[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Don Pedro twierdzi, że to są bzdury - powiedział Emil.- Ale z naszymi psami stało się coś dziwnego.Wczoraj i dziś w nocy szczekały niewiadomo na co, a w tej chwili śpią.Teraz każdy może nas podejść. To mówiąc niespokojnie rozejrzał się dokoła, odbezpieczył pistolet maszynowy igotów był strzelać.Lecz w tym momencie lufa jego pistoletu zgięła się ku dołowi, jakbyzrobiono ją z plasteliny.- Co to?! Patrzcie! - wrzasnął strażnik i rzucił pistolet na beton.Lufa pistoletu drugiego strażnika dla odmiany wygięła się ku górze.Trzeciego skręciław lewo, czwartego w prawo, piąty strażnik po prostu rzucił broń na beton nie czekając, aż musię wygnie w dłoniach.- Ona mówiła.Ta kobieta w barze.że broń będzie sama się gięła w naszych rękach -bełkotał Emil.Bezradnie wyciągnął z kieszeni pistolet i w geście rozpaczy uniósł lufę ku górze,jakby chcąc bronić się przed nadlatującymi z nieba ludzikami.Wtedy pistolet zaczął strzelaćaż do wypróżnienia całego magazynku.- To nie ja.nie ja.on sam strzela! - krzyknął Emil i cisnął pistolet.W słuchawce usłyszałem szept Ralfa:- Obserwowałeś zjawisko, które wy nazywacie telekinezą.Zginanie przedmiotówmetalowych na odległość oraz wprawianie ich w ruch.- Wyprowadzić z hangaru helikopter - rozkazał Emil.- Ja go sam poprowadzę.Jazda,chłopaki, ratujmy się.Komu życie miłe, niech opuszcza to przeklęte miejsce, zanim wylądujątu latające talerze.Całą gromadą pobiegli do pobliskiego, blaszanego hangaru.Wyciągnęli śmigłowiec,potem powrócili na betonowe podwórze, aby zabrać ze sobą śpiące psy, do których chyba bylibardzo przywiązani.Po dziesięciu minutach skrzydła śmigłowca zaczęły się obracać, a warkotsilnika wypełnił całą wyspę.Strzały z pistoletu i ów hałas zbudziły don Pedra oraz któregoś zjego pomocników.Gdy śmigłowiec wzniósł się w górę, od strony hotelu po betonowej płycielotniska nadbiegł don Pedro i jakiś Kreol, obydwaj w pidżamach i z pistoletami w rękach.- Uciekli! Uciekli śmigłowcem! - wrzasnął don Pedro i oddał długą serię z pistoletu wstronę odlatującej maszyny.Ale ona była już zbyt daleko.- Niech pan popatrzy, senior - pomocnik don Pedra wskazał leżące na betonie pistoletymaszynowe strażników.Obydwaj zaczęli uważnie przyglądać się broni z powyginanymi lufami i dopiero pokrótkiej chwili zorientowali się, że i ich pistolety mają wygięte lufy.- Nie! Nie! Ja też uciekam - przerazliwie krzyknął Kreol i co sił w nogach pobiegł wkierunku hotelu. Don Pedro, który miał chyba mocniejsze nerwy, nie okazał strachu.Odniosłemwrażenie, że gdyby leżąca na betonie broń nadawała się do użytku, strzeliłby za uciekającympomocnikiem.Długą chwilę stał nieruchomo, zastanawiając się nad sytuacją.Umilkł warkot helikoptera, cisza ogarnęła wyspę.Ja i Dawson, ukryci za rogiembunkra, też nie ruszaliśmy się.Ta cisza podziałała uspokajająco na don Pedra.Lojalność wobec don Stefano chybazwyciężyła w nim strach.Rozejrzał się bacznie na wszystkie strony, a potem podszedł dobudynku z żelaznymi drzwiami.Domyśliliśmy się, co zamierza uczynić.Postanowił sięupewnić, czy uciekający strażnicy nie obrabowali skarbca gangu.Mieliśmy okazję zobaczyć,jak otwiera się bandycki sezam.Na żelaznych drzwiach była dzwignia.Don Pedro poruszył nią trzy razy w prawo idwa razy w lewo, a wówczas otworzyły się bezszelestnie jak wejście do legendarnego sezamuAlibaby.Gangster przycisnął kontakt i żarówka elektryczna oświetliła schody prowadzącepod ziemię.Poszliśmy krok w krok za nim, zachowując jednak bezpieczną odległość, aby niesłyszał szmeru naszych oddechów.Schody zostały wykute w litej skale.Prowadziły przez dwie kondygnacje, na ostatniejznajdowało się dość obszerne pomieszczenie z dwoma żelaznymi drzwiami.Stał tutaj stół ikilka krzeseł, na szafce walały się puste butelki po wódce.Zapewne mieliśmy przed sobą cośw rodzaju strażnicy.Nie czuło się piwnicznego zapachu stęchlizny, pachniało morzem,podziemie posiadało wspaniałą klimatyzację.Don Pedro podszedł do drzwi po prawej stronie, przekręcił na nich dzwignię w takisam sposób, jak przy drzwiach do podziemi.I znowu otworzyły się automatycznie, a światło,które zabłysło, ukazało schron wypełniony zapasami żywności na wypadek, gdyby strażnicynawet przez kilkanaście dni nie mieli prawa wyjść na górę.Drugie drzwi miały zamek sekretny jak przy kasach ogniotrwałych.Był to zamekcyfrowy, nie wymagający jednak klucza.Chyba tylko don Pedro znał szyfr otwierający go.Ale i dla nas po chwili przestał on być tajemnicą.Tarcza z cyframi zatrzymywała się kolejnona cyfrach: trzy, osiem, dziewięć, jeden, potem na trzech jedynkach, wreszcie następowałatrójka, siódemka i czwórka.Zauważyłem, że don Pedro nie dotyka powierzchni drzwi, którezapewne cały czas znajdowały się pod napięciem.Wreszcie drzwi otworzyły się.To co ujrzeliśmy w blasku zapalonego w środku światła, przypominało wnętrzemuzealnego magazynu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki