[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słucham - odpowiedział po polsku.- Czy życzy pan sobie wstawić swój motocykl do garażu? Tak będzie bezpieczniej -powiedziała.- Proszę bardzo - odpowiedział, uśmiechając się w jej kierunku.- Zejdę pózniej i tozrobię.Wojtek z Chudym przyszli punktualnie.Recepcjonistka zadzwoniła do niego, mówiąc,że ma gości.Kazał ich wpuścić, zdziwiony, że go o to pytała.Weszli, śmiejąc się do niego od progu.Wyglądali inaczej, ogoleni i czysto ubrani.- Przyjechaliśmy taksówką, trzeba dać dupom odpocząć trochę od siodełka - wyjaśniłChudy.- Masz szczęście - powiedział Wojtek.- Udało mi się załatwić urlop do końcatygodnia.Jutro ruszamy nad Pisę.- Wspaniale, a ty, Chudy? - zapytał Rolf.- On to ma urlop, kiedy chce, pracuje w instytucie - odpowiedział Wojtek, a Chudyuśmiechnął się potakująco.- Nie mamy czasu do stracenia, daj te wszystkie twoje mapy, Rolf,musimy się dokładnie temu przypatrzyć, żebyśmy pózniej nie jezdzili w kółko bez sensu.Usiedli na fotelach wokół niskiego stolika i zaczęli po kolei przeglądać mapy.Zaczęli odstarej mapy sztabowej doktora Brinka, a Rolf w tym czasie zadzwonił do recepcji i zamówiłtalerz przekąsek dla trzech osób i butelkę szampana.- Tutaj widać tylko tyle, że to miejsce znajduje się niedaleko ujścia Pisy do Narwi,czyli gdzieś w okolicy Nowogrodu, i chyba stamtąd musimy zacząć poszukiwania -powiedział Chudy.- Tak, tak, Otton Brink mówił, że to było niedaleko tego miasta, pięć kilometrów wgórę rzeki.i niedaleko były bagna - dodał Rolf.- bagna to mogą tam być wszędzie, zależy od stanu rzeki.Jak wyleje, to wszystko wokolicy jest pod wodą. - Nic tu więcej nie wykombinujemy - powiedział Chudy.- Znamy te miejsca głównieod strony wody.Trzeba jechać do Nowogrodu, znalezć dojście do rzeki i pokręcić się wtamtych okolicach.Jest tam kilka małych wioch w okolicy, to muszą być i drogi dojazdowe.- Masz rację, są tam jakieś pola uprawne, bo widzieliśmy je, płynąc rzeką.Jakoś ciludzie muszą tam dojeżdżać.Najważniejsze, że wiemy, od czego zacząć i w jakiej okolicyszukać.Co tam mamy dobrego na tym półmisku, Rolf? Zgłodniałem trochę.- Panowie, za powodzenie naszej wyprawy - powiedział Rolf i z wprawą otworzyłbutelkę szampana.Siedzieli do wieczora i długo rozmawiali o czekającej ich przygodzie.Rolf pod wpływem chwili postanowił opowiedzieć im historię swojej przyjazni zdoktorem Brinkiem i o tym, jak udało im się uciec do Szwajcarii pod koniec czterdziestegodrugiego roku.Gdy już przełamał w sobie początkowy opór, mówił chętnie, a oni słuchali go zwidocznym zainteresowaniem.Wzbudził ich uznanie historią kolejnych protez i wysiłkiem, jaki musiał włożyć w to,żeby zrekompensować swoje kalectwo.Z podziwem patrzyli na niego, gdy opowiadał o swojej fascynacji pierwszymharleyem, którego zobaczył po wojnie, i o tym, jak stał się jego właścicielem.był z nimibardzo szczery, tak jak z nikim do tej pory, poza Ottonem Brinkiem, i wiedział, że potrafli todocenić.Ten wieczór bardzo ich do siebie zbliżył i gdy żegnali się przed rozejściem, mieliwspólne poczucie misji.Polacy wiedzieli i czuli, że chcą mu pomóc i że zrobią wszystko, żeby jego marzenie oodzyskaniu pochowanych w dalekiej Polsce szczątków wreszcie się spełniło.Noga Rolfa vonDornhoff musiała wrócić do swojego prawowitego właściciela. Rozdział 23Z samego rana dwie obładowane sprzętem turystycznym wuelki podjechały przedhotel Victoria i zaparkowały obok błyszczącej chromami i niebieskim metalicznym lakieremelectry glide.Rolf właśnie wychodził, ubrany w swój czarny, skórzany kombinezon z harleyowskimorłem na plecach.Podszedł do chłopaków i przybił z nimi po piątce.- Gotowy na wielką przygodę swojego życia? - zapytał Wojtek.- Prawie nie spałem, nie mogłem się doczekać - odpowiedział.- No to na co czekasz? - Zaśmiał się i odpalił swoją wuelkę.Odjeżdżali spod hotelu odprowadzani ciekawymi spojrzeniami przechodniów orazpersonelu i gości hotelowych, obserwujących ich zza szyb wielkiego holu recepcji.Pogoda nadal dopisywała, początek września był ciepły i słoneczny i nic niewskazywało na to, żeby coś miało się zmienić w najbliższych dniach.Ruch nie był duży, wakacje dopiero się skończyły.Wjechali w tunel trasy WZ,wskoczyli na most Zląsko-Dąbrowski i szybko przejechali na drugą stronę Wisły.Po piętnastu minutach minęli granicę Warszawy i ani się obejrzeli, gdy zaczęli zbliżaćsię do Wyszkowa.Ale podróż wuelką nie mogła się obyć bez jakiejś naprawy i tuż przed wjazdem namost nad Bugiem Chudy, który jechał ostatni, zaczął zwalniać i wreszcie stanął.Rolfpierwszy zobaczył to w lusterku, mrugnął światłami na Wojtka i zatrzymał się.Po chwilizawrócili i podjechali do pochylonego nad swoim harleyem Chudego.- Co jest?- Nie jest dobrze, chyba kliny na zębatce mi poszły.Tutaj tego nie naprawię.Corobimy?- Pomyślmy chwilę.A może zostawimy twojego harleya u kogoś w pobliżu ipojedziemy dalej na dwóch? Rolf, możesz go zabrać ze sobą?- Mogę, nie ma problemu.- No to super, lepsze to niż zmarnować jeden albo dwa dni, próbując to naprawić.- Przejdę się w takim razie do tej chałupy obok, może uda się go tam zostawić -powiedział Chudy.Pobiegł w kierunku starego, ogrodzonego drewnianymi sztachetami domu, stojącegopo drugiej stronie szosy.Psy za płotem zaczęły ujadać jak szalone i po chwili ktoś podszedł do bramy.Chudy wskazał przybyłemu człowiekowi ręką na stojące na szosie harleye i coś z nimprzez chwilę negocjował, a potem szybko wrócił z zadowoloną miną.- W porządku, uczynny kmiotek się trafił.Powiedział, że mogę wstawić motocykl dostodoły i odebrać za kilka dni.Pomóżcie mi go przepchnąć.Odpiął torbę z rzeczami z bagażnika i zaprowadzili razem wuelkę na spore podwórko.Psy szalały przy budzie na swoich żałośnie krótkich łańcuchach, a drzwi starej, drewnianejstodoły uchyliły się, skrzypiąc przejmująco, i pojawił się w nich niewysoki, krępy osobnik wgumiakach i roboczym kombinezonie.Demonstrując w uśmiechu swoje szczątkoweuzębienie, powiedział:- Mogą wstawić do środka, tu nic nie zginie.Pieski czujne, będą pilnować.Kiedyodbiorą?- Za dwa, trzy dni.Może być?- Może być, czemu nie, w domu cały czas siedzę.Wstawili harleya do stodoły, podziękowali gospodarzowi i pożegnali się z nimuściskiem dłoni.Chudy z respektem spojrzał na niewysokiego człowieka i z uznaniem wgłosie powiedział:- Masz pan tę łapę jak dwucalowa deska!- Panie, całe życie przy łopacie, to i się rozklepała.- Zaśmiał się szeroko.Chudy z przyjemnością usadowił się za Rolfem na szerokiej i wygodnej kanapie jegoelectry.- Nareszcie się przejadę czymś wygodniejszym - powiedział i ruszyli dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki