[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taka, jaką lubiłem.Z odrobinącukru stanowiła największy dar pod słońcem.Ożywiała, dodawała wiary w sens istnienia ipobudzała myślenie.Barman postawił na stoliku pozostałe filiżanki i dzbanek kawy.Lada chwila mielizjawić się tutaj uczestnicy tego spotkania.Piłem w skupieniu kawę i czekałem.Nikt nienadchodził, więc z nudów poszedłem na koniec wagonu.Drzwi były zamknięte.- Nie wolno tam wchodzić - ostrzegł mnie zza kontuaru barman.- Polecenieinspektora.- Tak? - udałem zdumienie.Lohnmanz polecił odizolować pasażerów sypialnego od reszty pociągu, w ten sposóbmógł dłużej utrzymać się w roli inspektora policji.Zastanawiało mnie, jak właściwie tozrobił? Jeśli konduktor zawiadomił policję, jakim cudem zjawił się tutaj fałszywy policjant?Czyżby Saint-Germain miał w szeregach policji swojego szpiega? A może ten łajdakprowadził nasłuch rozmów telefonicznych konduktora?Usłyszałem kroki dochodzące z korytarza i czyjeś głosy.Po chwili weszli dorestauracji: Lohnmanz, konduktor i Kwiatkowski.Usiadłem z powrotem na swoim miejscu -przodem do lokomotywy - i próbowałem znalezć w oczach kierownika Kwiatkowskiegowspółczucie, ale znalazłem jedynie oskarżenie.Zresztą ten człowiek nie patrzył na mnie.Był odwrócony do mnie bokiem.Za to błyskające podejrzliwością ślepia Lohnmanza łypały na mnie badawczo -świadomość, że stałem naprzeciwko samego Saint-Germaina paraliżowała i odbierała mowę.Na wszelki wypadek spuściłem wzrok.Upiłem nieco kawy i bezwiednie włożyłem rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki.Iwtedy moje palce wymacały na dnie kieszeni drobny, okrągły przedmiot.Proszek nasennyofiarowany mi przez Mirabelę.Dała mi go wczoraj podczas uroczystego spotkania wrestauracji.Szybko przeniosłem wzrok na stolik zastawiony filiżankami i parującym dzbankiem.- Kawa - zamruczał Lohnmanz i pociągnął sugestywnie nosem.- Napijmy się kawy,zanim obwieszczę panom coś ciekawego.Byłem pierwszy.Błyskawicznie się ocknąłem i sięgnąłem po dzbanek.- Kto pije? - zapytałem podniecony moim pomysłem.- Wszyscy - zaskrzeczał inspektor.Dopiero teraz zauważyłem, że przyniósł ze sobą jakąś teczkę.Ale w tej chwili byłemzajętym nalewaniem kawy do filiżanek i uważnie obserwowałem kątem oka uczestnikówspotkania.Pierwszą filiżankę dostał naburmuszony i zmęczony kierownik Kwiatkowski,następnie konduktor, a na końcu Lohnmanz.Trzymaną cały czas w zagłębieniu dłoni tabletkęnasenną wrzuciłem do filiżanki inspektora niepostrzeżenie, w ostatniej chwili, gdy sięgnąłempo nią, aby nalać do niej kawy.Wydawało mi się, że nikt wtedy nie patrzył na mnie.Lohnmanz sięgnął po teczkę, którą ze sobą przyniósł, gmerał coś przy niej, a kawa wfiliżance mu stygła.Odstawił ją nieco na bok i położył przed sobą teczkę.Powoli ją otwierał,z namaszczeniem, ale uważnie przy tym patrzył na mnie i na Kwiatkowskiego.Kierowniknaszej ekipy usiadł obok mnie, ale wcale się do mnie nie odzywał.To dobrze, że zajął miejscepo mojej prawej ręce - nie musiałem wszak patrzeć mu w oczy.Byłem pewny, że wraz zeSzczurzycką obwiniali mnie za kradzież zapisków Norwida.Kto wie, czy wizyta Aliny wmoim przedziale nie była zaaranżowana przez niego samego.- Czy wiedzą panowie co znalazłem w toalecie? - zapytał inspektor.Ujrzeliśmy zeszyt Norwida.Ten sam, który znaleziono w Ivry pod Paryżem kilkamiesięcy temu i który powinien znajdować się w stalowym neseserze Kwiatkowskiego.Byłzapakowany w przezroczystą folię.- Notatki Norwida! - krzyknął podniecony Kwiatkowski i wstał gwałtownie od stołu.-O Jezu! Nie mylę się, prawda?!Tak, to był ów cenny notatnik Norwida. Cieszyłem się jak dziecko wraz z nim, ba, z wrażenia nawet zaniemówiłem, ale nagłyzryw kierownika wstrząsnął stolikiem.Kawa z filiżanek wylała się na obrus.- Barman! - konduktor krzyknął na człowieka za kontuarem.- Już zmieniam obrus, proszę pana.Interwencja barmana mogła pokrzyżować mi plany - Lohnmanz powinien jaknajszybciej wypić kawę ze swojej filiżanki.W niej znajdował się bowiem proszek nasenny, abarman zamierzał wymienić obrus, niewykluczone, że z rozpędu poda nowe filiżanki.Niedobrze.- Daj pan spokój! - powstrzymałem barmana zdecydowanym ruchem ręki.-Wystarczy zmienić stolik.Nie widzi pan, że odnalazł się skarb narodowej kultury!Barman chyba nie wiedział, o czym mówię, ale zatrzymał się przezornie w połowiedrogi.Moje wyjaśnienie było idiotyczne, ale skuteczne - nie zmienił obrusu i zastawy.Przesiedliśmy się do drogiego stolika, niechętnie, ale sprawnie, a ja pierwszy chwyciłemfiliżanki oraz dzbanek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki