[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu zakręciło się jej w głowie, ale już niezle zmarzła, więc wróciła do wnę-trza.W sali było tak samo jak w czasie pierwszego spotkania z Robertem.Możetrochę bardziej hałaśliwie.Kilka dziewczyn z liceum robiło z siebie idiotki.Napewno umierały z zazdrości, widząc Sally z Robertem.Przestała w ogóle my-śleć o zachowaniu tajemnicy.W obecnym nastroju chciała, żeby o ich związkuwiedział cały świat.Czuła się doskonale.Nie taka zażenowana.Od śmierciCatherine straciła trochę na wadze i to też pomagało.Może sprzeda pomysłmagazynowi dla nastolatek:  Dieta cud - morderstwo najlepszej przyjaciółki.265 Wiedziała, że to wcale nie jest zabawne, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.Podeszła do Roberta.Wszędzie wokół niego kręciły się dziewczyny, ale niezwracał na nie uwagi.W każdym razie po jej wyjściu z sali nie flirtował z nimi.Nie zauważył, że już wróciła, i przez chwilę obserwowała go, żeby się upewnić.Lisa rozpaczliwie starała się zwrócić jego uwagę, ale zupełnie ją ignorował.Wciąż miał na sobie festiwalowy kostium, ale zostawił gdzieś hełm i tarczę.Wpochwie przy pasie nadal tkwił sztylet.Kiedy wcześniej tańczyli jakiś wolnytaniec, czuła, jak nóż ociera się o jej udo.Bardzo seksowne wrażenie.Nigdydotąd nie przeżywała niczego podobnego.Pogłaskała Roberta po karku.Na pewno też troszkę wypił, ale nie wyglądałna wstawionego.Traktował Up Helly Aa bardzo poważnie.To także Sally się wnim podobało.Był inny niż chłopaki ze szkoły - ci robili sobie jaja z wszystkie-go.Teraz, słysząc w tle muzykę, miała wrażenie, że unosi się nad parkietem,spoglądając na wszystko z wysoka, z oddali.Wszelkie minione koszmary,sprawa Catherine, użeranie się z rodzicami, nieprzyjemności w szkole, należa-ły już do przeszłości.Wreszcie mogła uwierzyć, że wszystko jest możliwe.Mu-zyka ucichła, bo orkiestra musiała się napić.- Zastanawiam się, czy nie wrócić do Brae - szepnął jej Robert do ucha.-W Haa jest impreza.Chciałabyś pojechać?- Czemu nie?- Chyba już zrobiłem w mieście to, co do mnie należało, prawda?- Jasne.- Pomyślała, że nie ma nic do stracenia.Rodzice nie spodziewalisię jej wcześniej niż rano.Poza tym tu mogli pojawić się ni stąd, ni zowąd izrobić awanturę.- Możesz prowadzić? - spytała.Kiedyś nauczy się kierować i będzie goodwoziła do domu po imprezach.Okaże się bardzo przydatna i wtedy jej nierzuci.- %7ładen problem - odparł, ale kiedy przyszli do furgonetki, upuścił kluczei zaczął kląć.Sally zastanawiała się, czemu jest taki spięty.Cały wieczór ułożył się dobrzei Robert mógł już się odprężyć.Chyba że jak dzieciaki grające główne role wbożonarodzeniowym przedstawieniu, czuł rozczarowanie, że już po wszystkim.Po raz pierwszy pomyślała, że w ich relacjach to ona jest silniejsza.266 W przyszłym związku będzie musiała się nim opiekować.W czasie jazdy na północ prawie się nie odzywał.Prowadził bardzo szybko ina jednym z zakrętów niemal stracił panowanie nad kierownicą.W czasie dniapiaskarki pracowały, ale teraz jezdnia była śliska.Sally miała ochotę mu kazać,żeby zwolnił, ale nie chciała upodobnić się do matki, która zawsze się czepiała izrzędziła.Poza tym w tak szybkiej jezdzie w ciemnościach, po pustej drodze,było coś podniecającego.Włożył CD do odtwarzacza i z głośników leciał głośnyrock.Sally czuła to samo co wtedy, gdy patrzyła w niebo.Już nie była nieśmia-łą dziewczyną.Wszystko się zmieniło.Położyła mu dłoń na kolanie i potarłakciukiem wewnętrzną stronę jego uda.W Brae w kilku domach nadal paliły się światła, ale wszędzie w okolicy pa-nowała cisza.Sally słyszała o Haa.Catherine opowiedziała jej o imprezie, naktórą tam poszła bez zaproszenia.Nagle Robert przyhamował ostro, by zjechać z głównej drogi.Samochódwpadł w poślizg i zawirował.Sally zacisnęła powieki.Już sobie wyobrażała, jakuderzają w mur na rogu, a potem jedno z nich albo oboje leżą martwi.Rober-towi udało się jednak opanować wóz.Tyle tylko, że teraz stał odwrócony wniewłaściwym kierunku.- Kurwa - ryknął.- Tego tylko mi trzeba.Węszących gliniarzy i badaniaalkomatem.- Zaśmiał się nerwowo.Sally zrozumiała, że on też się przeraził.Znów uznała, że jest chyba silniej-sza od niego.Powoli i ostrożnie zawrócił.Ze wzgórza w stronę plaży już niezjeżdżał tak szybko.Kiedy zbliżali się do domu, widzieli, że ognisko na plażywciąż jeszcze się pali.Przedstawił Sally matce.Może po to właśnie ją tu przywiózł.Chciał, żebysię spotkały.Sally miała taką nadzieję.Teraz czuła się rzeczywiście jego dziew-czyną, chociaż wątpiła, czy znajdzie wspólny język z Celią.W długiej czarnejsukni i z jaskrawą plamą szminki na bladej twarzy, matka Roberta sprawiaławrażenie, że jest w jakimś dziwacznym przebraniu.Kiedy Sally zobaczyła ją poprzyjezdzie do Haa, przeżyła wstrząs.Słyszała już wcześniej o Celii Isbister, alenigdy dotąd jej nie spotkała.Nie spodziewała się tak ekstrawaganckiej matki.Nie mogła jednak dać po sobie poznać, co myśli.Robert najwyrazniej pra-gnął zadowolić oboje rodziców.Dlatego właśnie jechał tu jak wariat.Dziwna267 relacja, zauważyła Sally, patrząc na Roberta i Celię.Wcale nie jak między mat-ką a synem.Bardziej jak między kochankami.Robert objął i przytulił Celię napowitanie, gdy pojawiła się w drzwiach jak właścicielka.Sally nigdy nie miałatakiego fizycznego kontaktu z rodzicami.Chyba by go sobie nawet nie życzyła.To jakieś niezdrowe.Zanim weszła za Robertem do środka, zatrzymała się na chwilę na dzie-dzińcu.Na dworze panowała cisza, chociaż wydawało się jej, że słyszy falebijące o brzeg.Zaczął się przypływ.Spojrzała w górę i w oknie na piętrze zoba-czyła twarz patrzącego na nią mężczyzny.Poznała Duncana Huntera.Wszyscy byli już w środku.Ognisko wciąż się jeszcze paliło, ponieważ ktośwrzucił do niego wielki kawał drewna.Celia przeprowadziła syna i Sally przezniemal pusty długi salon, aby pokazać im ogień przez drzwi balkonowe.Napiecu stała brytfanna z poczerniałymi kiełbaskami i pieczonymi kartoflami -już zimnymi, z brązową skórką pomarszczoną jak szyja żółwia.Nikt nie jadł.Zupełnie nie przypominało to imprezy.Wszyscy wciąż tu siedzieli, pili, alemuzyka grała bardzo cicho.Panowało ogólne przygnębienie.- Zaginęła córka Duncana - wyjaśniła Celia.- Wcześniej była tu policja.Nie znamy żadnych szczegółów.Fran niewiele może wyjaśnić.Pewnie nic sięnie stało.Mała lubi chodzić samopas.Ale po ostatnich wydarzeniach nietrud-no sobie wyobrazić, co przeżywa Duncan.Czeka na górze przy telefonie.- Cassie? - powiedziała Sally.- Opiekuję się nią czasami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki