[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym się trzymało palce.Spirytus zmiękczał naskórek,wydelikacał.Tak wyczulał, że na ślepo odróżniało się rodzajpapieru.Dotyk.Dotyk i refleks.Rozumie pan? Rączka zamilkł na chwilę i pochylił się, nalewając wódkę. %7ładnych innych sposobów? Tylko tyle?  zdziwił się major. Tylko!  roześmiał się z przekąsem Rączka. Majorze, tocała nauka.Wiele wysiłku i stałe napięcie nerwowe.Gdyby pannosił obrączkę, pokazałbym panu, jak się to robi.Wprawdziejestem już stary i zręczność nie ta.ale jeszcze i gdyby pan niebył uprzedzony, to ani by się pan spostrzegł.Inspektor wiedział już, że nic więcej nie dowie się od tegoweterana.I wiedział również, że Rączka daleki jest odzdradzenia, a nawet potwierdzenia znanych metod, którymiposługują się kieszonkowcy.Jednak był z tej rozmowyzadowolony.Odnosił wrażenie, że ma przed sobą tęgiegogracza, który nie jest jeszcze tak zupełnie stracony dlazłodziejskiego fachu.Major pożegnał uprzejmego gospodarza.Rączka odprowadził go do przedpokoju.Kiedy inspektor byłjuż w drzwiach, stary mistrz wyciągnął coś z kieszeni. Nic panu nie zginęło?  zapytał.Inspektor odruchowo dotknął kieszeni. Chyba nie?  powiedział niepewnie. A zegarek?  Trzymał w ręku zegarek majora. Chciałem panu zademonstrować, jak to praktyczniewygląda.Prawda, że nie bolało?  roześmiał się z satysfakcją. Kiedy pan to zrobił?  zapytał major. Nalewałem wódkę, pan wtedy o coś pytał.Chwila byłaodpowiednia.Bo widzi pan, zapomniałem jeszcze dodać, że wtym fachu trzeba jeszcze umieć wybrać odpowiedni moment.W domu oczekiwało na majora kolejne zaproszenie.Nabiałym kartoniku, złoconymi zawijasami poselstwoPernambuco zapraszało monsieur Andr Korosza na bankietwydawany z okazji.Major przysiadł na fotelu, wpatrując się bezmyślnie wzaproszenie.Owieczka podszedł do pana, sumiennie obwąchałkartonik, usiadł naprzeciw i kosmatą łapą trącił dłoń majora. Zajmij się psem, cały dzień ciebie nie ma  mówiły jegobrązowe oczy.Inspektor mechanicznie pogładził wełnisty grzbiet:Zastanawiał się, czy mają sens jego uparte wędrówki przez salony recepcyjne ambasad.Może rzeczywiście ta metodahaczyków w przekłutych palcach jest fantazją autorówpasjonujących się tematem?Jednak nawet nie pomyślał, że mógłby nie pójść wieczoremdo poselstwa Pernambuco.Zadzwonił do swojej dziewczyny,również oficera operacyjnego milicji. Dzisiaj znów mam ambasadę, pójdziesz?  zapytał. Wciąż haczyki? Wprawdzie cierpię za wiarę, ale pójdę zgodziła się. Za co?  nie zrozumiał major. Za wiarę, że mogę chodzić w pantoflach numer 35.Kupiłam i teraz cierpię.Pozdrów Owieczkę  dodała.Inspektor, ubrany w smoking i nieskazitelnie białą koszulę,wstąpił wieczorem po Krystynę.Na podjezdzie przed poselstwem portier dyrygował ruchempodjeżdżających samochodów.Majorowi wskazał miejsce dozaparkowania wozu i z ukłonem otworzył drzwiczki.W hallu prowadzącym do salonów recepcyjnych, na wprostotwartych dwuskrzydłowych drzwi, sekretarz poselstwa zmałżonką  eteryczną, upierścienioną brunetką  robiłhonory domu i serdecznie witał wchodzących gości.Twarze strojnych, wydekoltowanych kobiet w łagodnym,ruchliwym świetle wiełoramiennych kandelabrów i kinkietównabierały subtelnego, pastelowego kolorytu Botticellow-skichobrazów.To światło było łaskawe dla kobiet.Tuszowałozmarszczki i zbyt dokładny makijaż.Zapalało tysiące ogni wszlachetnych kamieniach, zdobiących ich nagie szyje i ręce.Przez chwilę Krystyna poczuła się przytłoczona wystawąpysznych klejnotów i kosztownych futer, przeważnie zniedbałym wdziękiem wleczonych w opuszczonych dłoniach.Kurczowo zacisnęła palce na ramieniu Andrzeja; majorzrozumiał moment paniki, jaka ogarnęła dziewczynę.Wyglądasz bardzo pięknie  uśmiechnął się do niej. Bardzopięknie i jesteś.młoda.Krystynie od razu wróciła pewność siebie.W swojej białejsukience i długich, złotych rękawiczkach znów poczuła sięelegancka.Ukazał się jego ekscelencja sam poseł republiki Pernambuco i zgromadzone towarzystwo przeszło donastępnego salonu, grupując się wokół wysokich, ustawionychw podkowę stołów.Kolacja odbywała się na stojąco.Major z Krystyną znalezli się wśród grupy korespondentówzagranicznych pism.Uskrzydleni kelnerzy napełniali różnymi trunkami licznekieliszki stojące przy każdym nakryciu.Wzniesiono toast.Poseł Pernambuco mówił krótko, wokrągłych francuskich zdaniach, o rocznicy, z okazji którejpodejmuje tak miłych i drogich jego sercu i republice gości.Ktoś inny nawoływał do przyjazni i wzajemnego poszanowanianarodów.Płynęło wino i wzniosłe słowa.A stoły przedstawiały rzeczywiście pełne zbratanie narodów.Połyskliwe ziarnka ciemnego kawioru z Astrachaniasąsiadowały z obłożonymi lodem półmiskami bladych małży zwybrzeża Atlantyku, portugalskie sardynki z produktem winnicSzampanii, a różowe płatki polędwicy i butelki polskiej%7łubrówki stały w zgodzie z ciężkim winem hiszpańskim.Major rozmawiał z dziennikarzami.Kawę i kolejną serię trunków podano w następnej sali.Goście przechadzali się lub stali małymi grupkami.Obsługazręcznie balansowała wśród nich z tacami pełnymiaromatycznej mokki w maleńkich filiżankach, z kieliszkamikoniaków.Korosz polemizował z włoskim dziennikarzem.Krystynazorientowała się, że Andrzejowi zależy na tej żywej wymianiezdań i starała się również, aby rozmowa nie wygasła.Rozmawiali o włoskiej partii chrześcijańskiej.Ostatnią rzeczą, która interesowała w tej chwili majora, byławłoska chadecja, ale dziennikarz był ruchliwy, przechodził odgrupy do grupy, zaczepiał znajomych, bezceremonialniewciągał do rozmowy każdego, kto tylko chciał go słuchać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki