[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pragnąc się rozerwać, oczekiwała niecierpliwieprzybycia pani Collins, która często była skłonna do filozofowania, zazwyczaj mówiła wtedy:"Nic sobie z tego wszystkiego nie robię".Ale dziś wieczór Marta Collins przyszła, jak sama określiła, "w psim humorze".Niemówiąc wiele, wzięła potrzebne rzeczy i zabrała się do roboty na schodach, plaskaniemścierki akompaniując sobie do żałosnych strofek ulubionej piosenki; śpiewała lekkimfalsetem, słowa zlewały się z sobą:O gdybym mogła być dziewczynąale już nigdy nią nie będę!Prędzej pomarańcza odmieni swą postać382 w jabłko opadłe na grzędę.Gdybyż me dziecię już było na świecie,małe, kwilące dziecię,i gdybym ja już nie żyła,a trawa zielonamogiłę moją pokryła.Przez cienkie drzwi smutne słowa piosenki docierały do Aucji drażniącąnatarczywością.Tak, dziś wieczór nie była usposobiona do słuchania tej ballady.Gdy jednakpani Collins skończyła robotę, Aucja, wręczając jej jak zwykle sześć pensów, spytała:- Marto, co się z panią dzisiaj dzieje? Czy mąż znów nie ma zajęcia?Marta Collins poprawiła na głowie kapelusz - oznakę godności - i bez drgnieniapowieki odrzekła od razu:- Chodzi o mojego najmłodszego syna, proszę pani.Prawdziwy diabeł, gdy mu sięprzewróci we łbie.A teraz muszę go ożenić, inaczej grozi mu nieszczęście.- Przydarzyło mu się coś złego? - spytała Aucja.- Och, wiem, że nie ma w tym nic niezwykłego, nic takiego, żeby sobie głowęzawracać.Myślę, że taka widocznie wola Boża, ale gdy chodzi o najmłodsze dziecko, tojednak ciężko się z tym pogodzić.- Oczy jej rozbłysły gniewem.- Jedna łajdaczka go opętałai podała za ojca swego bękarta.- Rozumiem - powoli rzekła Aucja.Ten młody chłopiec.przypomniała sobie jegonaiwny uśmiech, podobny do uśmiechu Piotra! Na mocy dziwnej analogii doznała teraznieokreślonego uczucia lęku.- I regularnie co tydzień dostaje od niego piętnaście szylingów - biadała pani Collins.-Nie przyniesie jej to szczęścia, tej ladacznicy.383 Aucja stała w drzwiach, gdy obrażona matka powoli schodziła ze schodów, wzywającpomsty nieba na czarownicę, która uwiodła jej beniaminka.Wydarzenie to wywarło na Aucji niezwykle przygnębiające wrażenie.Zaczęła się bezcelu krzątać po mieszkaniu, uprzątnęła złożone ubranie syna, oczyściła w łazience jegoprzyrządy do golenia, potem wróciła do pokoju i usiadła.W ciągu pół godziny trzy razypatrzyła na zegarek; po chwili wstała niespokojnie i postawiła na gazie zupę, by ją odgrzać:może Piotruś zje trochę, gdy wróci, a filiżanka ciepłego płynu dobrze też jej zrobi na gardło.Znowu usiadła.Nie miała dość energii, by zabrać się do roboty na drutach, zegarwskazywał, że minęła już godzina, o której Piotr zwykle szedł spać.Było jej dziwnie, że niewidzi go uczącego się naprzeciw niej.Zadawała sobie pytanie, czy się dobrze bawi.Zapatrzona przed siebie siedziała z bezczynnie opuszczonymi rękami, a na jej twarzy widniałwyraz niemal chłodnej surowości.Zdumiała się nagle, usłyszawszy lekkie pukanie do drzwi.Przez chwilę myślała, że tosyn, i natychmiast zerwała się z krzesła.Ale to nie był on.O dziwo, w progu stała sąsiadka,pani Finch, z wielce zakłopotaną miną.- Wiedziałam, że pani się nie położy, bo się świeci - zaczęła Bessie, a na twarzy jejwidniał słaby cień zwykłego uśmiechu.- Więc pomyślałam, czy nie mogłabym wejść iposiedzieć z panią chwileczkę.- Posiedzieć ze mną? - powtórzyła Aucja.Z powodów zrozumiałych nie pozwalałanikomu wchodzić do swego mieszkania, a o tej godzinie prośba ta wydała się jej co najmniejniezwykła.- Tak - wybąkała Bessie.- Opadł mnie jakiś dziwny lęk.Finch.znów dziś nie wracatak długo.Czasem nie przychodzi do domu przed północą.- Jej pełna twarz w mętnymoświetleniu klatki schodowej wyglądała bardzo blado.- Więc proszę wejść - rzekła Aucja po chwili wahania.Miała teraz zobowiązaniawobec Bessie i jej matki, a poczucie sprawiedliwości nie pozwalało jej odpowiedziećodmownie.Ale mówiła tonem raczej chłodnym.Weszły do kuchni, a Bessie mimo swegoonieśmielenia rzuciła szybkie, ciekawe spojrzenie na umeblowanie pokoju, po czym usiadłyobydwie.384 - Bardzo pani dobra - szepnęła Bessie zdławionym głosem - że pozwoliła mi paniwejść.- Ależ, co pani mówi!- Nie wiem, co mnie opętało! Wie pani - siedzę tak cały dzień samiuteńka.całymigodzinami.- zamilkła, prawie gniewnie, lecz Aucja, choć zauważyła jej wzburzenie, nieokazywała ciekawości.Nastało krępujące milczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki