[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie powinnaś, pani Heleno, zadawać mi trudnych pytań.- Jaromir? Tak? Jaromir? Henryka wzdycha i mówiłagodnie:- Znowu pytanie.Nie, to chyba nie on.Nie widuję go.On już jest dużo dalej, a może jest jakiś inny powód.Czy jawiem.W ogóle to pojęcie wiem" jest takie inne, coraz mniejdotyczy  wtedy" lub  potem".Nie umiem, ale i nie chce misię umieć tego uzasadniać.- Zmieniłaś się - mówi z żalem Helena.- Co z ciebiezrobili?- Doprawdy? - łagodnie ironizuje Henryka, ale sięuśmiecha.- Byłyśmy sobie tak bliskie.Henryko, stałaś się taka jakaśniezależna.- Jestem po prostu w innym wymiarze, pani Helenko, alenie dociekaj.- Nie dociekam - godzi się z rezygnacją.- Brak miciebie.Nawet nie wiesz jak.- rozgląda się.- Henka?- Słucham, słucham.Helena rozgląda się, podnosi oczy i widzi nad sobąHenrykę.Siedzi wysoko na drzewie i dotyka jabłek.- Aadne te moje koksy, pachną jak banany! Co to zajabłuszka, co za jabłuszka.Ach, poczuć znowu ich smak.Ajuż tylko wyobraznia.- wychyla się i woła, ale nieco ciszej.-Dałaś jej ten mały pokój przy kuchni. - Dałam, nie dałam, przenocowałam ją.- A!- Czy Melusia.No Melania, moja matka, wie o tym cotu.zaszło?- Minęłyśmy się.Czy mam jej poszukać?- Nie.Lepiej nie.- Ano może i tak.- Na pewno.Kocham ją, ale to sensatka.- A co dalej?- Nie wiem.Sama jestem ciekawa.Nie popędzaj mnie.Toraczej ty powinnaś mi powiedzieć, co dalej, a nie pytać mnie.- Lubię, jak sama kombinujesz, pani Heleno, zawszeładnie budowałaś postać, ale i sytuacje.A na razie?- Na razie oswajamy się.- A co byś chciała, pani Heleno?- Jeszcze nie wiem.Zejdz tu do mnie.- Nie.Stąd mam bliżej, a już muszę wracać.- Henryko, nie odchodz jeszcze.- Nie proś o rzeczy niemożliwe.Nara, jak mówiądzieciaki.Poranek.Przez szpary aksamitnej zasłony wciskają siępromienie słoneczne i przecinają ścianę nad tapczanem.Helena już nie śpi.Wyciąga otwartą dłoń i zbiera w nią ciepłeświatło.Czuje się rozbita i zmęczona.Zupełnie nie umie sięodnalezć w nowej sytuacji. Już nic nie będzie takie jakdotąd" - myśli i wie, że dotyczy to wszystkiego na tleupływającego czasu.Wizyta tej dziewczyny.Conajdziwniejsze, Helena nie umie być na nią wściekła, cooczywiście byłoby czymś idiotycznie bezsensownym, alemoże pomogłoby wyrzucić z siebie gniotące uczucie złości,żalu, zawodu i urażonej ambicji.Wręcz odwrotnie, ta małajest miłą, zwyczajną dziewczyną, jeszcze nie zniszczoną przezsamotność, potrzebującą ciepła.Widocznie  ta kobieta", jej matka była jej bardzo bliska, zwłaszcza bywa tak w niepełnejrodzinie, ale też potrafiła nauczyć ją samodzielności, czyuruchomić w córce wiele pozytywnych cech.Mira jestwrażliwa, delikatna, ale i stanowcza.Nie pomyślała nawet,żeby  zawalczyć" o jakieś korzyści materialne, wręczodwrotnie, podkreślała, jak daje sobie radę i planuje życie.Niebyło tam miejsca na domaganie się korzyści z prawnieślubnej, ale jednak jego córki.Helena nie ma cieniawątpliwości.Gdyby dziewczyna była inna, to zapewnedoszłoby do badań genetycznych, do rozpraw w sądzie, dowojny i odporu, ale w tej sytuacji.To dziwne, ale Helenamusi przyznać się sama przed sobą, że jest tu miejsce nasympatię, mimo roli, jaką matka Miry odegrała w życiu jej iJaromira.Odsłania okno i stoi, patrząc w ogród.W swoich czarnychspodniach, podwiniętych teraz do kolan, Mira podlewa ogród.Robi to starannie i metodycznie.Nie za mocnym strumieniem,trzymając wąż nisko, żeby nie w głowy kwiatom.Helenapatrzy zaskoczona.Jednak nim zejdzie na dół, wyciąga z szafysukienkę Julii, za małą już na nią.W kuchni na stole czeka przygotowane nakrycie i gorącakawa w dzbanku, na maszynie.- Kupujesz mnie, czy taka jesteś? - szepcze Helena.Nalewa sobie kawę i z przyniesioną sukienką, przewieszonąprzez ramię, idzie do ogrodu.Jest piękny poranek, na niebieżadnej chmurki, zapowiada się ładny dzień.Ogród i napojonaziemia pachną takim cudownym, wyjątkowym zapachem.Helena idzie cicho przez mokry trawnik.- Mira! - woła.Dziewczyna odwraca się gwałtownie.- Dzień dobry pani.- Dzień dobry.Masz.To sukienka Julii, ale będzie naciebie dobra.Nie możesz ciągle chodzić w tej czerni.Będzie upalnie, miej dla siebie trochę litości.Wyglądasz jakkwakierka.Dziewczyna kręci przecząco głową.- Nie.dziękuję.Będę zaraz jechać.Helena trzymasukienkę w rękach.- Kończysz? - pyta po chwili.- Tak.- Podlewasz od świtu?- Nie bardzo mogłam spać.- Nie było wygodnie.- Było, bardzo.To taki piękny pokoik.i tapczan miękki iptaki śpiewały, słyszałam bicie zegara w salonie, to takie.magiczne wszystko.- Tak? No to przyjdz do magicznej kuchni na prozaiczneśniadanie.Robię jajecznicę - mówi Helena, odwraca się i idziedo domu.Czy chce, żeby Mira już odjechała?- Umyj ręce! - woła do wchodzącej i potem sprawiedliwierozdziela jajecznicę na dwie porcje i zsuwa na talerze.- Ale pachnie - zachwyca się Mira.- Przyniosłamszczypiorek.- Nie wiedziałam, czy lubisz na maśle, czy wolisz naboczku.- Na boczku śpię, na maśle wolę - śmieje się dziewczyna.- Słuchaj.- zaczyna Helena - mam propozycję.Dokądci się śpieszy? Wiem, że Aódz to cudowne dymy i wrzawawielkiego miasta, ale może byś chciała posiedzieć tutaj?Trochę.Mira je powoli, nie spuszczając oczu z Heleny.- Jak to?- Zwyczajnie.Poznajmy się trochę.Jedz do Aodzi,przywiez wszystko, co jest ci potrzebne do szczęścia i.pobądz.Zapraszam cię.Emilia dobrze gotuje, ty dobrze podlewasz ogród.- uśmiecha się niepewnie.- Powiedziałaś,że pokój ci się podoba.Dziewczyna siedzi bez słowa.Zaczyna przedziwniemrugać oczami.Helena puka widelcem w talerzyk.- Hej! Przecież nie będziesz beczeć? Zostaw sobie łzy nawszelkie radosne okazje.Pomyśl, czy coś cię trzyma w Aodzi?Lato w mieście jest upiorne.Dziewczyna przecząco kręci głową.- A więc? Dobrze, poczekam aż odzyskasz mowę.Jeślichcesz jeszcze kawy, to sobie nalej.- Czy.czy.- No, wykrztuś wreszcie! - ponagla Helena, wstaje i sięgado kredensu po konfitury.- Czy mogę panią uściskać? - wykrztusza wreszciedziewczyna.- Ani się waż! - krzyczy Helena.- Ręce przy sobie!%7ładnej poufałości - i pozwala się objąć.Stoją na środkukuchni, sztywne, ale troszkę bliskie sobie, a przecież obce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki