[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałem na zegarek.Byłapółnoc, w każdym razie północ w Teheranie, zaczynał się Nowy Rok, gdzieś naświecie biły zegary i szumiał szampan, panowała radość i uniesienie, w rozjarzo-nych, kolorowych salach trwał wielki bal.Działo się to jakby na innej planecie,z której nie dochodziły tu nawet nikłe odgłosy, nie docierał ani promień świa-tła.Stojąc teraz i marznąc zacząłem się nagle zastanawiać, dlaczego ją opuściłemi przyszedłem tutaj, w to najbardziej opustoszałe i przygnębiające miejsce.Niewiem.Po prostu dziś wieczorem pomyślałem, że w tym miejscu powinienem być.Nikogo tu nie znałem  ani tych pięćdziesięciu Amerykanów, ani tych dwóchIrańczyków, nawet nie mogłem się z nimi porozumieć.Może myślałem, że cośsię tu stanie? Ale nie zdarzyło się nic.105 Zbliżała się rocznica wyjazdu szacha i upadku monarchii.Z tej okazji możnabyło obejrzeć w telewizji dziesiątki filmów o rewolucji.W jakiś sposób były dosiebie podobne.Powtarzały się te same obrazy i sytuacje.Akt pierwszy składałsię ze scen przedstawiających ogromny pochód.Trudno opisać rozmiary takiegopochodu.Jest to rzeka ludzi, szeroka, wzburzona, która płynie bez końca, toczysię główną ulicą od świtu przez cały dzień.Potop, gwałtowny potop, który zachwilę pochłonie i zatopi wszystko.Las podniesionych, rytmicznie wygrażają-cych pięści, grozny las.Tłumy śpiewające, tłumy wołające  śmierć szachowi!Mało zbliżeń, mało portretów.Operatorzy są zafascynowani widokiem tej napie-rającej lawiny, są porażeni rozmiarem zjawiska, które widzą, jakby znalezli sięu stóp Mount Everestu.W ciągu ostatnich miesięcy rewolucji te pochody manife-stujące, milionowe, szły ulicami wszystkich miast.Były to tłumy bezbronne, ichsiłę stanowiła liczebność i zaciekła, niezachwiana determinacja.Wszyscy wyszlina ulice, to niezwykłe, jednoczesne wyrojenie się całych miast było fenomenemrewolucji irańskiej.Akt drugi jest najbardziej dramatyczny.Operatorzy stoją z kamerami na da-chach domów.Scenę, która dopiero się zacznie, będą filmować z góry, z lotuptaka.Najpierw pokazują nam, co dzieje się na ulicy.A więc stoją tu dwa czołgii dwa wozy pancerne.Na jezdni i chodnikach żołnierze w hełmach i panterkachzajęli już pozycję do strzału.Czekają.Teraz operatorzy pokazują, że zbliża sięmanifestacja.Najpierw ledwie ją widać w dalekiej perspektywie ulicy, ale zarazzobaczymy ją wyraznie.Tak, to czoło pochodu.Idą mężczyzni, ale idą też kobie-ty z dziećmi.Są ubrani na biało.Ubrani na biało  to znaczy gotowi na śmierć.Operatorzy pokazują nam ich twarze, jeszcze żywe.Ich oczy.Dzieci, już zmęczo-ne, ale spokojne, ciekawe, co się będzie działo.Tłum, który idzie prosto na czołgii nie zwalnia, nie staje, tłum w hipnozie, zaklęty? lunatyczny? jakby niczego niewidział, jakby wędrował przez bezludną ziemię, tłum, który w tym momenciezaczął już wchodzić do nieba.Teraz obraz drży, bo drżą ręce operatorów, a w gło-śnikach słychać łoskot, strzelaninę, gwizdanie kul i krzyk.Zbliżenie żołnierzy,którzy zmieniają magazynki.Zbliżenie wieżyczki czołgu, która miota się w lewoi w prawo.Zbliżenie oficera, komiczne, któremu hełm spadł na oczy.Zbliżeniejezdni, potem gwałtowny lot kamery po ścianie domu z naprzeciwka, po dachu,po kominie, jasna przestrzeń, jeszcze kraniec chmury, puste klatki i ciemność.Na-pis na ekranie mówi, że były to ostatnie zdjęcia tego operatora, ale że inni ocalelii zostawili świadectwo.Trzeci akt przedstawia sceny z pobojowiska.Leżą zabici, ktoś ranny czołga sięw stronę bramy, pędzą karetki pogotowia, biegają jacyś ludzie, kobieta krzyczy,wyciąga ręce, krępy, spocony mężczyzna próbuje dzwignąć czyjeś ciało.Tłumcofnął się, rozproszony, chaotyczny odpływa bocznymi uliczkami.Nisko nad da-chami przelatuje helikopter.Kilka ulic dalej zaczął się już normalny ruch, co-dzienne życie miasta.106 Jeszcze pamiętam taką scenę: idzie manifestacja.Kiedy przechodzi koło szpi-tala, w tłumie zapada cisza.Chodzi o to, żeby chorzy mieli spokój.Albo inny wi-dok: na końcu pochodu idą chłopcy i zbierają do koszyków śmieci.Droga, którąprzeszła manifestacja, musi być czysta.Fragment filmu: dzieci wracają ze szkoły.Słyszą strzelaninę.Biegną prosto pod kule, tam gdzie wojsko strzela do manife-stantów.Wyrywają z zeszytów kartki i maczają je w rozlanej na chodniku krwi.Trzymając te kartki w powietrzu, biegną ulicami pokazując je przechodniom.Toznak ostrzegawczy  uważajcie, tam strzelają! Kilka razy powtarzali film zro-biony w Isfahanie.Przez wielki plac przechodzi manifestacja, widać morze głów.Nagle ze wszystkich stron wojsko otwiera ogień.Tłum rzuca się do ucieczki, tu-mult, krzyki, bezładna bieganina, w końcu plac pustoszeje.I oto w momencie,kiedy zniknęli ostatni uciekający odsłaniając nagą płaszczyznę ogromnego pla-cu, widzimy, że na samym środku pozostał beznogi inwalida w wózku.Też chceuciekać, ale jedno koło ma nieruchome (na filmie nie widać, dlaczego jest nie-ruchome).Rozpaczliwie popycha rękami wózek, bo kule świszczą dokoła, tak żeodruchowo chowa głowę w ramiona, ale nie może odjechać, kręci się w jednymmiejscu.Jest to widok tak szokujący, że żołnierze na moment przestają strzelać,jakby czekali na specjalny rozkaz.Zapada cisza.Widzimy szeroki, pusty plani tylko w głębi ledwie widoczna, zgarbiona postać, z tej odległości jakby ranny,konający owad, samotny człowiek, który jeszcze walczy uchwycony w zaciskają-cą się sieć.Nie trwa to długo.Znowu strzelają, mając już przed sobą tylko jedencel, po chwili ostatecznie nieruchomy, który pozostanie na środku placu przezgodzinę czy dwie, jak pomnik.Operatorzy nadużywają planów ogólnych.W ten sposób gubią szczegóły.A przecież poprzez szczegóły można pokazać wszystko.W kropli jest caływszechświat.Szczególne jest nam bliższe niż ogólne, łatwiej nawiązujemy z nimkontakt.Brakuje mi zbliżeń ludzi, którzy idą w pochodzie.Brakuje mi rozmów.Ten człowiek, który idzie w pochodzie, ileż jest w nim nadziei! On idzie, bo nacoś liczy.On idzie, wierząc, że załatwi jakąś sprawę, nawet kilka spraw.Jest pe-wien, że poprawi swój los.Idzie myśląc  no, jeśli wygramy, nikt więcej niebędzie mnie traktować jak psa.Myśli o butach.Całej rodzinie kupi dobre buty.Myśli o mieszkaniu.Jeżeli wygramy, zacznę mieszkać po ludzku.Nowy świat:on, zwykły człowiek, będzie znać ministra i wszystko przez niego załatwi.Ale cotam minister! Sami stworzymy komitet i wezmiemy władzę! Ma także myśli i pla-ny, które nie są zbyt jasne, zbyt wyrazne, ale wszystkie są dobre, wszystkie budząotuchę, bo mają najważniejszą zaletę  będą spełnione [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki