[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiłem jedyną rzecz, na jaką było mniew tej chwili stać: udałem się do łazienki opróżnić bulgoczący kociołigieł, czyli mój pęcherz.Potem naprawdę nie miałem już czasu.Złapałem w locie dżinsy porzucone w okolicach łazienki, wycisnąłemsobie do ust trochę pasty do zębów i zacząłem zbiegać po schodach.W normalnych okolicznościach jestem absolutnym mistrzem starejkartezjańskiej zasady: jeśli dzieje się  a , to z pewnością nastąpi  b , etcetera, et cetera.Oszukiwałbym was jednak, gdybym powiedział, żemiałem w głowie coś tak uporządkowanego, gdy tego ranka spadałem głową w dół przez pięć kondygnacji rozpaczy.Nie wybiegałem myślamipoza podstęp z domofonem.Przypominam sobie tylko, że co siedemstopni postanawiałem:  coś wymyślę , pózniej natychmiast wylatywałomi z głowy, co postanowiłem, i na ósmym stopniu znów ogarniała mniepanika.Jeszcze gorsza była moja złość, mój gniew, że dałem ciała w takkretyński sposób.Byłem wściekły.Jak mogłem zapomnieć, że ranomieliśmy się spotkać? Bezapelacyjnie była to najbardziej haniebna ibezładna wpadka w całej mojej karierze.Nienawidziłem siebie.Wcisnąłem kciukiem czerwony przycisk, który otwierał drzwi, iwymuszając uśmiech obliczony na wyrażenie łagodnej niefrasobliwościzmieszanej ze skruszoną konsternacją, pchnąłem potężne frontowedrzwi, by powitać czekającą za nimi Lucy. Co tak długo?  Podeszła do mnie i objęła czule.Wystarczyłoby,żeby doprowadzić człowieka do łez. Co się dzieje z dzwonkiem?  zapytała, zmieniając ton.Odchyliłasię do tyłu, zadarła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Nic  odparłem głosem pustym jak czysta biała kartka papieru.To zamek nawalił.Dzwonek działa i słyszę cię w domofonie, ale niemogę otworzyć drzwi z mojego mieszkania.Muszę zejść.Nie jestempewien, co się zepsuło.Miałem sprawdzić, czy w innych mieszkaniachjest tak samo, ale to pózniej, gdy wszyscy wstaną. Jesteś gotowy? Jakoś nie wyglądasz  stwierdziła, ufnie wspierającgłowę na mojej klatce piersiowej. Nie.Tak.Która godzina? Wariacie.Do pierwszej muszę oddać furgonetkę. Dobra.Ale Lucy. oburzenie, żeby zamaskować gorączkoweprzetrząsanie pamięci  nie ma jeszcze siódmej, no i jest.niedziela jesti. Och, Jasp, jesteś beznadziejny.Przeprowadzam się dzisiaj, niepamiętasz?Zamrugałem powiekami. No, wiesz  dodała zaraz  kiedy ktoś przewozi wszystkie swoje rzeczy z jednego miejsca zamieszkania do drugiego, przeprowadzka. Wiem, wiem. Więc nie zachowuj się, jakbyś był tym totalnie zaskoczony.Odchyliła się do tyłu na piętach. No, już, stupido, zrobimy ciśniadanie i ruszamy w drogę. Zerknęła przez ramię w stronę miejsca,gdzie majaczył złowrogo biały samochód do przeprowadzek.Furgonetka może tam zostać na piętnaście minut, prawda? Gdypodjeżdżałam, widziałam, jak kogoś odholowywali.Cały czas można tuparkować w niedziele? Furgonetka?Kolejna zmiana tonu, może tym razem zatroskanie. Dobrze się czujesz, Jasper? Coś ty wyprawiał w nocy?  Odsunęłasię i podniosła rękę, jakby chciała przyłożyć mi ją do czoła i sprawdzićtemperaturę.Przesunąłem się nieco, żeby zastawić wejście, i uchwyciłem sięnadziei, że czarne chmury nieszczęścia, które przemykały po mojejtwarzy, są interpretowane jako objaw niewyspania, a nie pogłębiającegosię kryzysu.Tym razem rzeczowo: Jezu, Jasper, rusz się, musisz się jeszcze umyć i ubrać. Nie mogę  rzuciłem, odrobinę zbyt szybko.Dosyć tego.Jeszcze chwila, a wyczuje znaczący zapach zdradyspływający za mną po schodach.Nie mogłem znowu jej objąć.Musiałem działać. Nie jestem pewien co do furgonetki  rzekłem. Sprawdzmylepiej, jakie są ograniczenia.Zdaje się, że je zmienili ze względu napołączenie z Heathrow i przebudowę basenu Paddington.i chyba niewolno tu parkować bez zezwolenia, nawet w niedziele.To dlatego, żewszyscy ludzie przyjeżdżający z lotniska zaczęli zostawiać tusamochody i cała okolica się zatykała.I teraz, wiesz, wszystkich od razuodholowują.Na okrągło.Sprawdzmy lepiej. Pokręciłem głową.Naprawdę umawialiśmy się na siódmą? Zanim Lucy zdążyła się odezwać, obejmując ją jedną ręką, a drugąprzytrzymując dżinsy, ruszyłem w stronę pobliskiej lampy i zawieszonejna niej tabliczki informacyjnej.Trzy kroki i drzwi zatrzasnęły się zanami.Zamknęły się na amen.Staliśmy obok siebie na ulicy, pozbawieni dachu nad głową w tenwczesny niedzielny ranek.Jakże ja siebie beształem.Odcięty odwłasnego domu! Jakże ja przeklinałem.A z drugiej strony jakże byłemniewzruszony w postanowieniu, żeby nie budzić sąsiadów.Lucy, nie!Tak wcześnie rano? Nie! Nawet jeśli wpuszczą nas do domu, nie jestempewien, czy zostawiłem otwarte drzwi do mieszkania! A jedyną osobą,która ma zapasowy komplet kluczy, jest Raluch, ale on pracuje jako DJ iwstaje dopiero po południu, nie ma więc mowy, żebym go teraz obudził:pewnie nie wrócił jeszcze nawet do domu! Wszystko załatwię pózniej.Jak wielki entuzjazm ogarnął mnie wtedy, jak spieszno mi było ruszyćw drogę.Hej, Lucy, jedziemy, masz jakiś problem? Wezmę prysznic uciebie, pożyczę jakieś ciuchy.skoro już tutaj jesteś, możemy od razuzabrać się do roboty.Nie ma co się tutaj kręcić.Jestem gotowy! I nakoniec jakże byłem skruszony: Przepraszam, że zapomniałem, Luce,naprawdę.Czasem taki ze mnie kretyn.Tak więc pięć po siódmej w niedzielę rano, choć wstałem niespełnadziesięć minut wcześniej, byłem już na wpół ubrany i sunąłem międzyzardzewiałymi kołami zębatymi przeznaczenia pod górę, w stronę StJohn s Wood.Był to fatalny dzień, naszpikowany potwornościami, z którychskładają się koszmary.Z pomocą też było cienko.Jak zwykle ani śladunieuchwytnej siostry Lucy, Belli, z którą dzieliła mieszkanie (i którejnigdy nie miałem przyjemności poznać podczas moich skandalicznierzadkich wizyt)  znowu na urlopie.Według Lucy Bella też chciała rozpocząć nowy etap i nie miała zamiaru odnawiać umowy najmu nakolejny rok  chociaż najwyrazniej została sporo w tyle za Lucy wdyscyplinie polowania na nowe lokum. Bella, do cholery, nie zaczęłanawet szukać, więc Bóg jeden wie, co zrobi ze swoimi rzeczami, gdy jutro wróci  prawdopodobnie wyśle je do swojego królewicza.(Możeto moja nadwrażliwa wyobraznia, ale odniosłem wrażenie, że ostrzetego komentarza wymierzone było nie tylko w faceta Belli, ale i wemnie.) Nie zjawili się też, mogę dodać, liczni znajomi Lucy, o którychwspominała.Właściwie w sukurs przyszedł nam jedynie sympatycznywłaściciel wynajmowanego przez Lucy mieszkania, jej niedoszłynajlepszy przyjaciel, Graham, urzędnik banku handlowego z ambicjamifotograficznymi, którego codzienny mozół na współczesnej Golgocie,jak londyńczycy nazywają City, nawet o milimetr nie uszczupliłgigantycznego wprost samozachwytu.(Uwaga, panie, oto chodzącyideał.i wiecie co? Jest kawalerem! Do tego ma wspaniałe maniery.Itaki wysoki.)Graham  metr osiemdziesiąt siedem, chlubiąc się nikłą, wywołanąalkoholem niedyspozycją  pojawił się tuż po ósmej, przynosząc ze sobąpo szybkim telefonie Lucy starą oksfordzką koszulę, spodnie dresowe isportowe buty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki