[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdarzało się, że Dimitri zabierał Teda na za-jęcia, gdzie chłopiec spał albo cicho bawił się pod ławką, jakby rozumiał, że może być blisko człowieka, którego nazywał tatą, tylko jeśli nauczy się odpowiednio zachowywać.Kobiety, które miały nieprzepartą ochotę zaopiekować się tym młodym mężczyzną i jego słodkim dzieckiem o wielkich oczach, zostawały z Dimitrim i Tedem na chwilę, kilka naprawdę się starało, ale żadna nie zagrzała miejsca na dłużej.Wzruszający widok i perspektywa posiadania od razu rodziny w postaci mężczyzny i gotowego dziecka na co dzień oznaczały bowiem nocne wstawanie, bałagan, bolące gardziołko i liczne alergie, na które mały Ted wydawał się zapadać ze wzmożoną częstotliwością tylko wtedy, gdy upór którejś z kobiet przekroczył magiczne pół roku, a w ich domu zaczęły pojawiać się oznaki zadomowienia, depilator czy lakier do paznokci.Na tym etapie niektóre kobiety zaczynały poruszać takie tematy, jak przyszłość, stabilizacja, stały związek; wówczas Dimitri odpowiadał, że najpierw musi skończyć książkę, nad którą pracuje.Pisanie nie szło mu jednak najlepiej i skreślał nocą to, co napisał za dnia.Było im dobrze we dwóch i Dimitri odkrył w sobie nie tylko pokłady opiekuńczości, ale też sporą dozę sy-barytyzmu; gdy jego matka, Maria, znikła wraz z rutyną posiłków złożonych z wielu dań i celebrowanych do późna, nauczył się gotować i za nic nie dał się żadnej kobiecie przekonać do kotletów sojowych czy odtłuszczo-nego mleka.Z odziedziczoną po przodkach skłonnością do tycia walczył na siłowni; uprawiał jogging i biegał ma-ratony, wracał złachany, głodny jak wilk, przyrządzał pieczone kotleciki jagnięce oraz kilka meze i zapraszał na nie siostrę Sofiję z niemieckim narzeczonym, przyjaciół i ewentualnie kolejną kobietę, która wykazywała chęć dołączenia do ich męskiej diady, kręcąc się gdzieś na orbicie.Dimitriemu podobały się wysportowane, szczupłe kobiety o ciemnych włosach i oczach, a lgnęły do niego miękkie ciepłe istoty o zaokrąglonych brzuchach i pełnych piersiach, które upierały się, by być blondynkami, nawet jeśli urodziły się kruczoczarne.Jego matkę, Marię, cieszyła powściągliwość syna w kwestii poważniejszych związków, bo po powrocie do rodzinnej wioski Diafani swatki zaczęły pokazywać jej kandydatki, po które co roku przyjeżdżają młodzi Grecy z Londynu, Berlina, Nowego Jorku, Montrealu.Maria Angelopoulos, która całe dorosłe życie spędziła poza swoją wyspą, po dwóch miesiącach czuła się tak, jakby nigdy nigdzie nie wyjeżdżała, a po tym poznaje się dom.Dimitri dostał pracę w „Die Zeit", gdzie szybko doceniono, że ten Grek, któremu zdarzało się jeszcze pomylić rodzajnik, ma talent; awansował i dostał od dużego wydawnictwa propozycję napisania książki o losach greckich imigrantów, które śledził w kilku opublikowanych już artykułach.To był temat, którego szukał! Mógłby wziąć urlop i pojechać z Tedem na Karpathos, tam powstałaby książka; coraz bardziej podobał mu się ten pomysł i cieszył się, że Ted pobędzie wśród Greków.Na co dzień Dimitri był mocno stąpającym po ziemi, odpowiedzialnym mężczyzną, który wydawał się prostoduszny, a nawet poczciwy, i dopiero po fakcie ludzie, z którymi przeprowadzał wywiady, łapali się za głowę, uświadamiając sobie, że opowiedzieli temu człowiekowi rzeczy, o jakich nikomu nigdy nie opowiadali ani nie mieli zamiaru.Dimitri lubił swoje życie i życie w ogóle, nie miał skłonności do melancholii i tylko czasem, zwłaszcza gdy biegał, budziła się w nim tęsknota, którą czuł jako dziecko, gdy ojciec w Wałbrzychu czytał mu Odyseję, a on wyobrażał sobie dalekie lądy, morza i rozedrgane kropelki wody pod dziobem statku, syreny, zwłaszcza syreny o głosie słodkopłynnym, i potem nie mógł spać do rana.Wystarczyła jednak mocna kawa parzona po grecku, by Dimitri Angelopoulos po prostu otrząsnął się i zabrał do pracy.W wieku dwudziestu ośmiu lat zaczął remont domu w Diafani, sąsiadującym z domem rodziców i należącym do nich; przez całe wakacje robił zdjęcia, studiował stare plany, szukał lokal-nych rzemieślników, bo uparł się, że w środku oprócz zdobyczy cywilizacyjnych, do których przywykł, będzie tradycyjna sypialnia na drewnianej antresoli, zwana tu sofą.Ukończył prace zgodnie z planem i gdy wypływał w morze, z miłością patrzył na dom, biały, pozbawiony ostrych kantów, zrośnięty ze skałą i wodą jak coś, co jest raczej dziełem natury niż człowieka.Dom, do którego chce się wracać.Dominika nikomu oprócz Dimitriego nie opowiedziała dokładnie, co robiła od czasu, gdy opuściła Piaskowa Górę; być może przez dwa tygodnie, które spędzili razem w Londynie, mówiła więcej niż przez ostatnie dziesięć lat.Z Sarą Dominika lubiła po prostu być, czuć jej troskliwą obecność i zapach paczuli, i słuchać o Czar.nej Wenus, Ivo, mąż-bliźniak, opowiadał jej lukrowane historie swoich miłosnych i cukierniczych sukcesów, nigdy nie wracali do rozmowy w niebieskiej sypialni, a Małgosia, choć biegła w psychologicznych teoriach, nie miała jednak klucza do Dominiki.Dimitri zapytał, jak tu dotarłaś, Dominiko Chmuro? i to proste pytanie pozwoliło Dominice opowiedzieć lata, które widziała jako podróż bez celu, pełną dziwnych spotkań i przygód.Siedzieli w ogrodzie Apostolei, który budził się do życia po ponurej londyńskiej zimie, by przez kilka miesięcy nieudolnie udawać na zawsze utracony przez gospodynię ogród cypryjski, nad ich głowami kołysały się młode liście figowca.Nagle małomówna Dominika znalazła sło-wa, po których jak po moście ruszyła z Piaskowej Góry, z ramion matkującej Jadzi, w świat; Dimitri, zaczęła, bądź przygotowany, bo ta opowieść jest całkiem fiksum-dyrdum.Gdy po dwóch tygodniach Dimitri zapytał, czy Dominika pojedzie z nim na Karpathos, ani jemu, ani jej to pytanie nie wydawało się pochopne, bo Dimitri Angelopoulos był pierwszą osobą, której Dominika Chmura nie przypominała nikogo innego.Nie wiem, jak długo tam pobędę, uprzedziła go, a Dimitri odpowiedział, że w porządku, Dominika może być, jak długo zechce, jednak musi pamiętać, że zimą prom do portu Diafani przybija tylko raz w tygodniu.XIWyjdź do ludzi, mamo, tak jej powtarza Dominika, wyjdź do ludzi, a nie tylko kościół, supermarket, bazarek Manhattan, i Jadzia zgadza się, że coś w tym jest, że trzeba wyjść do ludzi.Ubierze się w ten angorowy bla-doróżowy sweterek, delikatny jak pianka, który jej ostatnio Dominika przysłała, włosy sobie zrobi i wyjdzie.Gdy wyjdzie do ludzi, nie będzie sama i przestanie rozmyślać o tym, co złego może przytrafić się jej córce, albo o tym złym, co już się stało i jeszcze na dobre nie wyszło.Wraz ze śmiercią Haliny Jadzia Chmura została pozbawiona satysfakcji z coniedzielnych spotkań, po których mogła sobie rozjątrzać do woli wszystkie kulinarne błędy teściowej i głupie komentarze do programów telewizyjnych.Jakże jej brakowało powodów do przewra-cania oczami i zaciskania ust, bo żaden obcy nie denerwował jej tak jak własna teściowa, z którą dane jej było spędzić więcej lat niż z przedwcześnie zmarłym mężem.Było mamusi tak się śpieszyć, mówiła do grobu teściowej albo do jej fotografii zrobionej przez Dominikę i oprawio-nej w ramkę, wszystko przez te papierochy, ale nie, trzeba było kopcić, nie można było higienicznego trybu życia prowadzić.Się mamusia doigrała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Dahlquist Gordon Szklane księgi porywaczy snów[JoannaC]
- Joanna Chwaszcz Małgorzata Pietruszka Dariusz Sikorski Media
- Ross Adam Ciemna strona małżeństwa[JoannaC]
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu
- Chmielewska Joanna Autobiogra Druga mlodosc
- Joanna Neil Nigdy dosyć czułoci
- Wayne Joanna Przez całš dobę
- Kay David Przerwany taniec SR111
- Mary, Michael Die GlĂźckslĂźge
- Chiang Ted Die Holle ist die Abwesenheit G
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- biegajmy.htw.pl