[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani Wandziu kochana, w pani moja nadzieja - zaczęła Anna, składając ręce przedkrawcową w błagalnym geście.- Potrzebuję sukienki na sobotę.Pomoże mi pani?- Pani Aniu, dla pani wszystko.Pokaże pani ten wzór.- Pani Wandzia studiowałaprzez chwilę rysunek, po czym wymierzyła Annę sfatygowanym centymetrem.- Ale pani chudziutka.Jak gałązka - sapnęła, podnosząc się z klęczek.- Na piątekbędzie gotowe.Tylko pojutrze do miary pani przyjdzie.Z kręgu znajomych Anny na bal wybierali się Beata z Witkiem, a także naczelnyTomasz Dereń i rodzice Patryka.O ile Anna lubiła jego ojca, zresztą z wielką wzajemnością,o tyle do Miry podchodziła z pewnym dystansem.Ale Mira, sucha, wyniosłasześćdziesięciolatka, nie dała się lubić.Była co prawda niezwykle oczytana, ale miała pewną nieznośną cechę: znała się nawszystkim najlepiej.Skończyła ekonomię, lecz nigdy nie pracowała. Poświęciłam się rodzinie , mówiła zgodnością podczas niezbyt częstych wspólnych spotkań.Anna nie do końca widziała senstakiego poświęcenia, ale patrząc na sytuację w domu Patryka, rozumiała, skąd biorą się jegociągoty do ograniczenia jej przestrzeni do prawie wyłącznie domowej.Mira rzadko sięuśmiechała, a jeszcze rzadziej wybuchała.Anna też starała się hamować emocje, ale matkaPatryka osiągnęła w tym mistrzostwo.Czasem tylko, kiedy była niezadowolona, ściągała wąskie usta w śmieszny ryjek.Poruszała się z gracją wielkiej damy.Na fotel nie siadała, tylko wpływała.Wszelkągestykulację ograniczała do minimum.Trzymała się prosto, nosząc dumnie wypielęgnowanąprzez kosmetyczki i fryzjerów głowę.Anna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Mira jestcałkowicie wyreżyserowana.Gdzieś pod tą maską niedostępności krył się ktoś inny i coś, czego Anna nie potrafiłaokreślić, lecz wyraznie to widziała.A raczej czuła kobiecą intuicją.Nie starała się na siłęzaprzyjazniać z matką Patryka, ale była dla niej uprzejma.Najbardziej dziwiło Annę zaproszenie na bal naczelnego Derenia.Nie wiedziała o nimzbyt wiele, prócz tego, że pochodził z Lublina i chyba był po rozwodzie.Przyszedł do radiajesienią, po odwołaniu poprzedniego szefa.Był jeszcze młody i dość atrakcyjny, a nawetgdyby nie był atrakcyjny, i tak podobałby się pewnemu gronu kobiet, gdyż miałniezaprzeczalne atrybuty męskości: władzę i pieniądze.Anna z niechęcią obserwowała radiowe koleżanki, które od nastania nowego naczelnego dziwnie długo przesiadywały w jego gabinecie.Szła właśnie odebrać codziennąpocztę, kiedy z pokoju szefa wyskoczyła wyraznie zaróżowiona Beata, od niedawna dyrektordziału reklamy w firmie.- O! Anka, cześć.- Przywitała się trochę nieprzytomnie.- Poszalejemy w sobotę?- Poszalejemy.A co ty taka rozogniona jesteś? - zapytała z głupia frant, wywołującniewielkie zmieszanie u żony Witka.- Jaaa? - spytała przeciągle Beata, machinalnie poprawiając włosy.- Zdaje ci się.W cosię ubierzesz? - rzuciła pytanie, które zadaje się raczej, by zmienić temat, niż zaspokoićciekawość.- Nic specjalnego.Długa czarna.- Ja też wkładam czarną, ale krótką.Masz czas na kawę?- Nie dam rady.Zostało mi jeszcze trochę roboty, a potem pędzę wstawić jakiś obiad.Patryk dzwonił, że wróci dziś wcześniej.Skończyła pracę, odebrała z pralni ciemny garnitur Patryka, który oddała doodświeżenia przed wielkim wyjściem, zrobiła zakupy i pojechała do domu, wciąż mając przedoczami płonące policzki Beaty.Nie tylko policzki, ale całą płonącą Beatę.Ech, coś mi sięprzywidziało, odpędziła od siebie natrętną myśl.Nadeszła wreszcie oczekiwana sobota.Ostatnia przed Wielkim Postem.Pani Wandziawyczarowała tak piękną kreację, że tamta ze sklepu się do niej nie umywała.Dlatego Annabez wahania zapłaciła jej więcej niż umówioną cenę, zadowolona, że i tak materiał i szyciekosztowały ją o wiele mniej, niż musiałaby wydać na suknię z butiku.Ponad godzinę spędziła przed lustrem, gdy Małgosia prostowała jej długie loki, apotem upięła je nisko w węzeł ozdobiony czarną różą.Minęła osiemnasta, a Patryka nie było.Zapowiadał, że po fryzjerze musi wpaść na chwilę do szpitala, ale owa chwila zaczęła sięniepokojąco przedłużać.Anna odprasowała mu białą koszulę, dobrała odpowiedni krawat i czekałaniecierpliwie, spoglądając na zegarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki