[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chaber zawiadamiał, że gdzieś dalej jest jeszcze ktoś.Tkwiąc w czarnym cieniu skały, Janeczka i Pawełek czekali w napięciu.Druga sylwetka zjechała po zboczu na dno i szybko przemknęła do szopy, znikając w jej wnętrzu.Ten przy wyjeździe na moment wsunął się w plamę światła i dał jakiś znak ręką.Ze zbocza, kryjąc się w cieniu, zaczęły zsuwać się dwie następne osoby.Chaber powęszył, pokręcił się niespokojnie i nagle znikł.Zdenerwowanie i napięcie swoich państwa wyczuwał bezbłędnie i wiedział nawet, że jest ono zupełnie inne niż tamto poprzednie, kiedy siedzieli pod skałą, nie pozwalając mu się ruszyć.Zbliżający się ludzie byli obcy, nieprzyjaźni, pełni wrogich uczuć i złych zamiarów.Rzecz należąca do państwa została w dziurze i ich obecne zdenerwowanie było z tym ściśle związane.W psim sercu tkwił kategoryczny, bezwzględny nakaz obrony przedmiotu należącego do państwa…Dwie zjeżdżające ze zbocza sylwetki znalazły się już na dole i biegły ku szopie.Trzecia pędziła od strony wjazdu.Zza szopy wyskoczył nagle jeden z tych, którzy tam weszli wcześniej, zatrzymał się gwałtownie, przywarował w cieniu.Trzech ludzi dopadło szopy od jednej strony, z drugiej oderwał się od niej kryjący się w cieniu człowiek i popędził prosto ku dziurze.W rękach coś trzymał.Janeczka i Pawełek poderwali się, chcieli coś krzyknąć, ale zabrakło im głosu.Człowiek dopadł dziury i nagle zatrzymał się jak wryty, ze zdławionym okrzykiem.Z mroku przed dziurą wyszczerzyły się znienacka ostre, białe zęby, a uszu jego dobiegł głuchy, złowieszczy, groźny warkot.Człowiek skamieniał.Zęby lśniły morderczą bielą, a warkot ostrzegał.Chaber na ogół nie miał najmniejszego zamiaru rzucać się na kogokolwiek bez potrzeby, ale tym razem był zdecydowany na wszystko.Wyraźnie zawiadamiał, że dopóki jest żywy, tutaj nie wejdzie nikt.Janeczce i Pawełkowi zabrakło nie tylko głosu, ale nawet i oddechu.W panującej dookoła ciszy wszystkie dźwięki rozlegały się niezwykle wyraźnie.Wściekły warkot psa przeraził ich do szaleństwa, nie dlatego, że Chaber miałby poszarpać człowieka, ale z obawy, że człowiek mógłby zrobić coś złego psu.Nie bacząc na nic, Janeczka już ruszyła, żeby z narażeniem życia lecieć mu na ratunek, kiedy z szopy wypadło dwóch ludzi.Runęli prosto ku tamtemu, zamarłemu przed dziurą, ktoś krzyknął coś przeraźliwie po arabsku.Tamten obejrzał się, zawahał i rzucił do ucieczki w głąb kamieniołomu.Dwaj goniący dopadli go, skotłowali się wszyscy, rozległy się krzyki, coś błysnęło…Dwóch ludzi stało na nogach, trzeci leżał na ziemi…Janeczka i Pawełek sens oglądanej sceny odgadli bez najmniejszych wątpliwości.Ludzie byli zajęci sobą.Z dziką determinacją, kryjąc się w cieniu zbocza, Janeczka przemknęła ku dziurze.— Chaber!!! Już!!! Dosyć, nie trzeba!!! Chodź…!!! Pies zrozumiał, że nastąpiła zmiana.Na pozostałym w dziurze przedmiocie jego pani najwidoczniej już nie zależy, można go nie bronić.W mgnieniu oka znalazł się przy Janeczce, w następnej chwili byli już razem przy Pawełku.Pawełek nie zwlekał ani sekundy, bez słowa runęli przed siebie, od razu skręcając w bok, za podnoszącą się krawędź kamieniołomu.Zatrzymali się dopiero na szosie.Ciężko dysząc, przysiedli w rowie.Chaber nawet nie był zziajany, obiegał ich dookoła, czujnie trzymając straż.— No, to dopiero teraz… za skarby świata… nie możemy, się przyznać… że był tam… chociaż… kawałek nas… — odezwała się Janeczka przerywanym głosem.— Niech nas ręka… boska broni…!!!— Akurat! — prychnął Pawełek, łapiąc oddech.— Nie przyznać się…! Dobrze wiedzą, że to my! Chaber im się zaprezentował w całej okazałości…!— Głupi jesteś, pokazał się tylko temu jednemu! A ten jeden jest zabity, słowa nie powie! Tamci go nie widzieli!— Niemożliwe, warczał jak orkiestra! Co w tego psa wstąpiło?!— No jak to co, ty! Zabrać to z dziury i zabrać to z dziury! Co ty myślisz, że on tego nie rozumie?! Bardzo dobrze wiedział, że w dziurze jest coś, co koniecznie chcesz zabrać!— Rany, to już rozmawiać przy nim nie można?!— Można przy nim rozmawiać rozumnie, ale nie głupio! Poza tym, kto powiedział, że to był Chaber? Tu jest pełno psów, wszędzie się plączą! Chaber w tej chwili śpi w domu, razem z nami.— No faktycznie.I tylko sny mamy takie więcej okropne.Wydyszali już z siebie szaleńczy galop i oddech im się trochę uspokoił.Janeczka oparła łokcie na kolanach i brodę na rękach.Pawełek zsunął się nieco niżej i wsparł łokciami za sobą.Chaber ułożył się przy nich na poboczu szosy.— Nie możemy wrócić do domu, dopóki się nad tym wszystkim nie zastanowimy — rzekła Janeczka w zadumie po długiej chwili.— Nie wiadomo, co może być od rana.— W każdym razie zastanawiajmy się prędzej, bo ojciec wyjdzie i zobaczy, że jest zamknięty — mruknął Pawełek.— Nie wiem, czy przelezie przez ogrodzenie.— Coś ty, głupi? Śladu nie może być, że nas nie było.Słuchaj, jeżeli ktoś jest zabity, to to jest ten z okiem…Pawełek wyprostował się gwałtownie.— Jeżeli zabili tego z okiem, to nie ma siły! Nikt inny mu się nie przysłużył, tylko my!— Od razu zacznij się do tego przyzwyczajać.Jestem pewna, że tak właśnie było.Człowiek z Mahdii przyjechał jeszcze raz…Pawełek jęknął bardzo cicho i przybrał taką samą pozycję jak Janeczka.— Kurza twarz! Ale się znalazł szybki Bill…— Człowiek z Mahdii chwalić się tym nie będzie, nie ma obawy.Ale jeżeli nie uważa nas za niedorozwinięte głąby, doskonale wie, że my wiemy to, co on.To jak myślisz, co będzie?— Prosta sprawa, łby nam poukręca, zanim się zdążymy obejrzeć.— Ale może nie wiedzieć, że myśmy to widzieli, i w ogóle może myśleć, że nic o tym nie wiemy.Nie wiemy, jak się nazywał ten z okiem, i nie wiemy, jak się nazywa człowiek z Mahdii.Możemy go nie rozpoznać.— To jest niezła myśl, ale czy on będzie wiedział, że go nie możemy rozpoznać?— Jeżeli ma rozum w głowie, powinien gdzieś zniknąć i w ogóle się nie pokazywać.Ale nie jestem pewna, czy możemy na to liczyć.Jedyna pociecha, że Chaber nas zawsze ostrzeże i zdążymy przed nim uciec.Nie przyjdzie nas chyba zarzynać do naszego własnego domu?— Nie, powinien nas zamordować jakoś tak, żeby to wyglądało na przypadek.Z tym sobie damy radę.Ale czekaj, bo to nie koniec.Ja mam teraz wyrzuty sumienia.— Bo co?— No jak to, w końcu ten z okiem nic mi nie zawinił.A przeze mnie go zabili, nie?— Przeze mnie też, ja cię poparłam.Ale przecież nie wiedzieliśmy, że człowiek z Mahdii od razu poleci do niego z nożem! Wiedziałeś? Bo ja nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki