[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy nie ma kota, myszy harcują.- skomentowałaz przekąsem kucharka, oglądając się na znikający w dali domDunstanów.- Zachodzę w głowę, po co ona to wszystko robi?Och, biedna panienka Thea! - Pozostali z taką samą troską pokiwali głowami.Thea obserwowała ich odjazd z okna swojego pokoju.Omrównież nie rozumiała, o co chodzi.Nie pozwolono jej schodzić 155na dół aż do południa.Matka jak zwykle nie raczyła uprzedzićcórki o swoich poczynaniach.Kiedy podano fatalnie przyrządzony i spózniony obiad, Thea nie wytrzymała.- Czy służba wyjechała do Beauclair, mamo? A co z namiw takim razie?- Znajdziemy się tam już za tydzień, nie martw się - rzuciłabeztrosko lady Edith, zajadając się tłustym rosołem.- Dopiero za tydzień! - Thea nie kryła zdumienia.- Aledlaczego wyjechali wszyscy? Zwykle zostawiasz przecież Cooki kucharkę.- A cóż to za wypytywanie, moja panno? - Lady Edithzmierzyła ją surowym spojrzeniem.- Zadysponowałam, więcwyjechali, i nie widzę powodu, abym miała ci się z czegokolwiek tłumaczyć.Nie zasłużyłaś sobie na poważne traktowanie.- Czy ja, twoim zdaniem, zasłużyłam sobie na cokolwiek?- W głosie Thei zadrgały emocje.- Nie pamiętam, abyś choćraz pozwoliła mi decydować o stroju czy uczesaniach, nie mówiąc już o wychodzeniu z domu.- Ty wyrodna dziewucho! - syknęła matka, mocno czerwieniejąc.Thea pomyślała, nie po raz pierwszy, że kiedy jej arystokratyczna matka wpada we wściekłość, zniża się do poziomumagla.Jednak lady Edith opanowała się nad wyraz szybko, a najej twarzy pojawił się zjadliwy uśmieszek.- Niedługo przekonasz się, dlaczego odesłałam służbę - wycedziła złowieszczymtonem.Nie odezwała się już do końca obiadu, lecz pochylała się nadtalerzem z taką miną, że Thea, znów pełna najgorszych przeczuć, nie mogła prawie nic przełknąć.To sprowokowało uwagęmatki, wygłoszoną na odchodnym:- Doprawdy, moja droga, i tak jesteś anemiczna, a jeśli zu- 156pełnie przestaniesz jeść, będziesz wyglądać jak te ofiary głoduw Rosji.Zjedz coś, bo sama sobie zaszkodzisz.Gisowi nie podobałaby się moja pulchność, pomyślała buntowniczo Thea.Pózniej jednak, zerknąwszy w lustro, musiałaprzyznać matce rację.Od czasu przyjazdu do Oxfordu mocnostraciła na wadze i wyglądała jeszcze bardziej blado i wiotkoniż zwykle.Nie zechce mnie, jeśli będę tak wyglądać, pomyślała z rozpaczą.Potem po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, dlaczegomatka tak wcześnie odesłała całą służbę.Zagadka zajęła ją takbardzo, że usiłowała ją rozwiązać jeszcze przez dłuższą chwilę.Wreszcie sięgnęła po książkę i usadowiła się w fotelu, by z braku lepszego zajęcia poczytać.Było to klasyczne romansidło, które wcześniej odrzuciła, bouznała je za nazbyt cukierkowe.Teraz jednak, kiedy czuła sięnieszczęśliwa i oddzielona od Gisa, chętnie zagłębiła się w światpięknych heroin, które szaleńczo dzielni i przystojni kawalerowie wybawiają z opresji.Kiedy jestem nieszczęśliwa, robię siębezkrytyczna, zauważyła, odkładając po para godzinach przeczytaną lekturę.Przynajmniej raz dziennie sprawdzała, czy ma jeszcze w torebce klucz do domku Gisa oraz podręczną mapkę, którą sobiewyrysowała.W atlasie z biblioteki ojca sprawdziła, gdzie leżyBarton Dene i jak dotrzeć tam z Oxfordu.Zrobiła to na wszelkiwypadek, gdyby miało nadejść najgorsze, choć nie wiedziała,co to może być i jak bardzo będzie potrzebowała obrońcy.Dzień zaczął się tak jak inne, czyli nudno i nijako.Pózniejjednak pojawiły się wątpliwe urozmaicenia.Matka wparowałado pokoju Thei i oznajmiła bez ogródek: - No, moja panienko, zabieram cię na zakupy.Potrzebujesznowych ubrań, bo w tym, co masz, wyglądasz jak pensjonarka.Jak zwykle nie zaniedbała okazji, by dopiec córce, utyskując,że braku urody nie da się nadrobić nawet najpiękniejszym strojem.- Zupełnie nie rozumiem, jak ten Gis Havilland chciałw ogóle na ciebie spojrzeć - perorowała, kiedy Thea zeszła nadół.- Skoro tak - odparła buntowniczo Thea - nie rozumiem,czemu w takim razie cię nie dziwi, że Hektor Dashwood również mnie chce.Chyba że to moje pieniądze są dla niego takpociągające.Innego powodu sobie nie wyobrażam.- Dziękuj Bogu, że ktoś o dobrym nazwisku chce się z tobąożenić bez żadnych zastrzeżeń - skwitowała matka, ucinającdyskusję.Zadzwoniła i zamówiła taksówkę, która miała podjechać w umówione miejsce, gdy zrobią sprawunki, i zabrać je zpowrotem do Oxfordu.Thea nienawidziła zakupów, zwłaszcza ubraniowych.Ponieważmatka praktycznie nie pozwalała jej o niczym decydować, milcząco poddawała się hańbiącym przymiarkom.Nie inaczej było tegodnia Dla lady Edith ideałem wyjściowego stroju dziewiętnastoletniej dziewczyny okazała się długa za kolana, tradycyjna w krojusukienka z aksamitu koloru oberżyny, którego fioletowy odcieńprzemieniał bladą cerę Thei w niemal trupią.Równie upiornie wyglądały lamówki i mankiety barwy szafranowej, stosowne raczejdla matron typu lady Edith.Na dodatek sprzedawczynie prześcigały się w fałszywych zachwytach, choć była pewna, że podśmiewały się z niej za plecami.Kompletnie zrezygnowana, pozwoliła jeszcze dobrać sobie oberżynowe pończochy, pantofle z klamrami na płaskich ob- 158casach i kokardę na głowę w stylu Alicji w Krainie Czarów, której szafranowo-floletowe barwy skutecznie zabiły nie tylkopiękny kasztanowy odcień jej włosów, ale i zieleń oczu.- Och, jak pięknie mademoiselle wygląda! - zapiała szefowa salonu, która zjawiła się pod sam koniec hańbiącego rytuałuw przymierzalni.Salon miał pretensje do francuskiej mody, leczta kojarzyła się Thei wyłącznie ze wspaniałymi, nowoczesnymikreacjami Diany Troy.Tym razem wyjątkowo cieszyła się, żenie ma przy niej Gisa.- Wyglądam szkaradnie - ośmieliła się zaprotestować,ale matka ze sprzedawczyniami zakrzyczały ją chórem.Jedyną naprawdę ładną rzeczą była torebka, którą dodano nakoniec.Thea doznała prawdziwego szoku, gdy matka pociągnęła ją do następnego salonu, tym razem z bielizną.Nie przyniesiono zwykłych w takich razach prostych majtek i koszulek z bawełny, lecz iście buduarowy komplet z łososiowej satyny, z pantalonami i pasem z ozdobnymi podwiązkami.Demon uznał z niesmakiem, że w tym także nie należałoby pokazywać się Gisowi.Dobrze, że lady Edith nie mogła słyszećtej uwagi.Thea zaczęła się czuć zmęczona tym całym nagłym i dziwnym zamieszaniem.Po co, zastanawiała się coraz bardziej spięta, matka stroi mnie w te okropności? Zupełnie jak.okazowąjałówkę, którą zdobi się wstążkami na jarmark.I po co ta pretensjonalna bielizna? W swojej naiwności nie domyślała się odpowiedzi, która dla kogoś innego byłaby oczywista.Zakupowyszał uwieńczyły chusteczki i długi sznur fałszywych pereł.Czegoś takiego Thea szczególnie nie cierpiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki