[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Leim był to starzec wysoki, bardzo chudy i wiecznie pokaszlujący.Twarz golił starymobyczajem, czaszkę łysą jak kolano nakrywał pewnego rodzaju wiekiem z włosów wyhodo-wanych w okolicy ucha.Idąc wydymał policzki zawsze różowe i wyszczerzał raz za razemszeregi zębów jak ser białych.Nie było wypadku, żeby profesor Leim opuścił kiedykolwieklekcję.Zakatarzony, kaszlący, z ustami osłoniętymi szalem przyłaził w najcięższe mrozy igwałtowne wichry regularnie o godzinie ósmej, pozdrawiał skinieniem głowy pana Pazura,drugiego z rzędu, a jednak znacznie młodszego weterana gimnazjum, i rozpoczynał swój mo-notonny spacer po górnym korytarzu.Był nadzwyczajnie starannym służbistą i lojalistą gor-liwym.Od chwili wprowadzenia zakazu mowy polskiej w murach gimnazjum karat ostro wykro-czenia tej kategorii, ilekroć któryś z gospodarzy klas wskazał mu winowajcę.Sam mówił wdomu po polsku, był ożeniony z Polką i miał córki, które w całym mieście czyniły rejwachpatriotyczny za pomocą zgromadzeń, prelekcyj i zwykłego odczytywania zakazanych przezcenzurę utworów literatury polskiej, utworów potajemnie wydobytych z własnej pana Leimabiblioteki albo nawet własną jego ręką niesłychanie kaligraficznie ongi przepisanych.W dni galowe dworskie pan Leim maszerował przez miasto ustrojony w mundur z hafto-wanym kołnierzem, z orderami, wśród których wisiał miedziak  za uśmirenie polskiego mia-tieża  , ze szpadą u boku i w pierogu.Ten pieróg znany był z dawna całemu miastu.Ilekroć profesor zjawiał się w paradnymstroju na ulicy Warszawskiej, szewc Kwiatkowski, którego warsztat znajdował się na rogutegoż zaułka, stawał we drzwiach, wtykał ręce pod fartuch i trzymając się za wpadniętą iwiecznie bolącą brzuszynę, raz na jakiś kwartał wybuchał szczerym i głośnym śmiechem.Na rynku przekupki wnet sygnalizowały ukazanie się profesora w gali. Pani Jacentowa!  wołała zaraz spostrzegawcza Połóweczka  spojrz no pani z łaskiswojej! Przecie to, widzi mi się, profesor idzie w swoim kapelusiku. Tak ci, moja kochana pani, tak. wołała Jacentowa  on sam.Musi toto być ciężkie,choć i taki cudacki pieróg, bo jak to profesorzyna nadyma się, a dmucha, a chucha, jakby furędrzewa dzwigał na głowie.Wszystkie te nieprzyjemności były niczym w porównaniu z wrzaskami powstającymi wgimnazjum.Już z daleka, gdy profesor Leim zbliżał się do szkoły, słyszał on wtedy wołania: Panowie! Uwaga! Stary Klej nadciąga w swojej kanapie na głowie i z bronią u boku.53 Nie odwracał głowy, kiedy go ścigały głosy uczniów pochowanych między sągami drzewana podwórzu: Panie Klej, może byśmy byli w stanie ulżyć cokolwieczek! Wzięlibyśmy pierożek wi-dłami, jeden z przodu, drugi z tyłu.Nawet byś pan profesor nie czuł, że niesiesz tak wielkistatek.Profesor szedł wówczas prędzej niż zwykle, szybko wydymał policzki, na których kwitłyiście pensjonarskie rumieńce.Nie patrzył ani na prawo, ani na lewo i miał taki wyraz oblicza,jakby w zupełności podzielał zdanie uczniaków wyśmiewających się z jego starożytnego pie-roga.Koledzy młodsi, ustrojeni w kapelusze lśniące, niskie, płaskie, ostatniego pokroju  nie-jednokrotnie doradzali mu, ażeby nabył modny pieróg i zamknął tym sposobem usta gawiedziżakowskiej, ale pan Leim machał tylko ręką i wydymał policzki: Do śmierci może doba  mawiał  a ja będę się zabawiał w nabywanie galowych stro-jów.Prawie wam o tym myśleć, wiercipiętom.Mój pierog pamięta lepsze czasy.Taki sam onemeryt jak i ja  i taki sam go też los na starość jak mnie spotkał.Obadwaj wyglądamy wpo-śród współczesnych jak szczątki mastodonta.Na lekcji profesor Leim nie znosił szelestu i za najlżejszym zakłóceniem ciszy wykrzywiałsię i niecierpliwie sykał.Do pomocy w przestrzeganiu porządku w klasie delegował zawszekolejno tak zwanego dyżurnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki