[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pascal czuł jak zasób płytkich, nic nieznaczących pytań zaczyna się już wyczerpywać i wiedział, że niezdoła przedłużyć rozmowy.Nagle cały ten pomysł wydał mu sięabsurdalny - jak mógł choć przez moment pomyśleć, że żona sirPenwarda poleci na niego.Gdy poczuł, że konwersacja się nie klei, wpadł w panikę.Coteraz? To nie miało sensu.Skończy się tym, że zamilknie i wyj-dzie przed tymi kobietami na głupka.Niespodziewanie lady Jane zwróciła się do żony burmistrza zprośbą o przyniesienie szklaneczki szampana.Prośba zostałaprzyjęta z ulgą.Kiedy zostali sami, Jane odwróciła się do Pascalaz pytaniem czy lubi pstrągi.- Pstrągi? - powtórzył za nią.Konwersacja nagle skręciła na bardzo dziwne tematy.- Eee, tak, lubię pstrągi - odpowiedział wreszcie, mając na-dzieję, że to prawidłowa odpowiedz.- Jest taka mała wiejska gospoda, zwana  Trzy Słońca tużza Trapham.Podają tam najlepsze gotowane pstrągi w całejAnglii.Czy zechce pan tam być moim gościem na kolacji? Po-wiedzmy o 20.00.Pascalowi wydawało się, że się przesłyszał.Spojrzał jej w oczyi ujrzał w nich zaproszenie, nie mające nic wspólnego z pstrą-giem.Głośno przełknął ślinę i powiedział: - Tak, oczywiście.Bardzochętnie.- W porządku - powiedziała.Jesteśmy więc umówieni.W tym momencie powróciła żona burmistrza z szampanem.Biorąc z jej rąk szklaneczkę, lady Jane zwróciła się do Pascala:78 - Czy to, co powiedziałam jest wystarczające dla pańskiej gazety,panie Pascal?- Słucham? - zapytał nieprzytomnie, nim zdał sobie sprawę,że ona przecież mówi o wywiadzie.Pokiwał głową ochoczo.-Och tak, w zupełności.- Muszę przyznać, że podziwiam pański profesjonalizm, pa-nie Pascal - dodała.- Naprawdę? Co ma pani na myśli? - zapytał chmurnie.- Prowadził pan cały wywiad bez jednej notatki w pańskimnotesie.Musi pan mieć doskonałą pamięć - posyłając mu jeszczejeden uśmiech, powróciła do przerwanej rozmowy z żoną bur-mistrza.Pascal wrócił do Watesa oszołomiony.- No? - spytał Wates - Co się stało?- Nic - skłamał Pascal.- Miałem małą rozmowę na temat fe-stynu i pstrągów.Wates spojrzał na niego podejrzliwie.- Pstrągów?Pascal wydał z siebie długie westchnienie.- Potrzeba mi na-stępnego drinka i to bardzo.Był spózniony.Zgubił się i musiał się zatrzymywać, by zapy-tać o kierunek trzy razy.Była dwudziesta dwadzieścia, gdy doje-chał do gospody.Zaparkował na małym dziedzińcu malownicze-go starego domu, stojącego nad strumykiem i pośpieszył dośrodka.Obawiał się, że lady Jane znudziło się czekanie i już jejtam nie ma, ale z ulgą zauważył ją siedzącą przy malutkim barzezaraz obok głównego wejścia.Była sama i ubrana zupełnie ina-czej niż tego popołudnia.Na festynie miała na sobie prostą błę-kitną sukienkę i biały kapelusz z szerokim rondem: teraz byłaubrana w obcisłe jeansy, kozaki i stary blezer mogący z powo-dzeniem pochodzić z wyprzedaży ciuchów.Takie zestawieniemiało zapewnić jej młodszy wygląd.79 Uśmiechnęła się, gdy podszedł do niej i ucięła jego przepro-siny i tłumaczenia dlaczego się spóznił.- Nie ma znaczenia -powiedziała.- Najważniejsze, że jesteś.Jednym łykiem dopiłaswojego drinka i podniosła się ze stołka.- Chodzmy na górę.Zdał sobie sprawę z tego, że mówiła o sypialni.Nerwowyskurcz żołądka stał się silniejszy.- Teraz? - zapytał zdziwiony.- Nie zjemy czegoś najpierw?Zatrzymała się i popatrzyła na niego unosząc jedną brew,jakby posądzając go o niezrozumiały dowcip.- Możesz zjeść pózniej, jeżeli będziesz chciał - i szybko wy-szła z baru.Pascal niechętnie podążał za nią, żałując, że nie danemu było choć wypić drinka.Najlepiej podwójnego.Przechodząc obok recepcji, lady Jane skinęła głową starszejkobiecie siedzącej za kantorem.Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała: - Dobranoc, pannoBailey, dobranoc panu.Uśmiechnął się słabo w odpowiedzi, czując się nieprzyjemniewyróżnionym.Oczywistym było, że lady Jane - lub raczej missBailey - była tu dobrze znana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki