[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach, do diabÅ‚a z tym - mruknęła Schyler.T o nie byÅ‚a jej sprawa.ZmÄ™czenie zniechÄ™ciÅ‚o jÄ…do rozmowy o tych przykrych dla nich obojga sprawach sprzed lat.- DziÄ™ki za to, co dzisiajzrobiÅ‚eÅ›.Do zobaczenia.Pchnęła drzwi barkiem, zastanawiajÄ…c siÄ™, skÄ…d wzięła tyle siÅ‚y na ten ruch.Zaledwiedotknęła ziemi, pochyliÅ‚a siÄ™ i zdjęła buty.Trawa Å‚askotaÅ‚a jej stopy.PoszÅ‚a w stronÄ™ domu, trzymajÄ…c siÄ™ cienia drzew.W gÄ™s¬tym mroku Belle Terre wyglÄ…daÅ‚aniczym zamek z bajki.Okna lÅ›niÅ‚y przyjemnym zÅ‚otym Å›wiatÅ‚em.Ukwiecone pnÄ…¬cze oplataÅ‚onarożnÄ… kolumnÄ™ werandy.Schyler ogarnęła nagle nostalgia tak silna, że każdy od¬dech sprawiaÅ‚ ból.ObejmujÄ…c niskorosnÄ…cy konar dÄ™bu, podziwiaÅ‚a ukochany, a jednoczeÅ›nie jakby nieco obcy dom.SpÄ™dziÅ‚a w nim wiÄ™kszość swego życia.Jego Å›ciany sÅ‚y¬szaÅ‚y zarówno jej szloch, jak i Å›miech.Deski podÅ‚ogi unosiÅ‚y jej ciężar, gdy uczyÅ‚a siÄ™ raczkować i taÅ„czyć walca.TutajprzyglÄ…daÅ‚a siÄ™ narodzinom zrebaka i uczyÅ‚a siÄ™ na nim jezdzić.Jej życie byÅ‚o zwiÄ…zane z BelleTerre jak drzewo ze swoimi korzeniami.Ale ciÄ…gle w niewytÅ‚umaczalny sposób czuÅ‚a siÄ™ w domu intruzem.Nigdy nie należaÅ‚ doniej, wiÄ™c nie powinna odczuwać tÄ™sknoty za nim.Wiecznie drÄ™czyÅ‚o jÄ… nie spre¬cyzowaneuczucie niedostatku.PosmutniaÅ‚a.WiedziaÅ‚a, że Cash stoi za niÄ…, zanim jeszcze jej dotknÄ…Å‚.OtoczyÅ‚ dÅ‚oniÄ… jej szyjÄ™.- Co ci dziÅ› wieczorem nie daje spokoju, panno Schyler?- JesteÅ› bÄ™kartem.- Zawsze nim byÅ‚em.- Nie odnoszÄ™ siÄ™ do okolicznoÅ›ci twoich urodzin, ale osÄ…dzam ciÄ™.Jak siÄ™ zachowujesz, jaktraktujesz innych ludzi.- Mianowicie ciebie?- T o, co zrobiÅ‚eÅ› i powiedziaÅ‚eÅ› mi tego ranka, byÅ‚o niedelikatne, niepotrzebne.- SÄ…dziÅ‚em, że zaÅ‚atwiliÅ›my to na placu.WzruszyÅ‚a niecierpliwie ramionami.- Nie chcÄ™ od ciebie hoÅ‚dów i kwiatów, Cash, ale oczekujÄ™ trochÄ™ ciepÅ‚a, trochÄ™ miÅ‚ych słów.- To przestaÅ„.PochyliÅ‚a gÅ‚owÄ™.- Nie ustÄ…pisz mi ani o cal, prawda? Nigdy niczego nie dajesz.- Nie.Nigdy.Powinna byÅ‚a odejść, lecz nie potrafiÅ‚a zrobić ani kroku.PotrzebowaÅ‚a jego ramienia, by siÄ™ na nim wypÅ‚akać.Zro¬zumiaÅ‚by jÄ… bardziej niżktokolwiek, może poza Cottonem.- BojÄ™ siÄ™, Cash.- Czego?- Utraty BeBe Terre.Jego kciuki poÅ‚Ä…czyÅ‚y siÄ™, delikatnie masujÄ…c kark Schyler.- Robisz wszystko, co możliwe, aby jej nie stracić.- Ale mogÄ™ nie dać rady.Pomimo wszystko.- PrzechyliÅ‚a gÅ‚owÄ™ na bok.Zrozumiawszy ten gest, przesunÄ…Å‚ palce na jej kark.- RobiÄ™ krok naprzód, by cofnąć siÄ™ o dwa.- Prawie zebraÅ‚aÅ› gotówkÄ™, która wyciÄ…gnie "CrandaB Logging" znowu nad kreskÄ™ i uwolniBelle T erre od za¬grożenia.Czego siÄ™ obawiasz?'- Niepowodzenia.JeÅ›li nie dostarczymy reszty zamó¬wienia, dotychczasowe transportyprzestanÄ… siÄ™ liczyć.T o decydujÄ…cy tydzieÅ„.Nasz sabotażysta wie o tym równie dobrze jak my.-Odetchnęła gÅ‚Ä™boko i zacisnęła pięści.- Kto to jest? Co ja mu zrobiÅ‚am?- Prawdopodobnie nic.Może odgrywa siÄ™ na Cottonie.- Dla mnie to to samo.- RaniÄ…c Cottona, rani ciebie?- Tak.Kocham go, jakby byÅ‚ moim rodzonym ojcem.Może dlatego rozumiem, dlaczego takuwielbia to miejsce.Podobnie jak ja przybyÅ‚ tu jako obcy.MusiaÅ‚ udowodnić, że jest wart BelleTerre.Cash milczÄ…c kontynuowaÅ‚ masaż.Jego dÅ‚onie przynosiÅ‚y jej ogromnÄ… ulgÄ™.- Macy nigdy nie byÅ‚a dla mnie matkÄ….Po prostu mieszkaÅ‚a w tym domu i okreÅ›laÅ‚a panujÄ…cew nim reguÅ‚y.To Cotton byÅ‚ moim rodzicem, mojÄ… ostojÄ….- Westchnęła gÅ‚Ä™boko.- Ale teraznasze role odwróciÅ‚y siÄ™.CzujÄ™ siÄ™ jak niedzwiedzica walczÄ…ca w obronie swoich mÅ‚odych, alemimo wszystko jestem zbyt sÅ‚aba, by go ochronić.- Cotton nie potrzebuje twojej ochrony.BÄ™dzie musiaÅ‚ zapÅ‚acić za swoje bÅ‚Ä™dy, a gdynadejdzie czas porachunków, nie zdoÅ‚asz go osÅ‚onić.- Nie mów tak - wyszeptaÅ‚a gwaÅ‚townie.- Przera¬Å¼asz mnie.Nie mogÄ™ go opuÅ›cić.Cash przysunÄ…Å‚ siÄ™ do dziewczyny.DotknÄ…Å‚ wargami jej szyi u nasady zwiÄ…zanych w wÄ™zeÅ‚wÅ‚osów.UniósÅ‚ jej rÄ™ce i poÅ‚ożyÅ‚ je na gaÅ‚Ä™zi.- Cash, co robisz?- DajÄ™ ci coÅ› do przemyÅ›lenia, oprócz twoich kÅ‚opotów.ZaczÄ…Å‚ gÅ‚adzić boki jej ciaÅ‚a, dotykajÄ…c delikatnie piersi.- Nie chcÄ™ myÅ›leć o niczym innym.Poza tym wciąż jestem na ciebie zÅ‚a.- Twoja zÅ‚ość zawsze tak bardzo mnie podnieca.- JesteÅ› chory.- Westchnęła gwaÅ‚townie, gdy nakryÅ‚ dÅ‚oniÄ… jej piersi.- Nie.UznajÄ…c sprzeciw Schyler za wyraz oddania siÄ™, rozpiÄ…Å‚ jej bluzkÄ™ i biustonosz.- Nie.nie tutaj.Nie teraz, Cash.GÅ‚uchy na protesty, kÄ…saÅ‚ leciutko szyjÄ™ Schyler, delikatnie naciskajÄ…c palcami jej sutki. - Pragniesz mnie - wyszeptaÅ‚.- Wiesz, że tak jest.Wiesz.Jego rÄ™ka wÅ›liznęła siÄ™ pod jej spódnicÄ™.Schyl er znowu westchnęła, lecz teraz w tymwestchnieniu kryÅ‚o siÄ™ tylko pożądanie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki