[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadrżała.- Na przykład w  Królewnie Znieżce", w  Maleństwach wlesie", w  Jasiu i Małgosi".W bajkach, które czytała swojej małej siostrzenicy.I we śnie.Biegnie przez las, ucieka przed jakimś niebezpieczeństwem.- Las zawsze był metaforą tego, co pierwotne, czyż nie? -zastanawiał się Euan.- Zwłaszcza, jak przypuszczam, dlamieszkańców miast.Las był przeciwieństwem cywilizacji,siedzibą czegoś pradawnego, pogańskiego, dzikiego.Dzikiegomęża, dzikiego człowieka z lasu.- Ale on nie jest tym samym co Zielony Człowiek, prawda? -zapytała.- Pamiętam, pisałeś o Zielonym Człowieku w  Zcieżceprzez las".On jest trochę bardziej przyjazny, jest rodzajempogańskiego mitu płodności, dobrze mówię?- Tak.Leśny mąż jest mroczniejszy, bardziej pierwotny. Tam, gdzie drzewa rosły rzadziej, Euan zatrzymywał się odczasu do czasu, by zbadać trawę i dzikie kwiaty bujnie pieniącesię w promieniach słonecznych.- Eureka! - zawołał nagle, gdy dotarli na skraj lasu.Wśródwysokich traw kryły się bladofioletowe kwiaty przypominająceiglice.Euan schylił się, by odgarnąć trawę wokół najbliższego znich.- To się nazywa kukułka Fuchsa.Jude obejrzała roślinę, którą Euan jej odsłonił.Iglica okazałasię gronem maleńkich kwiatków, różowo-fioletowych, pokrytychciemnofioletowymi cętkami.- Nawet pojedynczy kwiat jest dość złożony - stwierdziła.- Jak malutkie lilie tygrysie, zawsze z tym mi się kojarzą.-Wyciągnął z plecaka aparat i przez kilka minut fotografowałkwiaty.- Chciałbym zobaczyć jakieś okazy dwulistnikapszczelego - rzekł, rozglądając się wokoło- ale na tym obszarze możemy ich nie znalezć.Dość łatwo jerozpoznać, rzeczywiście wyglądają jak bladofioletowe pszczoły.- Szkoda, że nie uważałam bardziej na lekcjach przyrody wszkole - wyznała Jude.- Rozpoznam kilka oczywistychgatunków, jak dąb, jaskier i stokrotka, ale poza tym jestembeznadziejną ignorantką.Przegapiłam też przyrodoznawczewycieczki.Zawsze siedziałam z nosem w książkach.- Pod tym względem lepiej się spisałaś ode mnie- stwierdził Euan.- Nigdy nie mogłem się doczekać powrotuze szkoły i wypadu w plener.- A teraz sam piszesz książki - powiedziała Jude zaskoczonajego wyznaniem. - Tak, jestem pewien, że moi dawni nauczyciele są tymzszokowani.Ale piszę o sprawach, które mnie obchodzą.Wówczas łatwo je przekazać.- Naprawdę piszesz z pasją - przyznała.W jego książce, którąniedawno przeczytała, spodobał się jej entuzjazm autora, odktórego tekst aż kipiał.- Dziękuję.Och, popatrz, chrząszcz jelonek.Dobrze, że gozauważyłem.- Wyciągnął z plecaka notatnik i zapisał coś w nimobrzynkiem ołówka, który znalazł w kieszeni.- To do lokalnychbadań - wyjaśnił.- Wiesz, dopiero jak ukończyłem formalnąedukację, zacząłem na poważnie czytać, pisać i samodzielniemyśleć.Wtedy stało się to autentycznym odkrywaniem, a nierobieniem czegoś, co ktoś mi nakazał.Popełniłem po drodzetrochę błędów, lecz w końcu stworzyłem sobie własne miejsce naświecie.Nie pasowałoby pewnie nikomu, ale mnie odpowiada.- Nie masz jakiegoś konkretnego rytmu dnia, prawda? -zaciekawiła się Jude.- Sam kiedyś przyznałeś, że czasami północy spędzasz na nogach.- Tak, z gwiazdami, ćmami i nietoperzami.Mówiono minieraz, że życie ze mną jest niewiarygodnie irytujące.Nie tylkoCarla, moja była żona, tak mówiła.Pobraliśmy się, kiedy byliśmybardzo młodzi, a potem.Cóż, zrozumieliśmy, że obojeoczekujemy od życia czegoś zupełnie innego.- Uśmiechnął się,ale był w tym uśmiechu jakiś żal, który zastanowił Jude.- Zpunktu widzenia codziennych czynności samotne życie nie jestdla mnie najlepsze.Budzę się o różnych porach, piszę, kiedymam na to ochotę.Potem ktoś dzwoni i zaprasza mnie, bymgdzieś pojechał albo zrobił coś ciekawego, co oznacza, że niebędzie mnie przez kilka dni i muszę szybko znalezć kogoś, kto nakarmizwierzęta pod moją nieobecność.A tak przy okazji, wypuściłemwczoraj tamtego królika.Zaniosłem do kolonii królików, wpobliżu której go znalazłem, i puściłem wolno.-1 jak sobieporadził?- Podreptał do swoich braci i sióstr i zaczął skubać trawę.Niezawahał się ani chwili.A wracając do tematu, sam nie wiem, jakto się dzieje, że moje książki w ogóle powstają.Ale muszą zostaćnapisane, w przeciwnym razie nie byłoby czym zapłacićrachunków.- Chodzisz na jakieś rozmowy, negocjacje? - spytała Jude.- O tak, bez przerwy - odpowiedział.- I staram się ozainteresowanie prasy.Zwłaszcza gdy ma się ukazać nowaksiążka.Wracamy?Szli przez chwilę w milczeniu.Jude na myśl o powrocie docywilizacji poczuła niepokój.Euan przystawał raz po raz, byunieść kawałek kory i sprawdzić, jakie tam żyją owady, albo byposłuchać głosu jakiegoś ptaka.Jude uświadomiła sobie, że i jejsię przygląda.- A cóż to? Nie należę do dzikiej przyrody!- Oczywiście - powiedział lekko zawstydzony.- Tylko czasemwyglądasz na zasmuconą.- Mówił ze swobodą, ale wyraz jegotwarzy, zwykle spokojnej i pewnej siebie, nagle stał siębezbronny, jak gdyby Jude dotknęła w nim czułego punktu.- Naprawdę? Przepraszam.Mam teraz sporo powodów dozmartwień.- Pomyślałem sobie.wybacz mi.Claire powiedziała mi, żestraciłaś męża.Musi być skrajnie trudno z czymś takim sobieporadzić. Jude zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze o tym napoważnie nie rozmawiali.- Było ciężko.Nadal jest - wyznała.- Tyle osób, życzliwych,które mnie kochają, mówi mi, że powinnam żyć dalej.A ja.niepotrafię.- Jej głos stawał się coraz cichszy.- Jakbym.sama niewiem, jakbym nie miała odwagi.- Zaśmiała się, lecz jej śmiechnie zabrzmiał szczerze.- Mam nadzieję, że pewnego dnia jąznajdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki