[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na moście silnik nagle zaczął się krztusić.W popłochuspojrzał na wskazniki.Benzyny było dosyć, obrotomierzw porządku, temperatura OK& a jednak maluch najwyraz-niej nie wytrzymywał narzuconego tempa.Jazda w sytuacji,gdy musi być na czas, wydawała się ryzykowna, więc zarazza mostem zmienił pas ruchu i skręcił w kierunku dworca.Jeśli będzie jakiś pociąg, który przyjedzie do Poznaniaprzed dwunastą, to jadę pociągiem  zdecydował.Zostawił samochód na parkingu, chwycił termos i po-gnał do kas.Nawet nie spoglądał na tablicę odjazdów, bowłaśnie głośniki zapowiedziały pociąg z Olsztyna do Po-znania.Kupił bilet i popędził na peron, mając nadzieję, żeskoro pośpieszny, to na jedenastą najpózniej się doturla.Ledwo wsiadł, pociąg ruszył.Chwilę uspokajał oddech, po czym wyjął komórkę i za-wiadomił Olę, co się stało. Czy mogłabyś mi zainokulować kolbę pożywki, ta-kiej jasnej, stoi u mnie na stole, szczepem Rad 8-25? Jestw termostacie, podpisany.I niech się szejka.Tak gdzieś kołojedenastej.Nie wcześniej.Ja wrócę, mam nadzieję, tym, cojest w Toruniu po szóstej wieczorem, więc powinny mi aku-rat dorosnąć. Nie ma sprawy, coś jeszcze ci zrobić?Podbić oko  uśmiechnął się Paweł w myślach.Zasta-nawiał się chwilę. Chyba już nic, no chyba żebyś zobaczyła, że zapom-niałem czegoś w pośpiechu wyłączyć.Jakby co, jestem podkomórką.Zablokował telefon, termos z cenną zawartością podłożył181sobie pod plecy, aby ktoś się nim czasem nie  zaopiekował ,i postanowił uzupełnić niedobory snu.Wstawanie przedpiątą dawało już o sobie znać.2Dominika, znowu wystrojona w spódnicę do kostek, z bi-jącym sercem stanęła przed drzwiami Grześka.Tym razemumówiła się z nim telefonicznie i miała pewność, że jejoczekiwał.Była mocno rozczarowana, gdy zastała pokoik wpraw-dzie nieco zamieciony, ale nie przygotowany tak, jak się tegospodziewała.Przez szeroko otwarte okna wpadał słonecz-ny blask, odbijając się w trochę jeszcze wilgotnej podłodze.%7ładnego nastrojowego półmroku, żadnych kwiatów, winaczy subtelnej muzyki.  Popatrz  powiedział z dumą Grzesiek, wskazującna niski wiklinowy stolik i nadgryziony przez mole puf. Przekopałem piwnicę u rodziców i coś jednak znalazłem.Będzie gdzie siedzieć.Dominika zajęła miejsce na tapczanie, licząc, że Chmu rawkrótce do niej dołączy.Puf nie wyglądał na wygodny. Co u ciebie słychać?Bosh!  jęknęła w myślach. Chyba nie zamierza robićpowtórki z kawiarni i wypytywać o wakacje, dom, plany naprzyszłość i szkolne zainteresowania?Tam rozmowa im się nie kleiła, dopóki nie zeszli na che-mię.Tym razem Dominika miała ochotę na inne tematy.Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Nie masz nic do picia? Gorąco dzisiaj  westchnęła,rozpinając dwa guziczki bluzki. Co? Ach, tak! No jasne! Zaraz.Czego się napijesz? Grzesiek poderwał się, przewracając puf i ruszył w stro-nę kuchenki.182 A co masz? Wodę mineralną, sok& Masz może z czarnej porzeczki?  zapytała z na-dzieją.Czarna porzeczka, zwłaszcza w litrowym kartoniku,najlepiej nadawała się do jej planów. Mam!  ucieszył się.Postawił na stoliku dwieszklanki i zabrał się do otwierania soku.%7łeby tylko teraz nie zrobić fałszywego ruchu  pomy-ślała Dominika.wiczyła tę scenę wielokrotnie w łazience,ale na myśl, że ma to zrobić  na żywo , poczuła w gardlewielką gulę.Poderwała się z tapczanu. Może ja naleję  powiedziała grzecznie, chwytającobiema rękami prawie otwarty kartonik.Zcisnęła z ca łejsiły. Ojej!  krzyknęła z udanym przerażeniem, gdystrumień soku strzelił Chmurze prosto w twarz.Korzysta-jąc, że jest chwilowo oślepiony, szybko chlusnęła i na swojąbluzkę. Trzeba to natychmiast zaprać, bo będzie plama! wrzasnęła, rozpinając guziczki u siebie i próbując równo-cześnie zedrzeć z Grześka poplamioną koszulę. Straszniecię przepraszam! Gdzie masz czajnik? Potrzebuję wrzątku!Ojej! Spódnica też w plamach! A jak twoje spodnie?3Podpytawszy współpasażerów i pogrzebawszy w zakamar-kach własnej pamięci, Paweł wiedział, że aby dotrzeć naMorasko, powinien jechać szybkim tramwajem,  Pestką ,a potem gdzieś się przesiąść. Kupił bilety i zaczął niespokojnie przechadzać sięwzdłuż przystanku.Już dobrą minutę krążył niczym głodny lew w klatce,zastanawiając się, czemu nic nie jedzie, gdy nagle zdał so-bie sprawę, że ktoś woła go po imieniu.Odwrócił się.Jakiś183łysiejący facet z brzuszkiem machał do niego, uśmiechającsię szeroko.Uśmiech wydał mu się znajomy.Kto to możebyć? Paweł zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć,skąd zna tego człowieka, i nagle go olśniło: kolega z po-dwórka! Jarek! No, wreszcie  zaskoczyłeś  roześmiał się tamten. Kopę lat! Cześć! Co robisz w Poznaniu? Mieszkam  wyszczerzył zęby w uśmiechu. A ty?Dalej w Toruniu? A może też tu mieszkasz od lat, a ja nico tym nie wiem? Nie, nie.W Poznaniu jestem tylko chwilę i dziś jesz-cze wracam do Torunia. Jaka szkoda  zmartwił się Jarek. Myślałem, żecię zgarnę i przedstawię mojej żonie i dzieciakom.A ty, jak?Ożeniłeś się? Nie. No to na co czekasz? Na tramwaj  burknął Paweł i wskoczył w nadjeż-dżającą właśnie  ósemkę. Strasznie się śpieszę, cześć!Wysiadł na moście teatralnym i śpiesznie ruszył ku przy-stankowi  Pestki.Nagle stanął jak wryty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki