[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu zauważył, że Deacon zorientował się, że go śledzi.Stwierdził więc, że nie ma na co czekać.Dopadł go na LeicesterSquare i wyłuszczył, z czym przychodzi.Deacon tylko kręciłgłową.Patrick przekonywał, wytaczał najcięższe argumenty, od-woływał się do ojcowskich uczuć, ale nic nie pomagało.- Niech pan się ode mnie odczepi - powiedział w końcu De-acon, nie zważając na to, że przechodnie zaczynają się na nichoglądać.- To są przede wszystkim moje dzieci.Utrzymuję jeza własne pieniądze.I dzięki temu są szczęśliwe.Możecie so-bie wysyłać setki detektywów, ale to i tak niczego nie zmieni.- Mogę pana zapewnić, że nic panu nie grozi - powiedziałPatrick.140SR - Jeszcze czego! Coś niby miałoby mi grozić! - fuknąłDeacon, a następnie obrócił się na pięcie i ruszył w swojąstronę.I już? Skończone? Patrick nie mógł uwierzyć w to, że niezdołał niczego osiągnąć.Czy ma teraz z pustymi rękami wra-cać do kraju?Poczuł ból w piersi.Próbował oddychać wolno i spokojnie,ale ból się nasilał.Z trudem łapał powietrze.Pomyślał, że by-łoby głupio umrzeć w tym obcym, nieprzyjaznym kraju.Ro-zejrzał się dokoła w poszukiwaniu ławeczki.Jest! Teraz musiodpocząć.- Odwołaj swoich szpicli - to były pierwsze słowa, któreusłyszała w słuchawce.Pomyślała, że to musi być jakiś wariat, który wydzwania wśrodku nocy.Ostatnio tego rodzaju wypadki zdarzały się corazczęściej.- Słyszałaś, Jasmine! Odwołaj swoich szpicli!Dopiero teraz rozpoznała głos Deacona.Spojrzała na zegarek.Była za dziesięć trzecia.- Deacon? To ty? - spytała, przecierając oczy.Była na-prawdę zdziwiona.Nigdy wcześniej nie dzwonił do niej.- Mam już tego dosyć! Dosyć tych facetów, którzy łażą zamną i grożą więzieniem albo ogniem piekielnym.- Powiedz, jak się miewają dzieci?- Nie dam się zastraszyć! Słyszysz, Jasmine.- Dzieci! - niemal wrzasnęła do słuchawki.- Co się dzieje zmoimi dziećmi?!Deacon nagle się uspokoił.- No cóż, są szczęśliwe - powiedział złośliwie.- Czy.czy pytają o mnie? - spytała, ganiąc siebie za tonuległości, który pojawił się nagle w jej głosie.141SR - Myślą, że nie żyjesz! - oznajmił triumfalnie Deacon.Jasmine zaniemówiła na chwilę.Więc tak to sobie wymy-ślił! Szatański pomysł! Słuchawka wypadła jej z ręki i spadłana pościel, jednak Jasmine natychmiast ją pochwyciła.- Dlaczego to zrobiłeś?! - krzyknęła z rozpaczą.- Dlaczegozabrałeś mi moje dzieci?!Cisza.Deacon zastanawiał się nad odpowiedzią.Słyszałateraz jego oddech i czuła, że chce z nią być zupełnie szczery.Nie z przyjazni, ale po to, żeby ją jeszcze bardziej pognębić.- Ponieważ kochały cię bardziej niż mnie - wyznał w koń-cu.- Co takiego?!Worek ze starymi żalami rozwiązał się w jednej chwili.Rye chyba rzeczywiście dał mu się we znaki, ponieważ Dea-con nie panował już nad potokiem swoich słów.- Myślisz, że nie widziałem, co się dzieje? Mama bezprzerwy zwracała mi na to uwagę.Byłaś zaborcza.Chciałaśje mieć tylko dla siebie.Matka Deacona.Jasmine od dawna domyślała się, że ta ko-bieta stała za tym wszystkim.Znienawidziła ją od pierwszegowejrzenia.Nigdy nie pogodziła się z tym, że Jasmine wyszłaza mąż za jej synalka.Przecież planowała dla niego świetlanąprzyszłość.Chciała, żeby wybrał sobie żonę z jakiejś szacow-nej rodziny z Południa.Zachowaj spokój, pomyślała.Tylko spokój może cię ura-tować.Musisz dowiedzieć się jak najwięcej o swoich dzie-ciach.- Kiedy ostatnio je widziałeś? - zadała kolejne pytanie.- Kogo?- Dzieci! Moje dzieci!Deacon zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.142SR - Chyba półtora miesiąca temu - powiedział niezbyt pewnie.- Albo nawet dwa.Ta informacja wiele dla niej znaczyła.- Zwróć mi je, Deacon!- Nie! - odparł krótko, odzyskując pewność siebie.-I od-wołaj stąd tego nowego detektywa.- Nowego? Nie zatrudniłam nikogo nowego.Deacon zaśmiał się tylko na tę odpowiedz.- A ten, jak mu tam, Patney czy Patrick.Mówię ci, całyposzarzał na gębie.Angielski klimat najwyrazniej mu niesłuży.I w ogóle jest bardzo kiepski.Na twoim miejscu niezapłaciłbym mu ani grosza.Jasmine omal nie krzyknęła.Zrobiło jej się słabo.Patrick!Patrick pojechał do Londynu, żeby odzyskać jej dzieci?! I roz-mawiał z Deaconem?! Ta rozmowa musiała zrobić duże wra-żenie na jej mężu, ponieważ nigdy wcześniej do niej niedzwonił.- No, Jasmine, odwołasz go?- Nie zatrudniłam nowego detektywa - powiedziała ma-chinalnie, myśląc o czymś innym.Tak niewiele dzieliło ją oddzieci i od Deacona.- Szkoda, że nam nie wyszło.Deacon zmieszał się trochę.- Nigdy do siebie nie pasowaliśmy - powiedział tonem swo-jej matki.Chciała mu powiedzieć, że owszem, ale tylko wtedy, kiedyzapominał, że jest LeClerkiem.Potem wszystko zmieniło sięna gorsze.Potem, to znaczy wtedy, kiedy pozwolił rodziniewtrącać się w swoje sprawy.- Zaraz, zaraz, a może ten detektyw to twój nowy narze-czony? - zaczęło świtać Deaconowi.- Robił wrażenie zupeł-nego amatora.- Zwróć mi dzieci, Deacon.Przecież wiesz, że należą do143SR nas obojga.Nawet jeśli ich nie odnajdę, to i tak nie przestanąmnie kochać.Usłyszała trzask, a potem długi sygnał.Jej były mąż odłożyłsłuchawkę.Minęło kilka dni.Jasmine najpierw snuła się po domu, niebardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, potem zajęła się porząd-kami, a następnie wypiekami.Nic nie pomagało.Wciąż byłabardzo zaniepokojona.Patrick zaginął.Rye natychmiast wszczął poszukiwania, ale niczego nieudało mu się ustalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki