[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksi¹dz podniós³ na niego zap³akane oczy i z za³amanymi rêkoma wskazywa³ owo zniszcze-nie sprzêtów, szat koScielnych, naczyñ.Byli ku sobie wzajem pochyleni, i w³aSnie Cedromia³ zamiar wyt³umaczyæ staremu kanonikowi dobrotliwie, z wyrozumia³oSci¹, ¿e to sam Bógkarze go zapewne za ów kult wina oraz ciel¹t widokiem Swiêtego kadzenia przed wypielê-gnowan¹ beczu³k¹ malagi, kiedy ksi¹dz schyli³ siê; zacz¹³ podnosiæ alby, kom¿e, sk³adaæ jesekretnie, poSpiesznie, ze czci¹, w szufladach.Krzysztof mu nie przeszkadza³.Sam rozgl¹da³siê po k¹tach, czy nie znajdzie jeszcze czegoS sprofanowanego albo czegoS do jedzenia.W trakcie tych swoich zabiegów us³ysza³ szczêk klamki w najciemniejszym k¹ciku zakrystii.Rzuci³ okiem i posun¹³ siê w tamtym kierunku, ale ujrza³ ju¿ tylko plecy i piêty proboszcza.Drzwi zatrzasnê³y siê i klucz w nich szybko z tamtej strony zgrzytn¹³.Cedru wzburzony sko-czy³, ¿eby Scigaæ ksiê¿ynê, ale za naciSniêciem klamki przekona³ siê, ¿e drzwi zosta³y z tam-tej strony istotnie zamkniête.Kanonik niew¹tpliwie czmychn¹³.Nie pozosta³o nic innego, tylko wróciæ do prezbiterium i szukaæ tam po¿ywienia.Stan¹³ zainnymi przed o³tarzem.T³um rozgrzany wci¹¿ za kolej¹ klêka³ na stopniach i ch³epta³ malagêi andaluzyjskie wino Alikante, porz¹dkiem otrzymuj¹c z³oty kielich z r¹k ¿o³nierza w kapie.Ju¿ Krzysztof zbli¿y³ siê do o³tarza, ¿eby na stopniu klêkn¹æ i piæ za innymi, gdy na niegokolejka przyjdzie.Odchodzi³ od przytomnoSci z g³odu, a g³Ã³wnie z pragnienia.Nagle pogar-da buchnê³a z niego jak womity.Wypchnê³a go duma z tego szeregu.Poszed³ precz wprostna swe miejsce kln¹c g³oSno i bardzo brzydko.Zawin¹³ siê szczelnie w aksamitn¹ kapê z tak¹wSciek³oSci¹, jakby za chwila mia³ g³owê po³o¿yæ na no¿u gilotyny, narzuci³ na such¹ kapêmokry, bia³y p³aszcz u³añski, siod³o ustawi³ jak wezg³owie.Mia³ pod rêk¹ lancê i rzemieniesiod³a, pistolety za pasem.Wydoby³ jeszcze fura¿erkê, pod³o¿y³ j¹ pod policzek, ¿eby choæg³owa le¿a³a na suchym.G³odny jak pies bezpañski zamkn¹³ oczy i wrzepi³ g³owê miêdzykule siod³a, ¿eby spaæ i nie patrzeæ na Swiat.351  Siempre heroicaBlisko szeSæ tygodni Cedro spêdzi³ na siodle z rzemieniem lancy na rêku, z ostrog¹ wpart¹w bok bieguna.Mia³ teraz iberyjczyka, konia szybkiego jak wiatr.Otrzyma³ go jeszcze w Tu-deli, dok¹d na piechotê przyby³ ze swym siod³em.Od chwili wtargniêcia z pu³kiem jazdy naprawy brzeg Ebra i w radosn¹ po górskich pustkowiach dolinê tej rzeki, nie zazna³ ju¿ jednejchwili spokoju.Bra³ tedy udzia³ w niezrównanych szar¿ach lansjerów pierwszego pu³ku podMallen i czternastego czerwca pod Alagon nad Xalonem, cudnym, bystrym, dzikim dop³ywemEbra ze strony po³udniowej.Szed³ w przedniej stra¿y ca³ego wojska, kiedy 16 czerwca zbli-¿ano siê do Saragossy.Jeden z pierwszych przebieg³ we wszelkich kierunkach ów ogród pra-cowicie uprawny, zroszony licznymi kana³ami, zajrza³ do ka¿dego domu w podmiejskich wio-skach - la Joyosa, Marlofa, Las Casetas, Utebo, Monzalbarba, pierwszy wreszcie dotar³ doklasztoru San Lamberto w Molviedro.St¹d ju¿ nie by³o trzech wiorst do aragoñskiej stolicy.Molviedro sta³o siê od tej chwili niejako domem pu³ku.Tu po trudach wypraw odpoczywanow zimnych korytarzach klasztoru, tu nieraz mo¿na siê by³o ukryæ przed natarczywoSci¹ dzien-nych upa³Ã³w i zimna nocnego, st¹d wreszcie wyruszano na setne i tysi¹czne ekspedycje, z któ-rych ka¿da by³a zatraceniem.Zapomnia³ ju¿ by³ Krzysztof liczby staræ, bójek, poScigów nag³adkich szosach wapiennych, wysadzanych drzewem eukaliptusa i platanu w rozdole rzekiEbro.Wiód³ teraz ¿ycie na spalonych od s³oñca wy¿ynach szosy madryckiej, wij¹cej siê przezla Muela, przez Calatayud - i w dolinie Huerby na drogach przez Daroca, ponad kana³em kró-lewskim, i za rzek¹, za Ebrem, na lewym bagnistym brzegu, w dolinie Gallego i na górachja³owych, solnych, kruchych od zwietrza³ego kamienia i sypkich od gipsu.Poniewa¿ szczu-p³a armia genera³a Verdiera, której zadaniem mia³o byæ opanowanie Saragossy, nie posiada³awcale magazynów, wiêc u³ani nadwiSlañscy musieli dostarczaæ dla ca³ego wojska zapasów¿ywnoSci i fura¿u.Tote¿ dzieñ w dzieñ, podzieleni na oddzia³ki, od wczesnego rana pomyka-li w góry.Bogata, mlekiem i miodem p³yn¹ca dolina Ebra by³a zupe³nie pusta.Jedna czêSæmieszkañców usz³a do Saragossy, inna w góry, zabrawszy ze sob¹ dobytek.Trzeba by³o szu-kaæ stad owczych, krów i kóz w ich niedostêpnych kryjówkach.W ci¹gu tych szeSciu tygo-dni u³ani wyæwiczyli w sobie instynkty tropicieli i zbójów.Cedro odnalaz³ w sobie duszê ja-kiegoS przodka z czasów Maæka Borkowica.Zobojêtnia³ ju¿ na przykroSci tego zawodu.Owszem, odszuka³ w nim pewien szczególny urok, bezczeln¹ dumê, rozkosz tyranii, Smiechzdrowy z ludzkich jêków.Ka¿da teraz chwila jego ¿ycia up³ywa³a pod ruchom¹ ska³¹ grozy.Cz³owiek w górach napotkany to by³ wróg godz¹cy no¿em w serce [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki