[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzącjego tępe spojrzenie, dodała: - Nie będziesz musiał znów tego czytać.-Oczekiwała reakcji, ale się jej nie doczekała.- No, nie musisz mi wisieć nadgłową - wypaliła.- Och! - Odsunął się.- Przepraszam.Obrzuciła go spojrzeniem pełnym powątpiewania.- Zejdz z łó\ka.Ze skruszoną miną Colin wstał i przeniósł się na fotel w drugim końcupokoju.Skrzy\ował ramiona na piersi i zaczął postukiwać stopą.Tap, tap, tap.Tuptup, tap, tap, tap.- Colinie!Poderwał głowę, szczerze zaskoczony.- Tak?- Przestań stukać nogą!Spojrzał na stopę, jakby była jakimś nieznanym obiektem.- Naprawdę stukałem?- Tak.- Och! - Mocniej zacisnął ramiona.- Przepraszam.Penelope skupiła się na dzienniku.Tap, tap, tap.Pownie zgromiła mę\awzrokiem.- Colinie!Przycisnął stopy do dywanu.- Nie mogę się powstrzymać.Nawet nie wiedziałem, \e to robię.- Poło\yłramiona na wyściełanych oparciach fotela, ale nie wydawał się zrelaksowany.Zacisnął palce, wbijając je w materiał. Penelope przyglądała mu się przez dłu\szą chwilę, chcąc sprawdzić, czynaprawdę potrafi usiedzieć spokojnie.- Nie zrobię tego więcej - zapewnił ją.- Obiecuję.Spojrzała na niego raz jeszcze i znów wróciła do lektury.Jako naród Szkoci gardzą Anglikami.Wiele osób powiedziałoby, \esłusznie.Jako ludzie są jednak ciepli i przyjacielscy, chętnie podzielą sięszklanką whisky czy ciepłym posiłkiem, zaoferują wygodny nocleg.GrupaAnglików - a na pewno \aden Anglik w mundurze - nie spotka się z miłymprzyjęciem w szkockiej wiosce.Jeśli jednak pojedynczy osobnik pojawi się nagłównej ulicy, lokalna ludność powita go z uśmiechem i otwartymi ramionami.Tak właśnie było ze mną, kiedy trafiłem do Inveraray, na brzegu LochFyne.To ładne miasteczko zostało zaprojektowane przez Roberta Adama, kiedydiuk Argyll postanowił przenieść całą wioskę, aby zbudować sobie w jej miejscuzamek.Usytuowane na skraju brzegu białe budyneczki stoją w równych rzędach,wzdłu\ przecinających się pod kątem prostym uliczek.Dziwne touporządkowanie dla kogoś, kto wychował się w plątaninie londyńskich zaułków.Spo\ywałem wieczorny posiłek w Hotelu George, smakując doskonałąwhisky zamiast zwykłego ale, które pija się przy podobnych okazjach i wpodobnych miejscach w Anglii, kiedy nagle zdałem sobie sprawę, \e nie wiem,jak dotrzeć do kolejnego punktu mojej podró\y.Nie miałem te\ pojęcia, ile czasumo\e mi to zająć.Podszedłem do właściciela (niejakiego Clarka) i wyjaśniłem,\e noszę się z zamiarem zwiedzenia Blair Castle, a potem ju\ tylko stałem imrugałem oczami ze zdumienia, kiedy cała gospoda nagle rozbrzmiała\yczliwymi radami i pomysłami.- Blair Castle? - zagrzmiał pan Clark (był to typ człowieka, który niemówił, tylko grzmiał).- Nooo, jeśli panicz chce się wybrać do Blair Castle, zpewnością musi pojechać w kierunku Pitlochry, a potem na północ.Słowa te spotkały się z chórem głosów potakujących i równie głośnoprotestujących.- O, nie! - wykrzyknął drugi (pózniej dowiedziałem się, \e nazywał sięMacBogel).- Musi przepłynąć Loch Tay, a to oznacza prosić się o katastrofę.Lepiej teraz pojechać na północ, a potem na zachód.- Aye - wtrącił trzeci - ale wtedy będzie miał po drodze Ben Nevis.Uwa\asz, \e góra jest mniejszą przeszkodą ni\ byle "loch "? - Nazywasz Loch Tay byle "loch "? Powiem ci, \e urodziłem się na brzeguLoch Tay i nikt w mojej obecności nie powie, \e to byle co! - (Nie mam pojęcia,kto to powiedział, a potem wszystko inne, ale zostało to powiedziane z wielkimuczuciem i przekonaniem).- Nie musi jechać a\ do Ben Nevis, mo\e skręcić na zachód w Glencoe.- O, ho, ho, i butelka whisky.Nie ma ani jednej przyzwoitej drogi nazachód z Glencoe.Chcesz zabić tego biedaka?I tak dalej, i tak dalej.Jeśli czytelnik ju\ zauwa\ył, \e przestałem pisać, cokto powiedział& có\, stało się tak dlatego, \e szum głosów wcią\ się wzmagał itrudno było rozró\nić pojedyncze osoby, a cała dyskusjja trwała ponad dziesięćminut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki