[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alepatrząc na nich, nie mógł nikt ani na chwilę powątpiewać, że gdzietaki oddział rzuci się całą siłą, tam tysiące przed nim pierzchać będąmusiały.Wyszli tedy księża z błogosławieństwem, relikwiami, święconą wodą,wyszedł król we zbroi, szyszak tylko dawszy paziowi do niesienia ikrólowa w podróżnych szatach.Pożegnanie było krótkie, aleserdeczne.Król zaraz skinął, aby mu szyszak podano i dosiadł taranta,ale w orszaku Marii Ludwiki taki się płacz rozległ i szlochanie, żeniejednemu niepotrzebnie to serce zmiękczyło.Poczęto wołać zaraz: Na koń! Na koń!  A król, przed chorągwią stanąwszy, dopochodu znak dał, skłonił się raz jeszcze żonie, która białą chustkąpowiewała i przy dzwięku muzyki wyruszył przodem.Siadły też paniedo kolebek przygotowanych, czeladz na konie i zamek krasnostawskizaroił się już tylko ostatkiem obozu, szarym jego ogonem.Gdy się to działo, pani podkanclerzyna też na zamku była przytomnądla pożegnania królowej, która ją bardzo krótko i zimno przyjąwszy,odprawiła.Radziejowski zaś konno jeszcze za miasto Marię Ludwikęw kilka koni odprowadził.Wielu się może z kobietami rozstawało smutnie  to pewna, ale dlawielu starszych ciężar spadł z nimi z ramion, bo dwór królowej wpochodzie był niemałym brzemieniem.Sam Jan Kazimierz czuł tonajlepiej.U drzwiczek kolebki królowej jadąc, podkanclerzy miał sposobność jązapewnić, że pozostaje tu na straży jako jej wierny sługa i woliwykonawca.Wzdychał przewidując, że obowiązek ten pewnie łatwymdo spełnienia nie będzie, lecz ręczył za swą gorliwość.Kolebka też pani podkanclerzyny, która wytwornością swą izaprzęgiem nie ustępowała tej, jaką jechała królowa, ruszyła razem zwozami króla i dworu w dalszą ku Sokalowi drogę.Była ona jedynąpozostałością z licznego niewieściego orszaku.Radziejowska jechałasama ze sługą tylko, pogrążona w myślach, bo nie wiedziała, czy sięmiała cieszyć, czy niepokoić powolnością mężowską i projektemtowarzyszenia mu do Kryłowa.Zdawało się, jakby na ostatek pozbyłsię swej zazdrości, podejrzeń i wracał do lepszych dla niejsentymentów, ale mogłaż rachować na niego, znając już przewrotnośći obłudę? Wojsko posuwało się dalej powolnym bardzo chodem, a los takchciał, że pierwszy ten dzień nie miał przejść bez tragicznegowypadku.Chorągiew właśnie lasem ciągnęła, gdy bystre oko króladostrzegło z dala siedzącego nad drogą niby żebraka, człowiekadziwacznie odzianego, odartego, po części w łosim kolecieniemieckiego kroju, mocno zszarzanym.Przy królu oprócz innychjechał przywołany przez niego wypadkiem od swej chorągwiStrzębosz, bo go Jan Kazimierz rozpytać chciał o nią.Król wskazał naniego. Dałbym gardło  odezwał się  że to jest szpieg, patrzy spodełba, a z postawy i z odzienia na tubylca nie wygląda.Podejrzana tofigura.Strzębosz nawet się zaofiarował po niego, bo król przystanął, a tuż iJaskulski nadbiegł i kilku innych, którzy dosłyszeli słowa króla.Skoczyli więc ku żebrakowi, który postrzegłszy, że się do niego mają,zrazu umykać chciał, ale wnet się rozmyślił, bo uciec nie byłosposobu.Strzębosz pierwszy dobiegł wołając: Stój! Ktoś ty? Co za jeden?Dopiero teraz mu się mogli przypatrzeć, a twarz, w której wszystkiemuskuły drgały, opalona, pomarszczona, wejrzenie lisie już go więcejniż podejrzanym czyniły.Otoczyli go wojskowi. %7łołnierz jestem  wybąknął  co ma być, żołnierz z regimentuniemieckiego, co tu stoi w pobliżu. Cóż tu robisz? Wyszedłem na słońce, bo mnie trzęsie febra.Jaskulski tedy popatrzywszy nań, gdy się zmieszał, batożkiem go poplecach i krzyknął: Ażesz.Wtem król począł dawać znaki, aby mu go przyprowadzono.Pędzonowięc, gdzie stał na koniu oczekując Jan Kazimierz, ale nim doszedł,zupełnie się strwożył i rękami począł chwytać powietrze, jakby padał.Postawili go przed królem.Znowu tedy pytania.Nie śmiał już kłamać,że z regimentu żołnierzem jest, ale bąkał, że żebrak, ubogi, że tu wsąsiedztwie przytułek miał, że człowiek niewinny.I jak stał, tak nakolana padł przed królem, ręce złożył i miłosierdzia prosić zaczął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki