[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraził tu wszystkich swym zapałem.Kupili go jakswojego, nie zważając na delikatnie obcy akcent.Nawet ja wktórymś momencie zacząłem słuchać uważnie o sukcesach,potknięciach, ludzkich emocjach, walce, sprawach wygranych,przegranych i beznadziejnych.Spytałem o kongres.- Ludzie muszą się spotykać, wymieniać doświadczenia, nauczyćsię dzielić swoimi sukcesami i analizować własne porażki - rzuciłpogodnie.- Nic bardziej i szybciej nie uczy niż analizowanie swoichlub cudzych błędów.Kongres to takie swoiste święto, przerywnik wcodzienności, chwila wytchnienia.- A pan jakoś dzisiaj nie na kongresie.- Dzisiaj jest nasz dzień operacyjny.Nie potrafię powiedziećpacjentom, że z powodu kongresu nie będzie operacji.Niektórzy czekali na ten swój dzień wiele miesięcy, czasami wielelat.Jeszcze zdążę się tam pokazać, jutro mam nawet wystąpienie -mówi! pogodnie.- Na pewno zdążę otworzyć kończący ten kongresbal.Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, pracowaliśmy nad tymparę miesięcy, teraz wszystko toczy się już samo, siłą rozpędu, beznaszego większego udziału.Wszyscy są zajęci kongresem i samisobą, nikt nawet nie zauważy mojej nieobecności.Szliśmy długim korytarzem.Przyglądałem mu się ukradkiem:białe spodnie, operacyjna bluza, jasne włosy, niesamowicieniebieskie oczy, serdeczny sposób bycia.W innych okolicznościachpewnie mógłbym go nawet polubić, przemknęło mi przez myśl.Zaprosił mnie do swojego gabinetu.Pomieszczenie nie do końcapasowało do współczesnego wystroju nowoczesnej kliniki.Podoknem królowało stare masywne biurko, pod ścianą mały stolik zprzystawionymi do niego głębokimi fotelami, obok regały pełneksiążek, jakieś zdjęcie na biurku.Zdjęcie na biurku.Pomyślałem,że wiele bym za nie dał.- Chciałby pan jeszcze o coś spytać?Usiadł tuż obok mnie.Zatopił się, podobnie jak ja, w głębokimfotelu.- Przyjechał pan, panie profesorze, tutaj z rodziną? Spojrzał namnie.- Chce pan rozmawiać o mnie? - wydawał się zaskoczony.- Bezsensu.Ja się w tym zupełnie nie liczę.Liczą się pacjenci, klinika,moi ludzie.- wybuchnął niespodziewanie.Poczułem się nieswojo.- Jest pan cudzoziemcem, mieszka pan daleko od swojejojczyzny.- brnąłem dalej.- Przyjechałem tu z własnego wyboru.Chciałem spróbować,sprawdzić się.Lubię trudne wyzwania.Całe życie wysokostawiałem sobie poprzeczkę.Wiedziałem, że tutaj może nie byćłatwo.W życiu jestem raczej konsekwentny.Postawiłem sobie jakiścel i próbuję go realizować.Ktoś kie-dyś powiedział, że ojczyzna jest tam, gdzie jest się rozumianym igdzie się samemu rozumie.Ja rozumiem tu już coraz więcej -zaśmiał się.- Pojęcie ojczyzny w naszych czasach jakby trochę sięrozmyło, zdezaktualizowało.Zwiat się nagle skurczył i zmalał.Wświecie Internetu, telefonii komórkowej, telekonferencjiograniczeniem jest nie odległość, lecz czas.Tego ostatniego mitrochę brakuje.Wstał nagle. Coś panu pokażę ożywił się.Podszedł do biurka, podał mi stojące na nim zdjęcie.Spojrzałem inagle poczułem się rozczarowany. Jeden z moim polskich kolegów jest uczestnikiem kongresu.Przywiózł mi to w prezencie z pozdrowieniami od dawnychprzyjaciół.To moja dawna klinika, mój dawny szef, moi koledzy,nasze instrumentariuszki z bloku operacyjnego, nasze pielęgniarki zoddziału.A jednak znalazłem to, czego szukałem.Coś działo się na blokuoperacyjnym.Wezwano go nagle przez telefon.Przeprosił mnie nachwilę, wyszedł pospiesznie.W kieszeni wiszącej na wieszakumarynarki rysował się wyraznie portfel.Kiedyś zawsze nosiłem wportfelu zdjęcia.Jak widać, nie tylko ja.Na pierwszym zdjęciuKatarina taka, jaką pamiętam z portu, z rozwianymi przez wiatrwłosami, z błękitną przepaską we włosach, z mocno opaloną twarzą,z odkrytymi ramionami, ze stopami wciśniętymi w białe tenisówki,w błękitnej powiewnej sukience.Obok duże głazy tworzącezamczysko, wysokie, suche trawy, rozłożyste kaktusy.W tleatramentowe wody zatoki, które gdzieś na horyzoncie przechodzą wniepowtarzalny błękit nieba.Na wodzie statki, które z tej odległościsą ledwie widoczne.Znam to miejsce.Znajduje się zaledwiekilkadziesiąt kilometrów stąd.Piracka forteca w mieście Omiś.Nadrugim zdjęciu Katarina na promie.Mam podobne zdjęcie,pomyślałem, nawet teraz - przy sobie w portfelu.Taką ją pamiętam- Katarina siedzi bokiem, patrzy gdzieś w dal, w kierunkuzbliżającego sięportu w Splicie.W oddali widać już zarysy nowoczesnychblokowisk, obejmujących jakby klamrą niższą, zabytkową,przylegającą prawie do portu część miasta.Dziewczyna ma na sobiekrótkie spodnie z błękitnego dżinsu, białą koronkową bluzkę,kapelusz.Rondo kapelusza rzuca cień na twarz, włosy, ramiona.Twarz dziewczyny wydaje się nierealna, tajemnicza, jak twarzanioła. Gdybym wierzył w anioły", napisałem parę dni pózniej.Naławce naprzeciw niej siedzę ja z nastawionym na nią obiektywemaparatu.Na trzecim zdjęciu Katarina śpiąca na tylnym siedzeniu wsamochodzie, z jakąś kolorową poduszką wciśniętą pod głowę,dłonią podłożoną pod twarz, w męskiej koszuli z podwiniętymirękawami i rozpiętymi odważnie guzikami, która jakby przypadkiemjest zbyt krótka, by zakryć opięte czarną bielizną pośladki i mocnoopalone uda, i zbyt rozpięta, żeby do końca ukryć opalone piersi.Przez chwilę poczułem się nieswojo.Rozdrażniło mnie to zdjęcie.Zupełnie nielogiczne, pomyślałem, bo niby dlaczego? Wszystkie tefotografie pochodziły z okolic Splitu.Nagle usłyszałem kroki.Zbliżały się szybko, drewniaki dudniły po długim i pustymkorytarzu.W ostatniej chwili zdążyłem schować portfel i usiąść.- Przepraszam, ale będę musiał się z panem pożegnać.Czekają namnie w sali operacyjnej.To pewnie potrwa parę godzin uśmiechnął się przepraszająco. Milo było pana poznać.Todziwne, spotkaliśmy się dzisiaj po raz pierwszy, a jakoś od początkumiałem wrażenie, jakbyśmy się już kiedyś wcześniej widzieli.** *- Alen, co ty tu robisz? - Niespodziewanie głos Jeleny rozległ siętuż za moimi plecami.Odwróciłem się odruchowo.- Nic - rzuciłem obojętnie.- Chyba czas tu trochę posprzątać.Jelena rozejrzała się po pokoju.- Mówisz: posprzątać"? spytała zdziwiona. Nie pamiętam,kiedy ostatnio odsłaniałeś tu okna.Wieczny półmrok, setkispędzanych tu przez ciebie godzin, te zdjęcia, przeklęty, jakbyzatrzymany czas.- Minęło - postarałem się, żeby zabrzmiało neutralnie.Spojrzała namnie podejrzliwie.- Minęło? - spytała z niedowierzaniem.- Tak po prostu minęło?- Uświadomiłem sobie, że to już nie boli, że nie ma już dla mnieżadnego znaczenia, żadnego głębszego sensu.Po prostu niepotrzebuję już tego.- Coś się stało? - przyglądała mi się wnikliwie, przeszywała mnieswoim wzrokiem.- Nie, nic.Zupełnie nic.-1 to wszystko przeszło tak nagle?- No, nie do końca nagle.Każdego dnia mniej i mniej i któregośkolejnego zupełnie nic.Katarina zawsze chciała zobaczyć tenpokój.- próbowałem zmienić temat.-Mówisz, że robisz to dla Katariny.- wpadła mi w słowo.- No, niezupełnie - próbowałem się bronić, zły na siebie zajednoznaczność mojej wypowiedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- jolanta pawlik praca magisterska
- Zanoni
- Sawicka Wioletta Wyjdziesz za mnie kotku
- Pattison Eliot Inspektor Shan Modlitwa smoka
- Karen Marie (Fever #2) Gorączka Krwi
- Hamilton Laurell Anita Blake 05 Trupia główka cała
- Kiley Deborah Scaling Albatros. Historia kobiety, która przetrwała na otwartym morzu
- Chris Hedges The World As It Is; Dispatches
- Bąkiewicz Grażyna Będę u Klary
- King Stephen Mroczna Wieża t3 Ziemie jałowe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- niuniapeja.xlx.pl