[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sabrino! Tak cię pragnę!Wyszeptała jego imię.Czy jakiś inny mężczyzna kiedykolwiek jejpotrzebował? Jej ojciec nie chciał ponosić żadnej odpowiedzialnościzwiązanej z posiadaniem córki.Jej mąż tylko wykorzystał ją do własnychcelów.Mężczyzni, których spotykała na swojej drodze, potrzebowaliwyłącznie partnerki seksualnej.Sabrina kilka razy podjęła tę grę, niepozwalając żadnemu za bardzo się do niej zbliżyć.Tak, dostała nauczkę.81RS Znakomita większość mężczyzn nie rozumiała albo nie chciałazaangażowania emocjonalnego.Co nie znaczy, że Jake był inny i pragnął bliskości czy miłości.Kręciło jej się w głowie, szalona namiętność kruszyła wszelkie opory.Ale Jake z całą pewnością nie grał, niczego nie udawał.Cokolwiekdziało się między nimi, jego potrzeby były tak fundamentalne i silne, jakon sam.Zdawało się, że emanuje tą swoją prawdą, otulającą ją falamiciepła.Zatonęła w tych falach, zatraciła się w namiętności.- Sabrino!Jej imię, błagalne wołanie w ciemności balkonu.Wiedziała, że Jakeczuje jej słabość.I jest świadomy jej kobiecych potrzeb.Sięgnął do paska jej morelowego szlafroczka i rozwiązał go jednymszarpnięciem, a wtedy szlafrok zsunął się z jej ramion.Przestała zdawaćsobie sprawę z tego, co się dzieje.Dłonie Jake'a dotykały jej z takąniecierpliwością, a równocześnie tak lekko i subtelnie, że myślała jedynieo tym, dokąd zawędrują.Zadrżała, gdy opadło ramiączko cienkiej jakpajęczyna koszuli nocnej.A gdy koszula zsunęła się do talii, Jake oderwał wargi od jej warg iruszył w ślad za morelową tkaniną.Rozpalał pocałunkami szyję i ramionaSabriny.Czuła szorstką skórę jego dłoni błądzących po jej piersiach.Uniosła ręce i wplotła palce w jego włosy.- Och, Jake, nie rozumiem - zaczęła, łapiąc oddech.- Co ty ze mnąrobisz? - Pytanie zawisło w powietrzu, nie była w stanie zebrać myśli.Chciała poznać odpowiedz, chciała wiedzieć, kim był, że potrafił obudzić82RS w niej tyle emocji, których dotąd nie znała.Krążyły wokół niej, każączapomnieć o wszelkich zasadach i rozwadze.- Zaufaj mi -rzekł cicho, przytulony do jej piersi.- Zaopiekuję siętobą.Możesz mi zaufać.- Musnął jej pierś koniuszkiem języka, a onaznowu zadrżała.Właściwie kto się kim opiekuje? To dziwne pytanie przemknęło jejprzez głowę i zniknęło w nawałnicy doznań.Srebrzysta ciemność tworzyłazasłonę, która ich chroniła i kryła przed spojrzeniami innych, chociażSabrina i tak nigdy nie czuła się taka swobodna.Krew szybciej krążyła w jej żyłach.Poruszyła się niecierpliwie,zapraszając Jake'a.W innych okolicznościach byłaby pewnie zdumionaswoim zniecierpliwieniem.Teraz ledwie zdawała sobie z niego sprawę.- Jake? - Spojrzała spod ciężkich powiek, a on na moment odsunąłsię od niej.- Nigdzie nie odchodzę, motylu - Uniósł kąciki warg, uradowany.Zsunął z niej koszulę, rozpiął mosiężną klamrę swojego paska i zdjąłdżinsy.Pod spodem był nagi.Sabrina wstrzymała oddech na widok jego sylwetki skąpanej wświetle księżyca.Tutaj, nad brzegiem oceanu, gdzie ciepły wiatr pieścił ichnagie ciała, a z oddali dobiegał stłumiony dzwięk rozbijających się fal,zdawało się, że to, co się dzieje, było im przeznaczone, że los tak chciał.Siedząc na skraju szezlongu, Jake pieścił jej skórę czubkami palców.Spotkali się wzrokiem; w oczach Sabriny czułość łączyła się z tęsknotą ipragnieniem.A gdzieś na dnie tego spojrzenia kryło się pytanie.Jakewidział je, choć przesłaniały je inne, silniejsze emocje.83RS - Musisz być dzisiaj moja, motylu - wyszeptał, muskając jejwrażliwe piersi.- Rozumiesz, Sabrino.Potem będziesz już zawsze przymnie, nigdy mi nie uciekniesz.Miała niejasną świadomość, że Jake oczekuje od niej jakiegośpotwierdzenia.Ale nie była pewna,o co mu chodziło.Nie chciała nawetmyśleć o tym, co nastąpi pózniej.Tego wieczoru Jake przesłaniał jej całyświat i na niczym innym nie potrafiła się skupić.- Nie chcę rozmawiać.Nie teraz.- Wyciągnęła do niego ręce.Jakepo sekundzie wahania pochylił się ku niej.- Rano - wyszeptał.- Rano porozmawiamy.- Tak - zgodziła się, bo tego wieczoru zgodziłaby się na wszystko,byle tylko kochał się z nią tak pięknie.Całował jej szyję, piersi, pieścił ustami delikatną skórę.Poczuła, jakjego palce dotykają czułych punktów na jej kolanach, znajdując miejsca, októrych istnieniu nie miała pojęcia.Przypomniała sobie, jak wcześniej, wsamolocie, dotknął jej łokcia.Nie nazwałaby tego bólem, ale doznaniem,które odbierało dech.Po którym przeszedł ją dreszcz i była jak porażona.Jake przesuwał powoli dłoń wzdłuż jej uda, aż Sabrina zaczęła sięwić i wyginać w jego ramionach, zamieniając się w istotę pełną energii iświatła.Miała wrażenie, że Jake posiadł tajemną wiedzę na tematnajwrażliwszych punktów jej ciała i potrafił ją wykorzystać w sposób, zjakim dotąd się nie spotkała.Nie była to technika zręcznego kochanka czydoświadczonego uwodziciela.Od jego dotyku jej ciało płonęło.Kiedyodnalazł to najwrażliwsze z wrażliwych miejsc, Sabrina zatraciła się wuniesieniu.- Teraz, Jake! Proszę! - To chyba nie ona tak błaga, a jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki