[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Myślę, że wykazali się państwo wielką cierpliwością  odparłem. A tak przyokazji.Czy był w to wszystko zamieszany jeszcze ktoś, kogo nazwisko nie padło w naszejrozmowie?Poruszył przecząco głową, po czym spojrzał na żonę.Jej nieruchome dłonie zaciskałysię na grzybku, na który naciągnięta była kolejna skarpetka.Siedziała z przechyloną na bokgłową, jak gdyby czemuś się przysłuchiwała, ale z pewnością nie byliśmy to my dwaj.Powiedziałem: Jeżeli dobrze zrozumiałem, to tamtego wieczora jedna z pielęgniarek pracujących udoktora Almore a zaprowadziła panią Almore do łóżka.Czy była to właśnie ta pielęgniarka, zktórą doktor jakoby romansował?Nagle odezwała się ponownie pani Grayson: Chwileczkę.Nigdy nie widzieliśmy tej dziewczyny, ale pamiętam, że miała takieoryginalne imię.Zaraz je sobie przypomnę.Czekaliśmy dłuższą chwilę. Mildred cośtam  powiedziała w końcu i ze zgrzytem zębów zacisnęła szczęki.Wziąłem głęboki oddech. Czy przypadkiem nie Mildred Haviland, pani Grayson?Przytaknęła energicznym ruchem głowy, a jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.  Oczywiście, Mildred Haviland! Nie przypominasz sobie, Eustace?Nie mógł sobie przypomnieć.Popatrywał na nas z wyrazem zaskoczenia, jaki miałbyzapewne koń wprowadzony do niewłaściwej stajni.Po czym otworzył przede mną drzwi imruknął: A jakież to może mieć znaczenie?Kułem żelazo, póki gorące. Powiedziała pani o Talleyu  mały człowieczek.A nie był on przypadkiemzwalistym mężczyzną o tubalnym głosie i obcesowych manierach? Ależ bynajmniej  odparła pani Grayson. Pan Talley jest mężczyzną w średnimwieku, co najwyżej średniego wzrostu, ciemnym blondynem i zawsze mówił bardzo cicho.Miał na twarzy taki wyraz, jakby czymś się martwił.To znaczy, zawsze wyglądał nazmartwionego. Wygląda na to, że miał czym się martwić  powiedziałem.Grayson wyciągnął kościstą rękę, którą potrząsnąłem.Miałem przy tym wrażenie, żewymieniam uścisk dłoni z wieszakiem na ręczniki. Jeśli go pan dorwie  powiedział, zaciskając w zębach fajkę  to proszę przysłać namrachunek.Miałem na myśli Almore a, rzecz jasna.Odpowiedziałem, że domyśliłem się, kogo miał na myśli, ale że nie wyślę mu żadnegorachunku.Przeszedłem przez cichy korytarz i dotarłem do samoobsługowej windy.Byławyłożona czerwonym pluszem i emanowało z niej coś staroświeckiego, jak z trzechwiekowych wdów, które spotkały się na tradycyjnej herbatce. ROZDZIAA 24DOM NA WESTMORE STREET okazał się małym drewnianym domkiem, ukrytym za większymbudynkiem.I to tak ukrytym, że nie miał nawet własnego numeru.Dopiero na tym większymwypatrzyłem obok drzwi wejściowych 1618, wyryte na podświetlonej małą lampką płytce.Wzdłuż frontowej ściany biegła betonowa ścieżka, którą doszedłem na tył budynku i dopierotam odnalazłem to, czego szukałem.Wszedłem na maleńki ganeczek, na którym stało samotne krzesło i nacisnąłem guzikdzwonka.Zadzwięczał gdzieś niedaleko od wejściowych drzwi, które zresztą były otwarte.Przymknięte były tylko ekranowe drzwi z siatką przeciw owadom, dzięki czemu widziałem,że w środku panuje mrok.Dobiegło mnie z niego pytanie zadane mocno zrzędliwym głosem: O co chodzi?Rzuciłem więc w mrok: Czy zastałem pana Talleya?Ton odpowiedzi był już zupełnie inny: bezbarwny i znużony. A kto go potrzebuje? Znajomy.Siedząca gdzieś w ciemności kobieta wydała z siebie coś, co zdawało się wyrażaćrozbawienie, choć mogło być również odchrząknięciem. No dobra  usłyszałem. Ile tego tym razem wyszło? Nie przyszedłem w sprawie zapłaty, pani Talley.Bo przypuszczam, że rozmawiam zpanią Talley, prawda? Och, idz pan sobie i zostaw mnie w spokoju  odparła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki