[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadąsany Konrad na tylnym siedzeniu nie był szczególnym powodem do dumy, powiedziałam jej to.Emilka zapewniłamnie, że z tego wyrośnie, tak jak ona wyrosła i zanim się obejrzę,będę spacerować z nim pod ramię dumna jak paw na premieręfilmu lub wernisaż.Powiedziała coś, o czym ja nigdy sama niepomyślałam, że Konrad będzie bardzo, ale to bardzo przystojnym mężczyzną, kiedy już  wypadną mu mleczaki".Wysoki, oliwkowa cera po ojcu, piwne oczy, a kiedy już wymusi się nanim uśmiech, będzie to jeden z tych najładniejszych.Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym ucałowałam ją i wcisnęłam jejpo kryjomu sto euro do kurtki.Nie chciała, żebym jej towarzyszyła przy odprawie i dalej poszła sama sprężystym krokiem, nieobejrzawszy się za siebie.Po godzinie dostałam sms-a, że wsiadado samolotu i że mnie bardzo kocha.Roztkliwiłam się do końca.Do Warszawy dotarliśmy wczesnym wieczorem.Dom byłpusty.Radek zostawił kartkę, że pojechał do Tomaszów napićsię wódki.Pomyślałam, że dobrze mu to zrobi, martwiła mnieta jego dziwna abstynencja.Konrad boczył się przez całą drogę, a kiedy przestąpił próg, pognał na górę, żeby się wykąpać.W domu u babci obowiązywał trzeci i ostatni stopień oszczędności na wodzie i gazie, nie było mowy o kąpielach, a jeśli już,to w letniej wodzie ledwie zakrywającej pupę w wannie.Nieusiłowałam Konradowi nawet tłumaczyć, dlaczego babcia takoszczędza, powiedziałam tylko krótko, że wykąpie się w domu.Spędzał wieki w łazience, aż się bałam myśleć, co tam możerobić.Musiałam się bronić, aby nie stać się taką jak moja mama,która wszystko kwestionuje, nie tylko czas spędzony w łazience,ale w ogóle samą potrzebę skorzystania z niej.Całą młodośćdzwięczały mi w uszach jej słowa:  znowu się będziesz kąpać?Dlaczego nie śpisz pod kołdrą, tylko pod kocem? A co to zadziwny zwyczaj, smarować dżem na biały ser? Ja tam nóg niegoliłam, ty sobie musisz bezwzględnie te włosy skrócić? To tynie idziesz do kościoła?".Wszystko, co nie było wedle jej gustu, musiało zostać zakwestionowane, a na końcu zdania stawiała zawsze wielki i kwaśnyznak zapytania. Nie za szybko ten ślub?".Może nad tym jednympytaniem powinnam była się zatrzymać i je sobie przemyśleć?Moja mama kierowała się jedną dewizą życiową - is my wayor the high way.Brakowało mi rozmów z Marleną na ten temat.Wyżalałyśmy się bez końca na mamę, przynosząc sobiewzajemną ulgę.Jakże miło mi było z nią porozmawiać o mamywybrykach, jej konfliktach z sąsiadami, zgubionych portfelach,fascynacji proboszczem i gotowaniu, do którego nigdy nie udało nam się przyzwyczaić.Nie miałam drugiej połówki, gdzieś misię zapodziała, teraz najlepsze rozmowy musiałam toczyć samaze sobą.Rozpędzona swoim złym samopoczuciem po wizycie u mamy,zadzwoniłam do Tamtej Kobiety i zaprosiłam ją do Warszawy.Nie miałam gotowego planu, jak ją ugościć, ale pewna byłam,że to zrobię.Chciałam jej pokazać nasz dom, moje rzeczy, mójogród, chciałam ją oprowadzić po moim życiu, które przez tylelat śledziła tylko poprzez opowieści taty.Wiem, że jej o nas opowiadał, malował jasne obrazy naszej egzystencji, komentował,chwalił się najpewniej piękną i mądrą Marleną i krnąbrną Izabelą, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.Może taka była właśnieprawda? Tamta Kobieta nas nie znała osobiście, ale wiedziałao nas wszystko.Przedziwne uczucie! Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, zgodziła się szybko i chętnie.Kiedy? Płaczliwym głosempoprosiłam: jak najszybciej! DankaDwudziesty piąty ślad hamowaniaMarlena,pewnie już wiesz od adwokata, że Krzysiu został adoptowany.Myślę, że dobrze się stało.Mam tylko nadzieję, że nigdy się nie dowie,kim byli jego biologiczni rodzice.Miałam czas, żeby to sobie wszystkoprzemyśleć i przed Panem Bogiem zdać sprawę z tego, co zrobiłam.Teraz czasu mam dużo i codziennie mogę się przed Bogiem tłumaczyć i prosić, żeby mi wybaczył.Nie szukajcie Krzysia, on będzieteraz nazywał się Christopher, a ludzie, którzy go sobie wzięli, będągo kochać.Nie żal mi, że mnie nigdy nie zobaczy, ani się nie dowie,bardzo się z tego cieszę.Nie psujcie mu życia szukaniem go i opowiadaniem mu, kto go urodził, o to was proszę i dlatego piszę ten list.Moi rodzice i Justynka nie będą go szukać, ale tak się martwię, że Tymogłabyś w swoim stylu robić dochodzenie i na siłę go poszukiwać.Nie chcę tego, Marlena.Wolałabym tutaj odsiedzieć karę, ale pewnie przewiozą mnie doPolski.Nie powiem Wam, dokąd i kiedy, bo też nie chcę żadnych odwiedzin ani listów, ani paczek, ani użalania się nad moim losem.Karol nie żyje i ja też już nie żyję i dobrze nam tak, bo obydwojebyliśmy zwykłymi śmieciami.Po co światu, rodzinie, przyjaciołomtacy ludzie jak my? Jaki z nas był pożytek? Mam dwoje dzieci i nicim nie mogę zaoferować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki