[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale stokroć bym wolał, żeby się to wszystko nie wydarzyło.Wyszedł, drzwi zamknęły się za nim, podobnie jak się otworzyły, bo ci, którzy dokonująwielkich czynów, mogą być pewni, że zawsze im usłuży ktoś z tłumu.W niespełna godzinę potem wyrok sędziów przysięgłych uwolnił od wszelkiej winyoskarżonego Champmathieu; Champmathieu, bezzwłocznie zwolniony, odchodził osłupiały,przekonany, że wszyscy powariowali, i nic nie rozumiejący z tego całego widowiska.139 Rozdział ósmyKONSEKWENCJEW jakim zwierciadle pan Madeleineogląda swoje włosyZwitało.Fantyna spędziła noc bezsenną, w gorączce, pełną zresztą radosnych majaczeń;nad ranem zasnęła.Czuwająca przy niej siostra Symplicja skorzystała z tego snu, żebyprzygotować jej nową porcję chininy.Zacna siostra od kilku minut zajęta była w apteczce ipochylona wpatrywała się z bliska we flaszeczki i proszki, aby widzieć wyraznie w tej mgle,którą rozsnuwa na przedmiotach poranny brzask.Nagle odwróciła głowę i krzyknęła z cicha.Przed nią stał pan Madeleine.Niedosłyszalnie wszedł do pokoju. Ach, to pan, panie merze!  zawołała siostra.Odpowiedział szeptem: Jak się ma ta biedna kobieta? W tej chwili niezle.Ale byłyśmy bardzo niespokojne.Opowiedziała mu, co zaszło, że Fantyna wczoraj była bardzo chora, że teraz ma się lepiej,gdyż zdaje się jej, że pan mer pojechał po jej dziecko do Montfermeil.Siostra nie śmiałapytać pana mera, ale poznała po jego twarzy, że nie stamtąd przybywał. Bardzo dobrze  rzekł. Siostra miała rację, nie wyprowadzając jej z błędu. Ale teraz  mówiła dalej siostra  gdy ujrzy pana mera, a nie ujrzy dziecka, co jejpowiemy?Myślał przez chwilę. Bóg nas natchnie  powiedział. Ale przecież nie można będzie skłamać  szepnęła półgłosem siostra.Rozwidniało się w pokoju.Zwiatło dzienne padło na twarz pana Madeleine.Siostraprzypadkiem podniosła oczy. O mój Boże!  zawołała. Co się panu stało? Ma pan włosy zupełnie siwe! Siwe?  powtórzył.Siostra Symplicja nie miała zwierciadła; poszukała w pudełku i wyjęła lusterko, któregolekarz używał dla przekonania się, że chory umarł i już nie oddycha.Pan Madeleine wziąłlusterko, obejrzał w nim swoje włosy i powiedział: Rzeczywiście!Wymówił to słowo obojętnie, jakby myślał o czym innym.Siostrę przejął mróz, jak gdybyw tym wszystkim przeczuwała coś nieznanego.Zapytał: Czy mogę ją zobaczyć? Czy pan mer nie sprowadzi jej dziecka?  ośmieliła się zapytać siostra. Niewątpliwie, ale na to potrzeba najmniej dwóch lub trzech dni.140  Gdyby teraz nie zobaczyła pana mera  rzekła nieśmiało siostra  nie wiedziałaby, że panmer powrócił; łatwiej byłoby zalecić jej cierpliwość, a gdy przywiozą dziecko, pomyśli sobiepo prostu, że pan mer przyjechał razem z nim.Uniknie się tym sposobem kłamstwa.Pan Madeleine zamyślił się i rzekł po chwili ze spokojną powagą: Nie, siostro, muszę ją widzieć.Czasu mam, być może, niewiele.Zakonnica nie spostrzegła chyba tego  być może , które nadawało jakieś tajemnicze iosobliwe znaczenie słowom mera.Odpowiedziała z uszanowaniem i spuszczając oczy: W takim razie, proszę.Ona wprawdzie śpi, ale pan mer może wejść.Zwrócił uwagę, że drzwi zle się domykają i że skrzypienie może rozbudzić chorą, po czymwszedł do pokoju Fantyny, zbliżył się do łóżka i odsłonił firanki.Spała.Oddech wychodził zjej piersi z tragicznym świstem, który jest właściwy tego rodzaju chorobom i rozdziera sercamatek czuwających w nocy nad snem dziecka, które ma umrzeć.Pan Madeleine stał czas pewien nieruchomo przy tym łóżku, patrząc to na chorą, to nakrucyfiks, podobnie jak przed dwoma miesiącami, kiedy po raz pierwszy odwiedził ją w tymschronieniu.Ona spała, on modlił się; tylko że teraz, po dwóch miesiącach, jej włosy zaczęłysiwieć, a jego stały się całkiem białe.Siostra nie weszła z nim.Stał przy łóżku, z palcem na ustach, jakby komuś w salinakazywał milczenie.Fantyna otworzyła oczy, ujrzała go i zapytała spokojnie, z uśmiechem: A Kozeta?Fantyna szczęśliwaOdpowiedział coś, czego nigdy potem nie mógł sobie przypomnieć.Na szczęście uprzedzony przez siostrę lekarz przyszedł z pomocą panu Madeleine. Moje dziecko  rzekł  uspokój się.Twoja córka jest tutaj.Oczy Fantyny rozjaśniły się i rozświetliły całą jej twarz.Złożyła ręce jak do modlitwy,wyrażającej wszystko, co może być najmocniejszego i najładniejszego zarazem. Ach!  zawołała  przynieście mi ją!Tkliwe złudzenie matki! Kozeta wciąż była dla niej małym dzieckiem, które trzeba nosić. Jeszcze nie teraz  odparł lekarz  jeszcze nie w tej chwili.Masz gorączkę.Widokdziecka wzruszyłby cię i zaszkodził.Trzeba się najprzód wyleczyć.Przerwała mu gwałtownie: Przecież już jestem zdrowa! Powiadam panu, że wyzdrowiałam! Co za osioł z tegodoktora! Chcę zobaczyć moje dziecko! A co  rzekł doktor  widzisz, jak się unosisz? Dopóki tak będziesz postępować, niepozwolę ci zobaczyć dziecka.Nie dość je widzieć, trzeba żyć dla niego.Gdy będzieszrozsądna, sam je przyprowadzę.Biedna matka spuściła głowę. Panie doktorze, przepraszam, bardzo pana przepraszam.Dawniej nigdy bym tak niepowiedziała jak teraz, ale tyle przeszłam nieszczęść, że już czasami nie wiem, co mówię.Rozumiem, obawia się pan wzruszenia, będę czekała tak długo, jak pan każe, ale przysięgampanu, że nie zaszkodzi mi widok mojej córki.Widzę ją, od wczoraj wieczór nie spuszczam jejz oczu.Wie pan, gdyby mi ją teraz przyniesiono, mówiłabym do niej jak najspokojniej.Tak.To przecież zwyczajna rzecz, że chcę zobaczyć moje dziecko, po które trzeba było specjalniejechać do Montfermeil, ale się nie gniewam.Wiem dobrze, że będę szczęśliwa.Całą nocoglądałam jakieś białe przedmioty i ludzi, którzy się do mnie uśmiechali.Kiedy pan doktor141 zechce, przyniesie mi Kozetę.Nie mam już gorączki, bo jestem zdrowa.Czuję, że mnie jużnic nie boli; ale będę leżała, jakbym była chora; ani się ruszę, żeby się przypodobać tymtutejszym paniom.Kiedy się przekonają, że jestem spokojna, powiedzą:  Trzeba jej oddaćdziecko.Pan Madeleine usiadł na krześle przy łóżku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki