Tak, przepędziłem cię z domu - powiedział w pewnej chwili ojciec-ale nie mówiłem wcale, że na zawsze.Nigdy nie użyłem też słowa wygnanie".To ty tak to zrozumiałeś.Choć nie martwiło mnie to.Byłem uparty jak osioł.Zresztą odziedziczyłeś po mnie tę cechę, synu.Nie pisałeś do nas; matka chciała, żebym ja zrobił to pierwszy,Hieronim też, ale ja się zawziąłem.Oni, rzecz jasna, ani myślelichwytać za pióro.Jakąż bandą głupców się okazaliśmy! Wszyscy.Tytakże.Kłótnie rodzinne są najgorsze ze wszystkich, ciągną się bezkońca.-Hieronim chciał, żebyś do mnie napisał?Hieronim przez kilka lat nadskakiwał Frei, przynajmniej tak mogło sięwydawać.Były to jednak błahe umizgi i żadnej ze stron nie spieszyło siędo ołtarza.Wtedy właśnie wrócił Kit, skłócony z całym światem, a naj-bardziej ze sobą samym.Bliscy bezsilnie patrzyli na jego romans z Freją,który według nich nie miał nic wspólnego z miłością.Hieronim, zaniepo-kojony, udał się do Bewcastle'a, żeby rozmówić się z nim i z dziewczyną.Przy obiedzie oznajmił o swoich zaręczynach, co skończyło się bójkąKita z nim, a potem z Rannulfem.- Nigdy cię nie oskarżał ani nie miał do ciebie żalu - mówił hrabia.-Zły był tylko na siebie.Uważał, że zle postąpił.Narzekał pózniej, że powinien był najpierw spróbować wytłumaczyć ci wszystko i pomówić jakbrat z bratem.Tylko że z tobą wtedy mówić się nie dało.Po twoim wyjezdzie odłożył ślub.Chciał, żebyś wrócił.Chciał się z tobą pogodzić.Chciał,żebyś sam zrozumiał, że to nie jest kobieta dla ciebie.%7łądał, żebym napisał to w liście.A tymczasem ja się zawziąłem.- A więc - mruknął Kit - wszystko przyszło nie w porę.-Tak.- On cię nigdy nie przestał kochać, Kit - przemówił po raz pierwszySyd.- Inni zresztą też.Przestań wreszcie znęcać się nad samym sobą.Zadługo to już trwa. Kit od lat nie był w rodzinnej kwaterze przykościelnego cmentarza.Przedtem często przychodził na grób dziadka, którego bardzo kochał.Ostatnim razem był tam jako osiemnastolatek, kiedy zamierzał wstąpićdo wojska.- Leżą tu wszyscy moi przodkowie - opowiadał Lauren, prowadząc jądróżką biegnącą między dwoma niskimi, starannie przystrzyżonymi żywopłotami, które dzieliły cmentarz na dwie części.- Nie byłem tutaj odjedenastu lat.Od razu odnalazł grób dziadka.Na marmurowej płycie leżały świeżeróże - babka przyjechała tu po wczorajszym pikniku z obydwoma syna-mi i córką.Róże w wazonie stały także na innej płycie, której przed jede-nastu laty jeszcze nie było.Kit zbliżył się do niej i przystanął, odczytującnapis na kamieniu nagrobnym.Rzuciły mu się w oczy tylko dwa słowa:HIERONIM BUTLERTrzymali się z Lauren za ręce, splatając ciasno palce.Czy jej zbyt boleś-nie nie ścisnął? Oswobodził dłoń i objął ostrożnie jej ramiona.-Mój brat.-Tak.-Kochałemgo.-Wiem.Bał się, że powróci gorzki żal, że nie zdołał się z nim pogodzić przedjego śmiercią.Wiedział jednak, że to nie jest ważne.Miłość nie ginie zpowodu jednej kłótni, a żadna kłótnia nie może przekreślić tego, co jąpoprzedzało.Wszyscy trzej - Hieronim, Kit i Syd - byli sobie tak bliscy.Razem się bawili, razem bili i śmiali.Byli braćmi i pozostali braćmi.- Zawsze mi docinał, kiedy przyjeżdżałem na urlop do domu, i musiałwysłuchiwać, ile to razy wyróżniono mnie w raportach.Gdy tylko niebyło w pobliżu matki, powtarzał, że powinienem umrzeć śmiercią bohatera, bo wtedy nic by po mnie nie zostało.Nie mogłem tego ścierpieć.Ależ by się śmiał, gdyby wiedział, że właśnie jemu pisana była bohaterska śmierć.%7łegnaj, bracie.Spoczywaj w pokoju.Zapiekło go pod powiekami.Już po wszystkim, teraz może pójść swoją drogą.Zdarzało mu się ro-bić rzeczy szalone, a nawet złe, ale czy tylko jemu? Spróbuje być lepszy.To wszystko, co może zrobić.Nagle poczuł się najszczęśliwszym z ludzi.-Chodzmy do domu.-Chodzmy.Wziął Lauren za rękę i ruszyli ścieżką do bramy. Po południu do dworu zjechali się tłumnie przyjaciele, sąsiedzi, farme-rzy, wyrobnicy i wieśniacy.W ogrodzie rozpoczęło się przyjęcie.Kiedy hrabia i hrabina przestali podziwiać ręczne robótki, ciasta i wy-roby z drewna przyniesione w prezencie, a babka wysłuchała wierszy naswoją cześć (odmawiając jednak ich oceny) - Lauren i Kit urządzili za-wody i inne gry zręcznościowe.Były więc biegi, wyścigi w workach, trzynożne gonitwy* dla wszyst-kich dzieci i walki na kije do krykieta oraz kule dla chłopców, a także nadrewniane polana dla młodzieńców.Strzelano również z łuku.Wygrałajedyna uczestniczka płci żeńskiej, Morgan Bedwyn, która przyjechała doAlvesley z Alleyne'em.Oznajmiła jednak wyniośle, że na wieczornymbalu nie zostanie, ponieważ książę Bewcastle z iście barbarzyńskim upo-rem sprzeciwił się temu.Uznał, że jako szesnastolatka jest jeszcze zamłoda na bale.Kiedy Alleyne zaśmiał się, słysząc to wyjaśnienie, Mor-gan zagroziła, że strzeli mu z łuku między oczy.Kiedy skończyły się gry, wszystkich poczęstowano herbatą, a Laurenkrążyła wśród gości z tacą i niemal dla każdego miała miłe słowo.Zgrzałasię jednak i zmęczyła.Czy nie zabraknie jej siły na wieczorne tańce?Hrabia po wyjściu ostatniego z gości rzucił pomysł, żeby wszyscy po-szli wypocząć.Głośnym dzwonkiem miano dać sygnał, że już czas wstaći ubrać się na obiad i bal.- Pójdziesz się przejść? - spytał Kit, biorąc ją za rękę.Spacer był ostatnią rzeczą, której życzyłaby sobie w tej chwili.Spę-dzała swój ostatni dzień w Alvesley.Czuła paniczny lęk na myśl, że mo-głaby tu zostać dłużej.Ma tak mało czasu.Tylko ten wieczór i resztępopołudnia.A jednak zgodziła się.Z uśmiechem.Nie odeszli daleko.Z początku, gdy skierował się w stronę jeziora,pomyślała, że chce znów zabrać ją na wysepkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki