[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kot też mnie rozpoznał.Bezpieczny w ramionach dziewczynki nie raczył nawet na mnie fuknąć,zmrużył tylko oczy, a na jego pyszczku pojawiło się coś w rodzaju uśmieszku. Spokojnie,  Ogryzek  przemawiała do zwierzaka dziewczynka,głaszcząc go po łebku i traktując mnie jak powietrze. Ten pan nic ci niezrobi.Nie jest zły dla kotków.Woli krzyczeć na małe dziewczynki. Skąd u małego dziecka tyle ironii  pomyślałem, a na głos rzekłemzdecydowanie:  Nie powinnaś być w szkole?Ogryzek napiął wszystkie mięśnie i spojrzał na mnie czujnie. Widzisz, kotku?  powiedziała dziewczynka. Jest tak, jak cimówiłam. Słuchaj  tym razem w moim głosie było trochę łagodności twoja mama na pewno będzie się martwić, kiedy dowie się. Mamo!  krzyknęła nagle dziewczynka, podnosząc się na równenogi i wypuszczając z rąk kota, który fuknął gniewnie w moją stronę, a potemzniknął za rogiem domu. Z okna na parterze wychyliła się trzydziestokilkuletnia kobieta o włosachw kolorze kasztanu.Jej ładna twarz była szara od zmęczenia.Uśmiechnęła się do córki izapytała wysokim głosem:  O co chodzi, kochanie? Ten pan pyta, czemu nie jestem w szkole i czy o tym wiesz.Jest tuchyba nowy, wprowadził się wczoraj.Poczułem się nieswojo.Kobieta przez chwilę uważnie mi się przyglądała, a potem rzekłaspokojnym głosem:  Proszę zaczekać na dole, zaraz wszystko wyjaśnię.Chwilę pózniej otworzyła drzwi wejściowe i zanim ona zjawiła się napodwórku, zapowiedział ją mocny zapach modnej wody toaletowej. Teresa Dąbek, mieszkam pod trójką na parterze  przedstawiła się,wyciągając do mnie jedną rękę, podczas gdy drugą poprawiła połę płaszczyka,narzuconego w pośpiechu na chude ramiona; zrobiła to w bardzo kobiecysposób. Paweł Daniec, nowy lokator piątki na pierwszym piętrze przedstawiłem się. Przepraszam, że się wtrąciłem, ale myślałem, że małabiega tu sama bez opieki. Dziękuję za zainteresowanie  odparła kobieta bez cienia pretensji. Ale po raz pierwszy od niepamiętnych czasów udało mi się dostać odmojego szefa wolny dzień w tygodniu i dzięki temu mam aż trzy dni bezpracy pod rząd, a nie tylko niedzielę, więc postanowiłam, że wykorzystam tendługi weekend, żeby pobyć trochę z Zosią. Cieszę się, że mała jest bezpieczna  odparłem, czując się corazbardziej głupio. A ja dziękuję za troskę  odparła pani Dąbek z uśmiechem. Chyba już pójdę  zerknąłem na zegarek. Zaraz mam spotkanie. Miło było pana poznać  rzekła na pożegnanie pani Teresa i,poprosiwszy Zosię, by  nie siedziała na kamieniu, bo dostanie wilka ,zniknęła za drzwiami.Poszedłem w kierunku ulicy Jagiellońskiej wolnym krokiem.Ręki sobieza to uciąć nie dam, ale miałem wrażenie, że odprowadzał mnie, cichnący wmiarę jak oddalałem się od  Anny , chichot małej dziewczynki.Przyjął mnie sam komendant. Wyjaśnienie z czym przychodzę zajęło mi kwadrans.Szef konstancińskiejpolicji, który czytał w prasie o kilku śledztwach, które prowadziłem,wysłuchał mnie uważnie, a potem odesłał do jednego ze swoich podwładnych aspiranta Grzymały, który miał sprawdzić interesujące mnie dane i pomócw razie czego w śledztwie. To świetny policjant  komplementował podwładnego szefkomendy. Jest nieco drobiazgowy i uparty, ale w naszej pracy to raczej zaletyniż wady.Bywa trochę oschły i czasami zbyt kurczowo trzyma sięregulaminu, ale zyskuje przy bliższym poznaniu.Jestem pewien, że będzie sięwam doskonale współpracowało.Aspirant Grzymała rezydował w osobnym gabinecie na końcu korytarzana parterze komisariatu.Zapukałem, ze środka krzyknięto  Wejść! iznalazłem się oko w oko z pięćdziesięciolatkiem, którego ciało było tak chudei żylaste, jakby jego właściciel uprawiał wyczynowo biegi długodystansowe.Szczupła, składająca się wyłącznie z mięśni bez grama tłuszczu szyjawystawała z zapiętego na ostatni guzik kołnierzyka koszuli, pozostawiającsporo luzu i gdyby nie widziało się pozostałej, doskonale dopasowanej doramion i klatki piersiowej części ubioru, można by pomyśleć, że jest o kilkanumerów za duża.Aspirant pisał coś na komputerze.Nie odrywając wzroku od monitora inie przestając wprawnie biegać po klawiszach cienkimi palcami, powiedziałsłużbiście:  Proszę spocząć i chwilę zaczekać, zaraz skończę.Nie rzucał słów na wiatr.Pół minuty pózniej wcisnął energicznie enter iobrócił się w moją stronę.Dopiero teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się jegotwarzy.Oblicze miał tak szczupłe, że widać było na nim każdą zmarszczkę, czołoprzecinały trzy poprzeczne bruzdy, kreskę ust zaciskał tak mocno, że prawienie widać było warg.Obrazu dopełniały duży, cienki nos, zapadłe policzki iczujne, prawie czarne oczy przypominające małe węgielki  jednym słowemtwarz służbisty, który równie dużo wymaga od siebie, co od innych.Utrzymane w perfekcyjnym porządku biurko, za którym siedział, tylkopogłębiało pierwsze wrażenie. Słucham  rzekł bez cienia uśmiechu, tonem jednocześnie oschłym ipełnym zainteresowania.Widać było, że lubi swoją pracę i ciekawi go, co mam do powiedzenia, tylko wrodzony dystans nie pozwala mu tego okazać wbardziej wylewny sposób.Opowiedziałem mu o prośbie pani Zakrzewskiej, tajemniczychincydentach i moich przypuszczeniach, że mógł za tym stać któryś zlokalnych rzezimieszków.Przyszedłem na policję, wyłuszczyłem na koniec,by poprosić o namiary na tutejszych złodziejaszków, którzy byliby w staniedokonać podobnego przestępstwa. Włamanie do willi  Anna. wzrok aspiranta Grzymały na trzysekundy przestał być czujny; funkcjonariusz najwyrazniej przypominał sobiezajście sprzed kilku dni i chyba sprawiało mu to dużą przyjemność, bo przeztych kilka chwil beztroski, na które sobie pozwolił, wyglądał jak zakochanywpatrzony w zdjęcie wybranki.Szybko jednak doszedł do siebie.Znów spojrzał na mnie przenikliwie itrzezwo. No, dobrze  powiedział. Ale ja pana przecież wcale nie znam.%7łąda pan ode mnie danych operacyjnych. Nie żądam, tylko proszę  zauważyłem grzecznie. To nie zmienia istoty rzeczy  mówił dalej niezrażony. Muszęmieć pewność, że rozmawiam z właściwą osobą, a nie jakimś hochsztaplerem. Nie ma co, szczerze stawia pan sprawę  rzekłem, lekko urażonytym  hochsztaplerem. Inaczej nie potrafię i jestem z tego dumny  odparł niezrażonyaspirant. Czy ma pan jakiś dokument potwierdzający, że jest pan osobą zaktórą się pan podaje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki