[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż tak często na takie szaleństwa sobie niepozwalałam, a nawet bardzo rzadko.Uznałam, że wkońcu coś mi się też od życia należy. Lubisz wracać w te same miejsca? zainteresowałam się, słuchając, z jakim zapałemopowiada o okolicach, które zamierzał mi pokazać.Bo ja nie bardzo.To znaczy, gdybym miała wybierać,wolałabym nowe, tam, gdzie jeszcze nie byłam.Jesttyle pięknych miejsc i boję się, że nie zdążę ichzobaczyć.Patrzyłam, jak prowadzi, spokojnie i pewnie.Tylko od czasu do czasu rzucał na mnie zachwyconespojrzenie.Tak mi się przynajmniej wydawało.Przywołana do porządku intuicja wysyłała takiewłaśnie komunikaty.Bardzo miłe komunikaty. To całe szczęście, że nie byłaś w Podgórzynie.A ja lubię powroty powiedział po chwilizastanowienia. %7łycie mnie nauczyło, że nieważnegdzie, ale z kim, dla kogo.Trochę to filozoficzniezabrzmiało, nie obawiaj się, na co dzień tak niefilozofuję.Pogoda w niczym nie przypominała majowegoweekendu.Deszcz siekł ponuro o szyby, wycieraczkisennie zbierały deszczowe krople.Szare chmurywisiały tuż nad szosą.Ruch był stosunkowo niewielki, pewniewszyscy, którzy mieli wyjechać, już dojechali iwypoczywali.Albo psioczyli na pogodę, która, jeśli wierzyćkomunikatom meteorologicznym, jak Polska długa iszeroka była podobna i zachęcała prawdopodobniejedynie do spania.Ale to też wypoczynek.Dlaniektórych przynajmniej. Nie wierzę własnemu szczęściu rzekł iuśmiechnął się promiennie, jakby na przekórdeszczowi. Już to mówiłeś. Jak chcesz, mogę powtórzyć jeszcze sto razy.Tak się cieszę.Roześmiałam się.Ja też się cieszyłam.Wbrewpadającemu nieustannie deszczowi, który nastrajałmnie zawsze pesymistycznie.Ale nie tym razem.Iwbrew wyrzutom sumienia, które co prawda niecoosłabły, ale od czasu do czasu dawały znać o sobie.%7łebym przypadkiem nie zapomniała, gdzie mojemiejsce.Rozdział 31.Poranek przywitał mnie słońcem, które wkradałosię do środka wszystkimi możliwymi szparami wstarych drewnianych okiennicach.Deszcz przestałwreszcie padać, co skłoniło ptaki do głośniejszegoniż zwykle szczebiotania, ćwierkania i śpiewania.Czyniły to na różne melodie i tony.Widocznie teżmiały dosyć marznięcia w maju.Nienormalnego o tejporze roku, ale normalnego w naszym kraju.Wiosnaw takim wydaniu przypominała listopad i to wkońcowej fazie.Dziś już nie miałam problemówlokalizacyjnych.Wczoraj po przebudzeniu nie zabardzo wiedziałam, gdzie jestem i po co.W pierwszejchwili pomyślałam, że jakimś cudem przeniosłam sięw czasie do domu babki Celki.Dom w Podgórzynierzeczywiście trochę przypominał dom mojegodzieciństwa.Tylko widok za oknem był inny.Poprzedniego dnia w drodze na Chojnikzmokliśmy cztery razy.Deszcz nie zostawił na nassuchej nitki, a do tego naraziłam Jacka na dodatkowenieprzyjemności nie wzięłam bowiem ciepłegoswetra, jakbym nigdy wcześniej nie chodziła pogórach i nie potrafiła przewidzieć kaprysów górskiejaury.Tym bardziej że pogoda od kilku dni kaprysiła,niezależnie od położenia geograficznego.Mójtowarzysz szarmancko zdjął swój sweter (śliczniepachniał!), nakazał założyć go mnie i do tego jeszczeusiłował wmówić, że nie jest mu zimno.A zimnobyło okrutnie.Grabiały mi ręce i szczękały zęby.Nawet w tym pachnącym swetrze, a co dopiero bez.Byłam na siebie zła za tę indolencję w kwestiipogody.Czułam się jeszcze bardziej idiotycznie niż wpiżamie w zajączki.Tymczasem Jacek wziął mojeręce w swoje i zaczął je rozgrzewać, chuchając,dmuchając i rozcierając na różne sposoby.Robił todelikatnie i naturalnie.Przez chwilę wydawało misię, że rozgrzewa mi nie tylko ręce.A potem nawetnie zwróciłam uwagi, kiedy przestał i tylko trzymałmoją rękę w swojej.A gdy już się zorientowałam,jakoś wcale nie chciałam jej wyrywać.Na Chojnikunatychmiast zaaplikował mi grzańca (grzańca wmaju!!!), więc byłam już rozgrzana całkowicie idokumentnie.Turystów nie było zbyt wielu,widocznie pogoda przestraszyła amatorów górskichwędrówek.Michał donosił w SMS-ach, że jest super,dużo zwiedził i że byli na basenie.W jakiejś Isharze,do której muszę koniecznie pojechać z nim, taka jestfajna.Zrobiło mi się miło, że o mnie pamięta.A potemspędziliśmy z Jackiem bardzo miły wieczór przykominku.Czułam, jak spływają ze mnie wszystkietroski.I zmęczenie.Było mi dobrze.A nawet bardzo dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Wilson Gayle Intryga i milosc 15 Zbuntowane serce
- Psychologia SpoĹeczna Serce i UmysĹ Elliot Aron son
- Psychologia Społeczna Serce i Umysł Elliot Aron son
- Moore Margaret Wojownik 08 Serce i honor
- Elliot Aronson Psychologia Społeczna Serce i Umysł
- Aronson Elliot Psychologia Społeczna. Serce i Umysł (2)
- zakonnica diderot
- § William Ryan ÂŚwiętokradcy
- Marai Sandor Zar
- John Temple The Last Lawyer, The Fight to Save Death Row Inmates (2009)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- shinnobi.opx.pl