[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz ta odbiła się od stalowych łusek smoka. Muszę strzelić prosto w gardziel, kiedy smok przestanie miotać ogniem  zamruczał Chester.Bink wiedział, jak było to niebezpieczne.Strzał prosto w gardziel mógł udać się jedynie wtedy,gdy stanęło się mniej więcej na wprost smoka, kiedy ten otwierał paszczę.A smok czynił to tylkowtedy, gdy miał zamiar kąsać lub ział ogniem. Nie ryzykuj!  krzyknął  niech Crombie wskaże nam drogę, ucieczki.Crombie znajdował się poza zasięgiem głosu i był zbyt zajęty by usłyszeć.Uparty centaur niezamierzał ustąpić.Jeżeli nie zaatakują w odpowiedniej chwili, smok ich zniszczy skoro tylkoznajdzie sposobność.Bink ruszył do ataku, szukając słabego punktu w ciele przeciwnika.Im podchodził bliżej, tymsmok wydawał się większy.Jego tarczki zachodziły na siebie szczelnie, mogły także być odpornena większość strzał, ale może udałoby się wbić ostrze pod kątem, pomiędzy dwie łuski.Gdyby tak mógł przeszyć pancerz w czułym miejscu.Tymczasem Crombie z przerazliwym wrzaskiem pikował na smoka, który nie mógł pozostaćobojętny na tego rodzaju atak.Obrócił się, skręcając całe cielsko, podnosząc głowę do góry,próbował ugodzić gryfa.Olbrzymie szczęki rozwarły się, lecz jeszcze nie przygotowany dowyrzucenia ognia potwór, próbował odgryzć gryfowi skrzydło lub głowę.Jego szyja nachyliła sięw kierunku Binka, którego potwór zlekceważył.Chester wycelował strzałę wprost w otwartą paszczę, lecz ta, lecąc pod niewłaściwym kątem,odbiła się rykoszetem od zęba.Crombie zbliżył się, wystawiając swe szpony i pochylając sięprzy skręcie tak, aby uniknąć rozwartych szczęk, a jednocześnie trafić potwora w oko.Binkzbliżył się szybko i wbił swe zaczarowane ostrze pomiędzy rozchylone łuski na szyi potwora. Grubość ciała smoka prawie równa była wysokości Binka, a każda jego łuska była wielkościdłoni i połyskiwała niebiesko, mieniąc się na obrzeżu barwami tęczy.Krawędz każdej łuski byłaostra jak brzytwa.Kiedy Bink zatopił w ciele smoka swój miecz, wówczas przepiękne,mordercze łuski przesunęły się w kierunku jego ręki.Błyskawicznie uświadomił sobie, że jegodłoń może zostać odcięta, zanim miecz ugodzi bestię śmiertelnie.Zabić smoka  to dlaczłowieka daremny trud!Jednak pchnięcie Binka zraniło lekko smoka.Tak, jakby człowiek zranił się cierniem.Potwórodwrócił się poirytowany.Szyja wygięła się esowato, by pysk mógł wycelować w Binka.Zbliska paszcza smoka wydawała się dwa razy większa.Miała grubość jego tułowia i byłamiedzianej barwy.Bink spostrzegł klapki na nozdrzach, które były nieco wysunięte do wewnątrz,tak aby uniemożliwić wydychanie powietrza przez nos.Smok wdychał powietrze przez nos,wydmuchiwał zaś pyskiem.Prawdopodobnie wylot płomienia mógłby uszkodzić delikatnekanaliki nozdrzy.Tak więc działał tutaj system samozabezpieczający się.Poniżej połyskiwaływargi, jaśniejsze w kolorze, z domieszką twardszego metalu, zdolne wytrzymać żar jegooddechu.Pomiędzy żółto-brązowymi zębami widać było czarną sadzę.Oczy znajdowały się pobokach czaszki, lecz była ona tak zbudowana, że potwór mógł patrzeć przed siebie i mierzyćogniem prosto do celu.W tym momencie wzrok smoka spoczął właśnie na Binku, który stał trzymając rękojeść mieczawbitego w załamanie, wykręconej w kształcie litery S, szyi potwora.Smoki, jak wszystkie innestworzenia różnią się między sobą inteligencją, lecz nawet głupi smok skojarzyłby bez truduosobę Binka z odczuwanym bólem.Klapki w nosie zamknęły się z cichym świstem, a szczękirozwarły się z trzaskiem.Zanosiło się na to, że Bink zostanie doszczętnie spalony.Zamarł,myśląc jedynie o swoim mieczu.Dobra to była broń, zaczarowana, by nigdy nie traciła ostrości inie ciążyła jego prawicy, prezent z królewskiego arsenału.Jeżeli stąd ucieknie, będzie musiałpozostawić to niezawodne ostrze w szyi smoka, nie miał bowiem czasu, by je wyciągnąć.Niechciał utracić miecza, czekał więc i nie był w stanie usunąć się z pola smoczego płomienia.Z trzewi smoka wydobył się ryk.Otwarta paszcza ułożyła się na kształt okrągłej tuby, gotowejwyrzucać z siebie strugi ognia.Bink stanowił łatwy cel.Wtedy to ponad nieruchomymramieniem Binka świsnęła strzała pogrążając się następnie w czeluści smoczej gardzieli.Doskonały strzał centaura.Zbyt doskonały.Zamiast dotrzeć do najdelikatniejszej części wnętrza przełyku i przebić istotnydla organizmu narząd, strzała spłonęła w buchającym ogniu.Z paszczy smoka wydobywał sięteraz płomień, a śmiercionośny snop złotego blasku nacierał w kierunku Binka.W tej chwili gryf runął na paszczę smoka, przygniatając ją do ziemi dokładnie w momencie, gdyukazały się płomienie.Paszcza potwora znalazła się teraz obok stóp Binka.Nastąpiło coś wrodzaju kolizji.Głową smoka targnął nagły wybuch, który wyżłobił w ziemi niewielki krater.Skrzydło gryfa o mało nie zostało spalone.Bink stał tam nadal, z mieczem w ręku, spowitydywanem, ale nietknięty.Kiedy smok zorientował się w sytuacji, gryf uniósł już Binka w swoich szponach.Znajdowali sięjuż w powietrzu, gdy drugi podmuch ognia przeszedł pod zwisającymi nogami Binka.Crombie nie udzwignąłby długo Binka na ziemi, a co dopiero w powietrzu! Znajdz jakieś wyjście  krzyknął Bink  znajdz jakieś wyjście, użyj swojego talentu!Zdziwiony gryf upuścił Binka na poduszkowe krzaki, sam zaś wykonał swój zwyczajowy,orientacyjny zwrot w powietrzu.W tym czasie smok wykrztusił kilka niemiłych ognistych kul,prychnął sadzą, oczyścił gardło i ruszył za nimi.Chester galopował obok, starając się oddaćjeszcze jeden strzał.Dla całej trójki oczywiste było, że smok jest zbyt wytrzymały. Crombie wydał ostry, skrzekliwy dzwięk i wskazał prawym skrzydłem.Chester odwrócił się ikrzyknął: Wskakuj!Bink jednym susem znalazł się na grzbiecie centaura.Gdy zaczął się zsuwać, rozpaczliwieuchwycił się grzywy i zdołał utrzymać równowagę.Centaur galopował z opuszczoną niskogłową.Bink ścisnął jednak kolanami grzbiet i zdołał się utrzymać.Spojrzał w górę i zobaczyłatakującego na oślep smoka.Potwór również musiał zawrócić! Chester!  wrzasnął Bink w panicznym strachu  on jest przed nami! Przed nami? Psiakrew!  zawył centaur zza jego pleców. Siedzisz odwrotnie, ptaszyno!Tak właśnie było.Siedział odwrotnie, a smok starał się ich dogonić.Bink kurczowo ściskałgęsty, piękny ogon Chestera.Nic dziwnego, że głowa wydawała się być tak nisko.Był to jednak dobry sposób na obserwowanie smoka. Zbliża się do nas  meldował Bink. Dokąd Crombie nas prowadzi? Tam, gdzie się właśnie kierujemy!  odpowiedział Chester. Nie wiem jednak, jak to jestdaleko.Jego gniew był zrozumiały, nie lubił uciekać przed przeciwnikiem, nawet tak groznym jak smok.Gdyby nie Bink, centaur nie cofnąłby się nigdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki