[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czego dokładnie pan szuka?- Raczej kogo, prawda? Może jesteśmy blisko zidentyfi- kowania Maklera.Sam nie wiem, czy chciałbym się dowie-dzieć, kto to taki.- Otrząsnął się.- Proszę dopilnować sier-żancie, żeby mi nikt nie przeszkadzał - dodał i wrócił do salikomputerowej.* * * *Wejście do ich systemu było łatwiejsze, niż przypuszczał.Gdy już się w nim znalazł, był w stanie monitorować zapis zewszystkich kamer.Ale tylko jedna obejmowała szafkę, którago interesowała.Szybko cofnął zapis do odpowiedniego dnia izaczął przeglądać od godziny dwunastej w południe.Przyglą-dał się wszystkiemu uważnie, robiąc zbliżenia.W przebieralninie było nikogo, tak zresztą mówił Fahy, dopiero o dwunastejdwadzieścia pojawił się człowiek w spłowiałym płaszczuprzeciwdeszczowym.Roper widział tylko jego plecy.Męż-czyzna otworzył szafkę numer siedem, wyjął kopertę, chwilęją potrzymał, potem coś z niej wyjął, musiał to być przekaz.Roper od razu rozpoznał Seana Fahy'ego ze zdjęć, które prze-kazał mu Teague.Fahy nawet się nie uśmiechnął, zamknąłszafkę i odszedł.Roper przewinął zapis do momentu tuż przed przyjściemFahy'ego i włączył nagrywanie.Po zgraniu interesującego gofragmentu przewinął zapis do dziewiątej trzydzieści, godzinyo której łaznię otwierano.Zaczął powoli oglądać.O dziesiątej piętnaście przyszło dwóch starszych męż-czyzn, którzy chwilę rozmawiali ze sobą, a potem każdyotworzył swoją szafkę i wziął szlafrok.Rozebrali się, prowa-dząc ożywioną rozmowę, włożyli szlafroki i schowali ubraniado szafek.Zamknęli je i odeszli, nadal rozmawiając.Potemdługo nie działo się nic, więc Roper przyśpieszył odtwarzanie.Była już jedenasta i nadal nic się nie wydarzyło, zrobiła sięjedenasta piętnaście i już zaczynał się zastanawiać, czy znaj-dzie to, czego szuka, gdy w końcu udało się.Na ekranie po- jawił się mężczyzna w granatowym płaszczu, który nadszedł ztej samej strony co Fahy, więc Roper widział z początku tylkojego plecy.Trzymał w lewej ręce dwie koperty, jedną włożyłdo szafki, potem wyjął klucz i schował go do drugiej koperty.Odwrócił się, zaklejając kopertę, wziął do ręki złożony para-sol, który wisiał na jego przegubie, i wyszedł.Roper cofnął,powiększył obraz i patrzył, jak tamten wychodzi przez drzwi,będąc pewnym ponad wszelką wątpliwość, że w końcu dopadłMaklera.* * * *Paskudna pogoda opózniła wylot z Oban i kiedy w końcuwylądowali na Farley, była już piętnasta.Ferguson zdecydo-wał się jechać od razu do mieszkania na Cavendish Place izaproponował Helen odwiezienie swoim daimlerem do domu.Helen ucałowała Dillona i Billy'ego w policzek i mocnouściskała Monikę.- To były niezapomniane dni.Nie powiem, że musimy tokiedyś powtórzyć, bo chyba nie za bardzo byśmy chciały.- Chyba nie za bardzo - zgodziła się Monika.W tym momencie pojawił się Harry.Wysiadł z samochodui uściskał bratanka.- Znowu byłeś niegrzeczny, co?- Wszyscy byliśmy - powiedział mu Dillon.- Ale nie bę-dziemy teraz o tym opowiadać.Billy opowie ci wszystkopózniej.Gdybyś tylko mógł podrzucić Monikę do Rosedene,to byłbym wdzięczny.Mnie do Stable Mews podrzucą chło-paki z lotniska.- A nie pojechałbyś ze mną do Rosedene, Sean? - zapyta-ła.- Jeśli chcesz, to pojadę.- Chcę.- Złapała na chwilę jego dłoń.- To w takim razie jedziemy. - Spotkamy się pózniej! - zawołał Ferguson i wszyscy sięrozjechali.* * * *Gdy przyjechali do Rosedene, Maggie Duncan wyszła zeswojego biura i powitała ich w recepcji.- Tak się cieszę, że jesteście z powrotem.Major ucieszysię, kiedy was zobaczy.- Czuje się lepiej, prawda? - dopytywała się Monika.- No cóż, nadal jest bardzo słaby.Tyle ciosów, ile dostał,zrobiło swoje, ale na pewno poprawi mu się na wasz widok.- Idz sama, posiedzcie razem - powiedział Dillon.- Jaskorzystam z prysznica.Niedługo do was dołączę.Pocałowała go szybko i poszła korytarzem.Maggie Dun-can widząc to, pokręciła głową.- To takie buty.- %7ładne buty - zaprzeczył.- Maggie, sama wiesz, jakimjestem człowiekiem i jakie mam życie.Od lat składasz mniedo kupy.To wspaniała kobieta i może zabrzmi to banalnie,ale ona jest za dobra dla mnie, taka jest prawda.- A powiedziałeś jej to? - Maggie się uśmiechnęła.- Ech,Sean.Idz, wez ten prysznic.- Odwróciła się i weszła doswojego biura.Dillon włożył na siebie świeżą koszulę pożyczoną ze szpi-talnej pralni i poszedł do pokoju, gdzie leżał Miller [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki