[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój ojciec mawiał o ludziach, których nie lubił, że nie ma z nich pożytku.Czyż niemożna tego wziąć dosłownie? Penelopa nie ma ze mnie żadnego pożytku.A może wręcz mnie nie znosi.To też możliwe".Juliet ma grono przyjaciół.Już nie tak wielu, ale jednak.Larry nadal przychodzi iopowiada dowcipy.Juliet nadal studiuje.Słowo studiuje" nie oddaje idealnie tego, co robi -lepiej powiedzieć: prowadzi dochodzenie".Ponieważ nie ma dużo pieniędzy, pracuje dorywczo w kawiarni, w której ogródku tyleprzesiadywała.Ta praca stanowi dobrą przeciwwagę dla zajmowania się starożytnymi Grekami,więc chyba by jej nie rzuciła, nawet gdyby mogła sobie na to pozwolić.Wciąż ma nadzieję na jakiś znak życia od Penelopy, ale bez przesady.To taka nadziejajak u ludzi, którzy wiedzą, że nie mają się czego spodziewać, lecz mimo to oczekująniezasłużonego błogosławieństwa, spontanicznego odpuszczenia grzechów, czegoś w tymrodzaju.NamiętnośćGrace wybrała się niedawno do Ottawa Valley, żeby poszukać letniego domu Traversów.Od wielu lat nie była w tej części kraju i, oczywiście, zauważyła liczne zmiany.Autostradanumer 7 omija teraz miasta, które kiedyś przecinała, i wiedzie prosto tam, gdzie Grace pamiętałazakręty.W tej części Tarczy Kanadyjskiej jest dużo małych jeziorek, których nazw nie ma nanormalnej mapie.Nawet kiedy Grace zlokalizowała Little Sabot Lake, a przynajmniej tak się jejwydawało, okazało się, że prowadzi tam wiele dróg odchodzących od drogi krajowej, gdy zaś wkońcu wybrała jedną z nich, przecinało ją za dużo asfaltowych ulic o nazwach, których w ogólesobie nie przypominała.Faktycznie, kiedy tu była ponad czterdzieści lat temu, ulice wcale niemiały nazw.Ani chodników.Jedna droga gruntowa prowadziła do jeziora, druga biegła - dośćkapryśnie - wzdłuż jego brzegu.Teraz jest tu wioska.A może raczej przedmieście, gdyż Grace nie zauważyła ani poczty,ani nawet najmniejszego sklepiku spożywczego.Osiedle leży na czterech czy pięciu ulicachodchodzących od jeziora i składa się z niewielkich domków stojących na małych działkach bliskosiebie.Niektóre z pewnością są domami letnimi, z oknami już zamkniętymi na głucho, jakzwykle przed sezonem zimowym.Inne jednak wyraznie wyglądają na użytkowane przez cały rok- w wielu wypadkach mieszkający w nich ludzie ustawili obok domu plastikowe zestawygimnastyczne, urządzenia do grillowania, treningowe rowery, motocykle i ogrodowe stoliki, przyktórych niektórzy z nich siedzą w ten wrześniowy ciepły dzień, jedząc obiad lub popijając piwo.Są też tacy, nie tak widoczni - może studenci, może samotni starzy hippisi - którzy zamiastzasłon pozawieszali flagi lub arkusze folii aluminiowej.Osiedle małych, przeważnie zadbanychtanich domków, po części przystosowanych do mieszkania zimą.Grace zdecydowałaby się wracać, gdyby nie spostrzegła domu w kształcie ośmiościanu zgeometrycznymi ornamentami wzdłuż dachu i drzwiami w co drugiej ścianie.Dom Woodsów.Zapamiętała go jako dom z ośmiorgiem drzwi, ale najwyrazniej miał ich tylko czworo.Nigdy niebyła w środku i nie widziała, jak i czy w ogóle podzielono przestrzeń na pokoje.Nie sądziła, byktokolwiek z rodziny Traversów kiedykolwiek tam wchodził.W dawnych czasach dom otaczaływysokie żywopłoty i lśniące topole, których liśćmi zawsze szeleścił wiatr znad jeziora.PaństwoWoodsowie byli starzy, jak dzisiaj Grace, i chyba nie odwiedzali ich żadni znajomi czy dzieci.Ich uroczy i osobliwy dom ma dziś zapomniany, opuszczony wygląd.Sąsiedzi po obu stronach,ze swoimi przenośnymi magnetofonami, z pojazdami, czasem niekompletnymi, z zabawkami iwywieszonym praniem, mieszkają niemal na wyciągnięcie ręki.Tak samo było z domem Traversów, kiedy Grace wreszcie go znalazła, jakieś półkilometra dalej, przy tej samej drodze.Dzisiaj droga się tu nie kończy, lecz prowadzi dalej, abudynki po obu stronach stoją w odległości zaledwie paru metrów od otaczającej dom Traversówszerokiej werandy.To pierwszy tak zbudowany dom, jaki Grace widziała -jednopiętrowy, z dachem bezżadnych załamań, pokrywającym także werandę.Pózniej spotkała wiele podobnych w Australii.Styl przywodzący na myśl gorące lata.Kiedyś można było zbiec z werandy, przebiec przez zakurzony podjazd i piaszczysty,zadeptany kawałek ziemi z chwastami i poziomkami - także własność Traversów - i wskoczyć,czy raczej wejść do jeziora.Teraz jeziora prawie nie widać, ponieważ w poprzek tej trasyzbudowano pokazny dom, jeden z niewielu tutejszych podmiejskich domów z prawdziwegozdarzenia, z garażem na dwa samochody.Co tak naprawdę chciała znalezć Grace, kiedy podjęła tę wyprawę? Może czymśnajgorszym byłoby właśnie znalezienie tego, czego, jak sądziła, szuka.Oferującego schronieniedachu, zasłoniętych okien, jeziora przed domem, a od tyłu - klonów, cedrów i topoli.Doskonalezachowanej, nietkniętej przeszłości, podczas gdy nic takiego nie da się powiedzieć o Grace.Odszukanie czegoś tak pomniejszonego, wciąż istniejącego, ale uczynionego nieistotnym - jakdom Traversów z dodanymi mansardowymi oknami, pomalowany na zaskakujący niebieski kolor- mogłoby na dłuższą metę mniej ranić.A jeśli go w ogóle nie ma? Podnosisz larum.Jeśli ktoś przyjechał z tobą, opłakujeciestratę.Ale czy nie odczuwasz ulgi, że stare błędy lub zobowiązania przestały istnieć?Pan Travers wybudował go - to znaczy zamówił - jako ślubny prezent niespodziankę dlapani Travers.Kiedy Grace zobaczyła ten dom po raz pierwszy, miał może trzydzieści lat.Międzydziećmi pani Travers była spora różnica wieku - Gretchen miała jakieś dwadzieścia osiem,dwadzieścia dziewięć lat, sama była już mężatką i matką, a Maury miał dwadzieścia jeden lat ikończył studia.No i jeszcze Neil, po trzydziestce.Ale Neil nie był Traversem.Nazywał się NeilBorrow.Pani Travers miała wcześniej męża, który umarł.Zarabiała na siebie i na dziecko jakonauczycielka biznesowego angielskiego w szkole dla sekretarek.Pan Travers, kiedy mówił o tymokresie jej życia - o tym, jak żyła, zanim ją poznał - określał go jako czas wypełniony mękąprzypominającą ciężkie roboty karne, coś, co trudno było wynagrodzić całym dalszym życiem wkomforcie, jaki zamierzał jej zapewnić.Sama pani 1tavers zupełnie tak o tym nie mówiła.Mieszkała wtedy z Neilem w dużym,starym domu podzielonym na kilka mieszkań, niedaleko torów kolejowych w Pembroke i wielehistorii, jakie opowiadała przy kolacji, dotyczyło jej sąsiadów i właściciela domu,francuskojęzycznego Kanadyjczyka, którego twardy francuski i pokrętny angielski częstonaśladowała.Te opowieści mogłyby mieć tytuły jak opowiadania Jamesa Thurbera, które Graceczytała w Antologii amerykańskiego humoru, książce, którą nie wiedzieć czemu znalazła wbiblioteczce w dziesiątej klasie.(Na tej samej półce były też Ostatni baron i Dwa lata podmasztem). Noc, gdy stara pani Cromarty wyszła na dach". Jak listonosz zalecał się do pannyFlowers". Pies, który jadał sardynki".Pan 1tavers nigdy nie opowiadał historyjek i przy kolacji niewiele miał do powiedzenia,ale jeśli natknął się na ciebie, kiedy przyglądałaś się, na przykład, kominkowi z polnych głazów,pytał: Interesujesz się skałami?", i opowiadał, skąd pochodziły kamienie, i jak szukał i szukałtego akurat różowego granitu, ponieważ pani Travers zachwyciła się kiedyś taką skałą, którązauważyła przy drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Letni wiatr 02 Mary Alice Monroe
- Monroe Mary Alice Lato marzen
- 58 Duncan Alice Milosc jak z filmu
- Monroe Mary Alice Raj na ziemi
- Borchardt Alice Noc Wilka
- Alice Borchardt Noc wilka
- Alice Sebold Szczęciara
- Grippando James Jack Swyteck 08 Wieczny uciekinier
- Sheldon Sidney Krwawa linia
- Puzyńska Katarzyna Motylek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl