[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W świetle gwiazd i księżycowego nowiu ujrzał przed sobą rozległą płaszczyznę.Teraz drogaprowadziła prosto, ku widniejącej z dala ścianie boru, zbyt jednak odległego, by koń, dzwigającypodwójny ciężar, zdołał go dopaść, wyprzedzając pościg.Z prawa połyskiwała wysrebrzona księżycowym światłem tafla wody, a za nią majaczyły na wzgórzukontury zamku.Jakieś jedno oświetlone okno zapewne z wieży, bo zdawało się tkwić pod chmurami patrzyło w noc żółtym punktem niby okiem Cyklopa.Ziemia uciekała w tył spod kopyt pędzącego konia, ale mimo to miarowe dudnienie, które Czarnywciąż słyszał za sobą, z minuty na minutę stawało się coraz głośniejsze.Spojrzał na dziewczynę.Oparta ramieniem o jego pierś, kołysała się miarowo, zgodnie z rytmemkońskiego grzbietu.Jedną ręką trzymała się przedniego łęku, drugą podtrzymywała pod szyjąopończę.Jak gdyby wyczuła jego spojrzenie, gdyż spytała cicho: Dlaczego uciekamy przed nimi? Przecież uwolniłeś ich od tych zbójów? Nie mam teraz czasu na udzielanie wyjaśnień.Wszystkie jego myśli krążyły wokół jednego: jak ujść pogoni i co zrobić, jeśli tamci ich dopadną? Iwciąż nie potrafił znalezć odpowiedzi.Mając bowiem u boku dziewczynę, nie mógł walczyć, nawetgdyby chciał stawać sam przeciw pięciu.Obejrzał się za siebie.Droga kładła się jasnym pasem wśród połaci rżysk, a na niej sunęła szybkociemna masa, wzniecając za sobą obłok kurzu.Raptem spostrzegł czarny pas krętą linią przecinający drogę.Wytężył wzrok, starając się rozpoznaćnieoczekiwaną przeszkodę.Odległość szybko malała, toteż wkrótce mógł stwierdzić, że była togłęboka rozpadlina gruntu.Kiedy dopadł do jej skraju, ujrzał wijący się na dnie strumień.Droga skręcała i opadała skosem po stoku.Szarpnął wodzami i koń począł zsuwać się w dół, coraz tozapierając się przednimi nogami, by nie zwalić się na głowę pod podwójnym ciężarem.Dotarli szczęśliwie do dna wąwozu i w paru skokach przebyli bród.Koń gwałtownymi susami, dyszącciężko, pokonywał teraz wzniesienie, którego kraniec rysował się nad nimi na tle nieba.Wreszcie wydostali się na szczyt.Tu Czarny, zamiast rzucić się do dalszej ucieczki, wstrzymał konia,zeskoczył na ziemię i rzucił dziewczynie wodze. Umiesz jezdzić? zawołał szybko, ściągając z pleców kuszę. Pewnie, że umiem! Zostań tu, koło drzewa, ale jeśli krzyknę, gnaj ku lasowi wiele tchu! Potem skręć w lewo i, niezagłębiając się zbytnio, czekaj na skraju.Jeśli nie przybędę, radz sobie, jak potrafisz! Ale grubego sięstrzeż! dorzucił nazakończenie i nie słuchając jej protestów, dopadł urwiska z napiętą już kuszą w ręku.Odgłos galopujących koni stawał się coraz bliższy, aż wreszcie na przeciwległym skraju ukazały siępostacie jezdzców.Mało co hamując pęd wierzchowców, runęli kupą w dół.Czarny zaczerpnął głęboko powietrza i wolno uniósł kuszę do oka.Była to jego ostatnia szansa, którejnie wolno było zmarnować.Wolałby strzelać człowieka niż zwierzę, bo nie ono było jego wrogiem, ale wyboru nie miał.Odnalazłkońcem kuszy szyję pierwszego wierzchowca, który właśnie był w połowie stoku, i nacisnął spust.Stuknęła zwolniona cięciwa i bełt ze świstem pomknął w ciemność.Ugodzony koń zwalił się na głowę,jadący na nim wyleciał z siodła, tocząc się po pochyłości, a reszta koni i jezdzców utworzyła jedensplątany kłąb z wolna sunący w dół.Po chwili z tego kłębowiska wyskoczyło paru ludzi, jakiś rumak poderwał się na nogi, inny, znaćbardziej przerażony, a uwolniony od ciężaru, wyrwał się ku wodzie i gnał przez bród.Puste strzemionauderzały go w boki, jakby przynaglając do jeszcze szybszego biegu.Dopadł szczytu, na widokCzarnego uskoczył raptownie i pognał pustą drogą, niknąc w ciemnościach nocy.Na stoku pozostały jednak dwa konie, a obok nich jedna ludzka sylwetka z rozpostartymi nieruchomoramionami.Czarny przestał już obawiać się dalszego pościgu.Mógł ustrzelić i dwa pozostałe wierzchowce, aleszkoda mu było zwierząt.Bez zbytniego więc pośpiechu założył kuszę na plecy i skoczył na siodło.Po chwili obejrzał się za siebie,ale tak jak przewidywał, droga była pusta.Ciszę nocy zakłócał jedynie galop własnego konia.Wkrótce dotarli do zbawczego lasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Clay Griffith, Susan Griffith Imperium Wampirów 01 Imperium Wampirów
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Peter Berling Dzieci Graala 01 Dzieci Graala
- Marlowe Mia Dotyk złodziejki 01 Dotyk złodziejki
- Brockway Connie Niebezpieczny kochanek 01 Niebezpieczny kochanek
- Carla Neggers Tessa z Somerville 01 Tessa z Somerville
- Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
- Saylor Steven Rzym
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szopcia.htw.pl