[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstali przypierwszej, nieznacznej zmianie czerni w błękit i ruszyli w drogę, kiedy gwiazdy jeszcze były naniebie.Póznym porankiem wiatr zmienił kierunek i Jondalar był teraz pewny, że sprawdziły sięjego najgorsze obawy Wiatr nie tyle był ciepły, ile mniej zimny i wiał z południa.- Prędzej, Aylo! Musimy się śpieszyć - powiedział i niemal zaczął biec.Kiwnęła głowąi dotrzymała mu kroku.W południe niebo było czyste, a rześki wiatr, który owiewał im twarze, wydawał sięniemal gorący Wichura wzmogła się na tyle, że zwolniła ich marsz, i szli, pochylając się, podwiatr.Ciepło, owiewające mrozną powierzchnię lodu, było śmiertelną pieszczotą.Zaspysuchego śniegu stały się mokre i zbite i wkrótce zmieniły się w breję.Małe kałuże wodyzaczęły pojawiać się w zagłębieniach.Pogłębiały się i nabierały żywego, niebieskiego koloru,który zdawał się emanować ze środka lodu, ale idący ludzie nie mieli czasu ani serca napodziwianie tego zjawiska.Konie z łatwością zaspokajały swoje pragnienie, ale teraz było to małą pociechą.Podniosła się delikatna mgła, która utrzymywała się blisko powierzchni lodu; ciepłypołudniowy wiatr znosił ją, zanim zdołała się wznieść zbyt wysoko.Jondalar wymacywałdrogę przed sobą długim oszczepem, ale i tak niemal biegł.Ayla z trudem nadążała.Marzyła owskoczeniu na grzbiet Whinney i pozwoleniu kobyle na zabranie jej stąd, ale w lodziepokazywało się coraz więcej pęknięć.Jondalar był niemal pewien, że horyzont się przybliżył,ale nisko leżąca mgła zakłócała ocenę odległości.Po powierzchni lodu zaczęły płynąć małe potoczki, które łączyły rozlane kałuże; byłozdradliwie ślisko.Rozbryzgując wodę na wszystkie strony, szli do przodu i czuli lodowatychłód, który przenikał, a potem chlupotał im w butach.Nagle, o kilka kroków przed nimi,odpadła duża połać, zdawało się, solidnego lodu, otwierając ziejącą przepaść.Wilk szczeknął izawył, konie się spłoszyły, rżąc ze strachu.Jondalar skręcił i szedł wzdłuż krawędzi rozpadliny,szukając drogi wokół niej.- Jondalarze, ja już nie mogę.Jestem wykończona.Muszę odpocząć - powiedziała Aylałkającym głosem i nagle się rozpłakała.- Nigdy już nie dojdziemyZatrzymał się, zawrócił i zaczął ją pocieszać.- Prawie jesteśmy na miejscu, Aylo.Popatrz.Widzisz, jak blisko jest krawędz lodu?- Ale omal nie wpadliśmy do szczeliny, a niektóre kałuże zrobiły się niebieskimidziurami i wpadają do nich strumienie.- Chcesz zostać tutaj? Ayla odetchnęła głęboko.- Nie, oczywiście, że nie.Nie wiem, czemu tak płaczę.Jeśli zostaniemy tutaj, to zpewnością zginiemyJondalar znalazł drogę wokół dużej rozpadliny, ale kiedy znowu zawrócili na południe,zaczął wiać wiatr o sile równej poprzednim, północnym podmuchom i poczuli, że temperaturajeszcze wzrosła.Strumyki zamieniły się w potoki, które płynęły po lodzie we wszystkie stronyi rozrastały się w rzeki.Ominęli jeszcze dwa duże pęknięcia i zobaczyli widok poza lodowcem.Przebiegli ostatni kawałek drogi i spojrzeli w dół.Dotarli na drugą stronę.Wodospad mlecznomętnej wody, mleko lodowcowe, był tuż pod nimi, wytryskując zpodstawy lodowca.W oddali, poniżej linii śniegu, zobaczyli cienką pokrywę jasnej zieleni.- Chcesz tu przez chwilę odpocząć? - spytał Jondalar, ale wyglądał na zaniepokojonego.- Chcę tylko zejść z tego lodu.Możemy odpocząć, kiedy dojdziemy do tej łąki.- Jest dalej, niż ci się zdaje.To nie jest miejsce, w którym można się spieszyć czy byćnieostrożnym.Zwiążemy się razem sznurami i myślę, że powinnaś iść pierwsza.Jeśli siępoślizgniesz, mogę utrzymać twój ciężar.Idz ostrożnie.Możemy prowadzić konie.- Nie, chyba nie powinniśmy.Lepiej zdjąć z nich ładunki, całą uprząż i włók, i pozwolićim samym na znalezienie drogi -powiedziała Ayla.- Może masz rację, ale wtedy musielibyśmy zostawić tu wszystkie rzeczy.chyba.Ayla zobaczyła, na co miał skierowany wzrok.- Włóżmy wszystko do łódki i spuśćmy ją na dół!- Poza małą paczką absolutnie niezbędnych rzeczy, którą możemy wziąć ze sobą - dodałz uśmiechem.- Jeśli wszystko przywiążemy i będziemy patrzeć, w którą stronę zjeżdża, to będziemyją mogli potem znalezć.- A jeśli się połamie?- Co się może połamać?- Rama może pęknąć - odparł Jondalar.- Ale nawet jeśli pęknie, skóra prawdopodobnieutrzyma wszystko razem.- I wszystko, co będzie w środku, nadal będzie bezpieczne?- Powinno.- Jondalar uśmiechał się.- Myślę, że to dobry pomysł.Po przepakowaniu łódki Jondalar podniósł małą paczuszkę z niezbędnymiprzedmiotami, a Ayla podprowadziła Whinney.Ostrożnie, żeby się nie poślizgnąć, szli wzdłużkrawędzi, szukając drogi w dół.Jakby w zadośćuczynieniu za wszystkie opóznienia iniebezpieczeństwa, które przetrwali podczas przeprawy, wkrótce znalezli niezbyt ostre zboczewału morenowego, pełne żwiru, które dawało możliwości zejścia.Znajdowało się tuż obokbardziej stromego zbocza z lodu.Podciągnęli tam łódkę; Ayla odczepiła włók.Zdjęli uprząż zobu koni, ale zostawili im buty ze skóry mamuciej.Ayla sprawdziła, czy są bezpieczniezawiązane; dopasowały się do kształtu końskich kopyt i przylegały teraz dokładnie.Podprowadzili konie na szczyt moreny.Whinney parsknęła i Ayla zawołała ją jej końskim imieniem, najbardziej jej znajomym,oraz przemówiła językiem gestów i końskich dzwięków.- Whinney, musisz sama odszukać drogę w dóf.Nikt inny nie potrafi znalezć oparcia dlatwoich kopyt tak dobrze jak ty sama.Jondalar uspokajał młodego ogiera.Zejście będzie niebezpieczne, wszystko może sięzdarzyć, ale przynajmniej udało im się przeprowadzić konie na drugą stronę.Na dół muszązejść same.Wilk biegał nerwowo tam i z powrotem wzdłuż krawędzi lodowca.Zachowywałsię tak samo jak wtedy, gdy bał się wskoczyć do rzeki.Ponaglana przez Aylę Whinney pierwsza przeszła przez krawędz, ostrożnie szukającdrogi w dół.Zawodnik szedł tuż za nią i wkrótce ją wyprzedził.Zwierzęta doszły do śliskiegomiejsca, nabrały prędkości J szybko zaczęły się obsuwać.Znajdą się na dole bezpiecznie - albonie - zanim dotrą tam Ayla z Jondalarem.Wilk z podkulonym ogonem zawodził na szczycie, nie wstydząc się okazać strachu nawidok schodzących koni.- Zepchnijmy łódkę i ruszajmy.Na dół jest daleko i nie będzie to łatwa droga -powiedział Jondalar.Kiedy podepchnęli łódkę bliżej stromego lodowego zbocza, Wilk nagle do niejwskoczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Jean Ritchie Dowiadczenia z pogranicza mierci.compressed
- Scientific Writing 2.0 A Reader Lebrun Jean Luc
- Plaidy Jean Katarzyna Aragonska tom 1 i 2
- Plaidy Jean Katarzyna Aragonska tom 3
- Marchand 7 Jean Brashear Póna miłoć
- CIALO MISTYCZNE Jean Galot
- Weissberg Cybulski Aleksander Wielka czystka
- Broszkiewicz Jerzy Wielka, wieksza i najwieksza
- Ciemne sprawy dawnych warszawi Milewski Stanislaw 1854
- By Degrees Elle Casey
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wasabi.xlx.pl