[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam panią, ale wychodzimy.To powinno pokryć naszrachunek.- Jaki rachunek? Przecież nawet nie zjadłyśmy. Dixie machnęłaręką nad pustym stołem.- Ale zamówiłyśmy.Niezjedzone też kosztuje.- Charlotte wstała ipochyliła się, wypatrując Tima.Siedział z nią po drugiej stronie sali.Droga do drzwi była wolna.Garbiąc się i chowając za kelnerkami iklientami, przemknęła w kierunku drzwi przez labirynt ludzi i wybiegła na chłodne powietrze kwietniowej nocy.Odetchnęłagłęboko.Dixie powlokła się za Charlotte, wystukując obcasami o chodnik:Jestem wściekła. Jestem wyrozumiała. Jestem wściekła. Jestemwyrozumiała.- To śmieszne.To on z tobą zerwał, a ty pozwalasz mu wypędzić się zrestauracji?  Dixie wycelowała pilotem w samochód.Zapiszczał sygnałcentralnego zamka.Mignęły światła.Charlotte zajęła miejsce pasażera, zaciskając dłonie do białości i tuląctorbę do piersi.- Kłamałam, Dix.Wcale nie czuję się dobrze.Jest mi smutno i cała tasprawa bardzo mnie boli.- Azy zalały jej słowa.- Nie mogę uwierzyć, żema kogoś innego.To pewnie przez nią ma wątpliwości.- Charlottewyjrzała przez okno, a potem spojrzała na Dixie.- Była ładna, prawda?Tak, była boska.- Jasne, jeśli lubisz chuderlawe dziewczyny ze zbyt mocnym ma-kijażem.Charlotte, to nie pasuje do Tima.- Ty nadal go bronisz? Dix, co my o nim wiemy, tak naprawdę?- Wiemy, że stoi teraz przy twoim oknie.- Charlotte.- Tim stał przy drzwiach samochodu, opierając ręce nabiodrach.Przyglądał się jej, przechylając głowę na bok.- Czy mogę ztobą porozmawiać?Pochyliła się do Dixie, osłaniając oczy dłońmi.- Myślisz, że mnie widział?- Stoi dwa kroki od ciebie.Tak, widział cię. Dixie zaśmiała się,delikatnie zabierając dłonie z twarzy Charlotte.- Powiedz słowo, a wy-cofam samochód.Ale nie obiecuję, że nie zahaczę o palce jego stóp.- Więc powinnam z nim porozmawiać? - Charlotte rzuciła okiemprzez ramię.Tim nadal stał obok okna i patrzył na nią.- Czy chcesz usłyszeć, co ma do powiedzenia? Przecież zostawił ją iprzyszedł tutaj, żeby z tobą porozmawiać. Charlotte rozluzniła uścisk na pasku torby, którą trzymała nakolanach.Zawsze wiedziała, że Tim jest człowiekiem honoru i że wzwiązku z tym nie lubi zostawiać spraw niedokończonych.Wygramoliła się z samochodu i zamknęła za sobą drzwi.Oparła się oauto i skrzyżowała ręce.- Co tam?- Jak się czujesz? - Tim stał kilka kroków od niej.Zapach przypraw zdelikatną nutką czegoś kwiatowego rozniósł się między nimi.- Zwietnie.Idealnie.Spędzam właśnie miły wieczór z Dix.Jared madyżur w szpitalu.- Charlotte, to tylko koleżanka - pokazał ręką w kierunku restauracji.- Kto? - Charlotte pochyliła się w kierunku, który wskazywała jegoręka, i spojrzała na restaurację, jak gdyby wcześniej jej nie widziała.- Kim.- To była Kim? Twoja była?- Tak, to właśnie Kim.Wiem, że nas widziałaś, Charlotte.Widziałem,jak się wymykasz.- Tim, czego ty chcesz? Po co tu przyszedłeś?- Zeby wyjaśnić.Nie wiedziałem, że Kim jest w mieście, póki dziś niezadzwoniła.Chciała porozmawiać.- Chrząknął i spojrzał w stronępustych ciemnych miejsc parkingowych.- Wszystko w porządku?- A wyglądam, jakby wszystko było w porządku? - Cięta riposta niezdradziła, że serce jej topniało.- Nie mogłem wczoraj zasnąć - powiedział cichym i czułym głosem.-Czy masz jakieś.- Co się stało, to się nie odstanie, Tim.Nie możemy być zaręczeni,skoro nie chcesz się ze mną ożenić. Czuła się trochę jak tchórz,chowając swoje lęki związane ze ślubem za jego strachem.Przytaknął, przygryzając dolną wargę. - Tak, chyba tak.- Tim, jest dobrze.Wszystko w porządku.- Wyprostowała ramiona iwykonała uspokajający ruch ręką. Wyszło najlepiej, jak mogło, wiesz?Przynajmniej nie wysłaliśmy zaproszeń.Wyobrażasz sobie oddawaniewszystkich tych prezentów? Koszmar.- Chyba rzeczywiście zawsze jest jakaś dobra strona.Prawie nie-dostrzegalna, ale.- Tim posłał jej to samo spojrzenie, które oczarowałojej serce pierwszego wieczoru, kiedy się poznali.- Czy możemyporozmawiać? Może kiedyś w tym tygodniu?- Ale o czym, Tim? O tym, że nam nie wyszło? %7łe nie chciałeś się zemną ożenić? Myślę, że powiedzieliśmy już sobie wszystko, co mogliśmypowiedzieć.A ja robię wszystko, żeby już o tym zapomnieć.- Tęsknię za tobą.- Wiatr porwał końcówki jego włosów i zsunął muje na oczy.Charlotte zacisnęła pięści, mocniej ściągnęła ramiona, opierając sięautomatycznemu odruchowi, by wyciągnąć rękę i odgarnąć włosy, któreopadły mu na twarz, na jego silne, wysoko osadzone policzki.- Minął zaledwie jeden dzień, Tim.Zaśmiał się, nisko.- Najdłuższy dzień w moim życiu.Co chwila sięgałem po telefon,żeby do ciebie zadzwonić.- Nie wydaje ci się to dziwne? Wczoraj nie mogłeś zmusić się, żeby domnie zadzwonić.Pojechałeś się ścigać i całkowicie zapomniałeś onaszych planach.- Przez cały dzień starałem się to zrozumieć.Jedyne, co wymyśliłem,to że tęsknię za Charlotte, moją przyjaciółką.- Ale nie narzeczoną?- To zobowiązanie sprawiało, że czułem się uwięziony, jak lew wklatce.Ale za moją przyjaciółką Charlotte naprawdę tęsknię.- Czego się boisz? Małżeństwa jako takiego czy małżeństwa ze mną? - Małżeństwa jako takiego.Ciebie, w pewnym sensie, lubię.Bardzo.Chyba nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo.Charlotte zadrżała przy kolejnym podmuchu wiatru.- W pewnym sensie to była transakcja wiązana.Przyjaciółka inarzeczona.Nie możesz mieć jednego bez drugiego.- Tak, domyśliłem się.- Spojrzał w kierunku restauracji.- Chybalepiej pójdę.- Chyba tak.- Walcz o mnie Tim, walcz ze swoim lękiem.Charlotteszarpnęła drzwi samochodu.- Miłej kolacji.- Na kawę albo kolację z tobą pewnie nie mam szans?- Nie, Tim.Przykro mi, że tęsknisz za swoją przyjaciółką i za tąwygodą, że będę przy tobie, a ty nie będziesz czuł się zaszczuty.Aleoświadczyłeś mi się.Ufałam ci.Kochałam cię.I Charlotte, narzeczoną, wpewnym sensie boli, że dwadzieścia cztery godziny po tym, jak wszystkoodwołaliśmy, jesz kolację z inną kobietą.- To tylko przyjaciółka.- Tak jak ja? Jeszcze jedna z drużyny byłych narzeczonych TimaRose'a.Tim westchnął.- To ona ze mną zerwała.Charlotte otworzyła drzwi samochodu.- No to teraz masz szansę, by ją odzyskać.- Charlotte, proszę cię, wiesz dobrze, że tak nie jest.Gdy tylko Dixie wyjechała z parkingu, z zaciśniętych ust Charlottewyrwał się pierwszy szloch.Skuliła ramiona, ukryła twarz tuż przykolanach i przepłakała całą drogę do domu. 9.EmilyPrzystanęła na chwilę przed drzwiami biblioteki ojca, zanim nacisnęłaklamkę.Odkąd była małą dziewczynką, ojciec zachęcał ją, żeby przy-chodziła do niego, kiedy tylko go potrzebowała, i nigdy nie wymagał, bypukała albo czekała na pozwolenie, żeby wejść.Po prostu wchodziła,kiedy chciała.- Emily, wchodz, wchodz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki